Nowy układ monachijski w Europie już jest. Nie wiadomo tylko, gdzie zostanie podpisany. Na pewno nie w Monachium, bo to byłoby zbyt dosłowne, ale Niemcy pracują na to, aby wesprzeć Rosję, co oznacza, że teutońskie jelenie wchodzą na teren moskiewskich niedźwiedzi i tygrysów.
83 lata po tym jak Adolf Hitler upokorzył premiera Nevilla Chamberlaina i po tym, jak Brytyjczycy próbowali wytłumaczyć światu, że pozostawienie na pożarcie Czechosłowacji jest jedynym wyjściem, aby Stary Kontynent po dwóch dekadach pokoju znowu nie utonął we krwi. Tłumaczyli prawie rok, aż Niemcy napadli na Polskę. 17 dni później ówczesny sojusznik Hitlera – Józef Stalin wydał rozkaz, aby walczącej Polsce wbić nóż w plecy i bez wypowiedzenia wojny zaatakować wschodnie tereny naszego kraju.
Historia lubi się powtarzać? Bardzo. Historia pełna jest takich przypadków. Miejmy nadzieję, że nie teraz. Niemcy AD 2022 bardzo jednak zabiegają o kolejne Monachium i celowo nazwy bawarskiego miasta nie umieszczam w cudzysłowie. To przecież okoliczności, które są kopią tych z 1938 roku. Tym razem nie chodzi o pozostawienie samej sobie, konającej Czechosłowacji. Teraz idzie o Ukrainę, uznawane na całym świecie niezależne państwo, które od prawie 8 lat jest atakowana przez Kreml. Najpierw Rosja ukradła Ukrainie Krym, a potem wznieciła krwawy konflikt w Donbasie.
Oczywiście zdolności Władimira Putnia nie sposób porównywać do zdolności Adolfa Hitlera. Prezydent Rosji jest lepszy. I oczywiście dla nas i wielu narodów Europy to gorzej. Putin rozumie geopolitykę wprost, bez przesądów niemieckiego dyktatora. A to już naprawdę bardzo zły prognostyk dla świata. Świat jednak nie jest gotowy na wojnę, szczególnie administracja prezydenta USA Joe Bidena (wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Dziadka, Panie Prezydencie). Świat wyczekuje na nowe Monachium. Najpierw w sprawie Ukrainy. A potem? Odpowiedź jest prosta.
Jeśli teraz NATO i UE zdecydowanie nie sprzeciwią się kremlowskiej satrapii, zagrożone będą – jak mówił 14 lat temu prezydent RP Lech Kaczyński – państwa bałtyckie, a być może i Polska. Sytuacja zmienia się szybko, bo szantaż gazowy Moskwy jest faktem, może Putinowi zechce się zapanować nad Słowacją, Republiką Czech, Węgrami i zachodnimi Bałkanami. Kto wie, co dalej?
Na pewno nie wiedzą tego albo nie chcą wiedzieć nowe władze w Berlinie. Niemcy toczone teraz chorobą lewacką prowadzą już wojnę, wojnę myśli. To wojna niemiecko-niemiecka. Jedni Niemcy myślą, a drudzy myślą, że myślą. Na razie ustępują, na razie się kompromitują, ale być może za kilka miesięcy, jakaś myśl niemiecka odszuka dawną bratnią myśl. Na przykład pruską – jeśli wroga nie można pokonać, należy się przyłączyć. Chodzi o wroga oficjalnego, czyli Rosję, (choć tonie przeszkadza w robieniu interesów z Moskwą), bo Niemcy nie wystąpiły ani z UE ani z NATO. A co wtedy zrobią Francja, Wielka Brytania, Benelux, Skandynawia, południowe państwa UE i NATO, wreszcie, co zrobią Stany Zjednoczone? Czy podpiszą, przygotowany już poza Monachium, nowy układ monachijski?
Ale miało być o filmie „Monachium w obliczu wojny”. Niewiele jednak będzie, bo pokazywany w Netflixie brytyjski obraz „Monachium…” jest tak samo dobry, jak polskie tłumaczenie tytułu. Otóż „Munich The Edge of War” przełożono – moim zdaniem – niezgodnie z prawdą. I językową i historyczną. Co komu szkodziło przetłumaczyć tytuł, jako „Monachium na krawędzi wojny”? Tak przecież było. Hitler wszystkich postraszył, Chamberlain się dał się zwieść, a jak się zorientował, że Niemcy go wykiwali strasząc wojną, kłamał, że „przywiózł” pokój. Widać i dziś ktoś się przestraszył, tak jak 83 lata temu Hitlera, tak jak teraz Putina. To na razie strach wyznaczany przez polityczną poprawność, ale wkrótce..? Oby nie.
Dziennikarzy w filmie o monachijskiej hańbie Europy przedstawiono też szczególnie, tyle, że niestety prawdziwie. „Mocarstwa” zachodnie zgodziły się, aby podczas konferencji zdjęcia robili tylko fotoreporterzy Hitlera…
Czy teraz to możliwe, aby tylko jedna strona informowała i pokazywała wydarzenie polityczne? Nie wiem, ale to nie jest wykluczone.
Film „Monachium w obliczu wojny” nakręcono, aby Jeremy Irons mógł zagrać Nevilla Chamberlaina i aby w finalnych napisach, umieszczono bzdurę, że układ w Monachium „kupił” czas na przygotowania do wojny i… pokonanie III Rzeszy…
Kłamstwo, także to „nierealne” – powiedzmy filmowe – w naszych czasach często staje się prawdą, wystarczy, że ktoś, kto nie zna historii obejrzy zapakowaną w „uniwersalne” wartości brytyjską bajeczkę o bohaterstwie synów Albionu i… niektórych Niemców.
Na Ukrainie na pewno ten film furory nie zrobi.
Monachium w obliczu wojny Munich The Edge of War reż.: Christian Schwochow, scen.: Robert Harris, thriller / szpiegowski, prod.: Wielka Brytania, dystr.: Netflix