HUBERT BEKRYCHT: Dziennikarze mogą kłamać? Niektórzy mówią, że tak… jeśli mają dobrych adwokatów

Czerwone koło fortuny - czasem bywa kapryśne Fot.: arch./ h/ re/ e

Mam, poza zażenowaniem, ataki śmiechu przeglądając toporne felietony i artykuły krytykujące „dziennikarzy pisowskich” a nawet – zdaniem niektórych autorytetów obecnej tzw. IV władzy –  „pisoskich” – tak (i z błędem i nie) określa się od grudnia 2023 r. media konserwatywne, reporterów i publicystów o nie liberalnych, nie lewicowych i nie lewackich poglądach.

Wiodącym środowiskiem jest w tym „piętnowaniu pisiorów” pewne towarzystwo a właściwie towarzycho – to od ohydnego śpiewu żenujących piosenek przy biesiadowaniu, podczas którego dali się nawet nagrać i umieścili to w sieci. Towarzycho to skupia ludzi odklejonych od rzeczywistości, ale to nie może być usprawiedliwienia dla ich niecnych czynów. Grupka liczy, według różnych informacji, od 70 do 110 osób, bo przez kilka lat już kilkakrotnie zdążyli się ze sobą pokłócić i rozpaść na sporo części…

To ci ludzie zamiast zająć się swoimi sprawami lub – jak to określają – „walką o wolne media i niezależne dziennikarstwo” nieustannie torpedują już nie tylko największą w Polsce organizację dziennikarską, czyli Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, ale i innych dziennikarzy nie podzielających ich obłędnych poglądów.

Trutnie

To od lat ci sami członkowie towarzycha podczas corocznych zjazdów innego towarzycha dziennikarskiego, ale z całej Europy, z uporem godnym trutni w ulu pogubionych ludzi, manipulują i kłamią nie tylko bzdurząc o działalności SDP (ich kompleksy da się leczyć), ale na temat sytuacji mediów w Polsce. Nie mają zresztą w tych sabotażowych działaniach polotu, nieprawdziwe informacje są szybko demaskowane, ale przynoszą wiele szkód Polsce, nie tylko dziennikarzom konserwatywnym, ale mediom w ogóle.

Najgorsze jest jednak to, że dla wygody w większości liberalnego a nawet lewackiego towarzycha, współpracując ze sterującą organizacją dziennikarską ze Starego Kontynentu, za jej zgodą, doprowadzają do wrzenia w innych stowarzyszeniach i związkach krajowych, bo przecież manipulacja idzie potem nie tylko w Polskę, ale i w świat. Naśladowców polskiego towarzycha jest wielu.

Dama daje znak

Najbardziej krzykliwa dama towarzycha – wg. stołecznych kryteriów – z prowincji pisze jednak niebezpieczne rzeczy, bo rozsiewa plotki, insynuacje, pogłoski, pomówienia. Słowem podżega do potępiania ciągle nowych osób. Na przednówku doszło to tego, że towarzyszącą towarzychu damę zwolniono, już za nowych władz, z jednego z mediów publicznych. Jeden z jej kolegów określił to dosyć plastycznie we wpisie internetowym: „stopiła się jak ołowiana figurka, bo tak paliła się do dyrektorowania lub prezesowania”.

To, że pisze owa dama o obecnych władzach i ludziach wspierających bezprawnie przejęte przez rząd media nie ma żadnych konsekwencji, bo  jej pół i ćwierć „prawdy” nie robią już na neoprezesach publikatorów rządowych żadnego wrażenia. Przekroczyła  owa dama nawet granice swoich liberalnych koleżanek i kolegów, zaczęła bowiem krytykować mechanizm „naprawy” mediów publicznych po ich nielegalnym przejęciu w nocy z 19 na 20 gruddnia. No, trudno. Kłótnia w rodzinie? Patologia społecznego oddziaływania mediów? Zmęczenie materiału „dziennikarskiego? Ich sprawa.

Zmęczenie materiału rządowego?

Z zadowoleniem jednak powitałem informacje, że powtarzane przez damę kłamstwa o zwalnianych teraz z mediów publicznych dziennikarzach i o dziennikarzach oraz pracownikach, którzy pozostali w owych mediach, będą miały swoje konsekwencje prawne. Wbrew dokumentom, dowodom z tychże dokumentów, nagraniom, słowem faktom, dama brnie w procesowe formy szkalowania wielu konserwatywnych reporterów i publicystów. I to się staje niebezpieczne dla – dotąd jej – towarzycha. Nie dość, że obraża umiłowany rząd powstały 13 grudnia 2023 roku to jeszcze obraża swoich i „swoich”. Głupota jest przecież zawsze, wcześniej czy później, karana. W każdym towarzystwie. Nawet w towarzychu.

Grupy medialne straceńczo podlizujące się gabinetowi Tuska mają, paradoksalnie, zły czas. Nawet otoczenie premiera widzi przecież, że nadskakiwacze i nieudacznicy, teraz akolici PO (KO), TD i Lewicy, przez ostatnie 8 lat, zamiast pracować nad „wizją” propagandy tego rządu, kłócili się między sobą.

Radykałowie rządowego nieładu medialnego zapowiadają, jak w pewnym porzekadle, że w końcu „przyjdzie Zdzicho i rozgoni towarzycho”. Parafrazując pewną zgraniczną piosenkę zapytam: „Zdzicho, Zdzicho, wtf* is Zdzicho?”

* (ang.) włączcie te fantazje

Hubert Bekrycht (X, FB)