Nie ma specjalnych powodów abym kochał ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, ale teraz będzie o nim nawet z pewnym podziwem. Otóż ważę, ile to pomyj wylano na katolickiego reformatora oświaty. Co robi źle, co dobrze – ocena zależy od często bezkrytycznego zapatrzenia albo od wściekłej nienawiści do wszystkiego, co polskie i patriotyczne. Zważcie ludkowie (bynajmniej nie dobrzy) sami. Ile trudu – papieru, atramentu, stukania w komputer – zajęło wam niszczenie tego faceta?
Odsądzacie Czarnka od czci i wiary na wszelkie sposoby i… I nic! Minister przypomina mi – w związku z konsekwencją działania, uporem i przyklejoną drwiną uśmiechu – izraelskiego wodza Benjamina Netanjahu. Tamtego wieloletniego premiera, rzeczywiście zanurzonego po uszy, topią usilnie, a on nadal rządzi. Pan Czarnek nie jest przywódcą państwowym, ale facetem, który ma jakiś konkretny program, obwieścił go i realizuje.
A krytykujące szefa MEN potwory liberalne najwidoczniej nie wiedzą czego chcą. Kręcą się, jak coś tam w przeręblu i parują pod wpływem ciepłych temperatur.
Po warszawskim pochodzie 4 czerwca rzeczywiście ci, którzy zjechali się licznie i za własne pieniądze do stolicy mogli mieć satysfakcję. Tu się im udało. Tak jak i wyważone wystąpienie Tuska przed Zamkiem Królewskim. I tyle. Bo jednak sondaże niewiele drgnęły. Skoku nie odnotowano. Więc Donaldowi doradzono: „Nie ma co walczyć delikatnie, wal Donek dosadnie”. I tak już w Poznaniu zrobił. Pokazał prawdziwą gębę. Wściekłego, nie przebierającego w obraźliwych słowach.
Na ministra Czarnka szambo nadal leci. Ale to chłop twardy – przynajmniej tak wygląda. Wokół ma wielu gogusi, którzy pewnikiem wkrótce się wykruszą. Pierwszy krok redukcyjny dokonano w gromadzie wicepremierów. Co prawda tłumaczenie – oczywiście słusznej decyzji – jest bardzo pokrętne i zupełnie niepotrzebne. No trudno. Najważniejsze, że nie ma już tylu wice. Wystarczy jeden. Da radę. Czarnek też. Nie chodzi o to by się do niego modlić, ale aby był konsekwentny i odważny.
To ministerstwo – ważne przecież bardzo – miało wielu tragicznych wodzów. Jeśli nawet był dobry to okazywało się, że liczyć nie umie. Jeśli była lewicowa – to zlikwidowała szkolnictwo zawodowe. Jeśli udawał patriotę i prawicowca to okazywał równie głupi jak długi.
Teraz jest rzeczywiście – nie da się ukryć – prawicowy minister oświaty. Wiele jest sposobó by hamować zbyt daleko idące zapędy. Ale w najważniejszych sprawach minister Czarnek ma rację. Rzecz nie jest nowa – taka będzie Ojczyzna, jak wychowanie młodzieży.
Dookoła jeden z drugim, jak nie cykor to histeryk (skąd my to znamy?) – cichcem nawet słuszne rzeczy wygłaszane są z mównicy w Strasburgu. A należałoby donośnie i odważnie. Tak jak to teraz zrobił kilka razy europoseł Dominik Tarczyński.
Zostało już czasu niewiele, gdy społeczeństwo powie – sprawdzam. Na piśmie. I potem na nic wszelkie gadanie. Komentowanie nie będzie miało sensu, bo i słuchania nie będzie.