HUBERT BEKRYCHT: Polityczka w akcji, czyli – zdaniem TVP – Vance to „amerykański Mastalerek”. Upał na ekranie

Inauguruję nową rubrykę, przepraszam, rubryczkę o zabarwieniu satyrycznym, krytycznym a nawet krytykanckim. Portale społecznościowe pełne są dobrej woli i empatii a media głównego nurtu, szczególnie publiczne a nade wszystko telewizje informacyjne ociekają czystą prawdą i broń Panie Boże, w przeciwieństwie do konserwatywnych i pluralistycznych sprzed 13 grudnia 2023 roku, nie ma tam komentarza sugerującego i manipulacji. Wszyscy pracujący tam dziennikarze, nawet ci, którzy „wysługiwali się PiS”, śpiewają do kamer, że linia Trzech Partii Tworzących Obecny Rząd Tysiąclecia jest najlepsza… Wiecie już czego nie oglądać, ale ja muszę.

Tę rubryczkę sprowokowała Bawołek, właściwie Pani Redaktor Dorota Bawołek, korespondent TVP w Brukseli, ale całkiem jeszcze niedawno pracowała w Polsacie w stolicy Belgii. W Wikipedii w wersji angielskiej, ktoś napisał (może nie wiedział,  że my w Polsce, gorzej niż red. Bawołek, ale jednak znamy jęz. angielski),  że była   prześladowana przez TVP.  Dodano, że bronili jej politycy europejscy, głównie EPP (frakcja PO i PSL), co jest o tyle dziwne, że przecież dziennikarka podkreślała, że jest apolityczna. Czort wie, dlaczego prześladowaną przez „pisowską” TVP red. Bawołek zwolnili z prywatnej telewizji Polsat. Ja nie wierzę, że taki fachowiec, jak ta dziennikarka – jak piszą o niej wraże portale – jest „niesympatyczna”, bo – tu z kolei cytat z angielskiej wersji Wikipedii –  „polski dziennikarz TVP próbował przeszkodzić Bawołek w wywiadzie z Tuskiem i nagrał Bawołek sprzeciwiającą się ich obecności.” Nie wierzę, aby red. Bawołek była nieprzyjemna dla kogokolwiek, to znaczy dla kogokolwiek, kogo lubi. A lubi wszystkich od polityków poprzez operatorów na brukselskich kotach skończywszy.

Zresztą obserwowałem w Brukseli młodą dziennikarkę Dorotę Bawołek ,w pierwszym roku jej pracy dla Polsatu, jesienią 2008 roku. To nieprawda, że z wyższością potraktowała swoją koleżankę, która po kilkunastu latach pracy w ogólnopolskich mediach, przeszła właśnie do Polsat News. Po prostu red. Bawołek tak była przejęta rozmówcą, eurodeputowanym PO – EPP, że na pewno nie poznała koleżanki z redakcji. Zresztą mogła być także przejęta kilkanaście lat później i nie zrozumiała, że TVP nie chce przerywać wywiadu Polsatu z ówczesnym liderem polskiej opozycji Donaldem Tuskiem, a tylko o coś zapytać. Dziennikarze bywają zazdrośni o rozmówców, ale przecież bez przesady. Summa summarum, zły Polsat (teraz już dobry) zrezygnował z usług Bawołek a rok później teraz już dobra TVP (rok temu zła) przyjęła gwiazdę brukselskiego dziennikarstwa przytulając do swego łona i zatrudniając na stanowisku korespondentki.

Polityczka w Brukselce

Ile to się człowiek musi napisać, aby się popisać wiedzą. A chodzi mi po prostu o to, że red. Bawołek miała tzw. reporterskie wejście z Brukseli w TVP Info. A Było to 16 lipca roku Pańskiego 2024, przed godziną 16.00.

Z wypiekami na twarzy owa mistrzyni brukselskich niuansów snuła opowieść o pani Robercie Metsoli, którą ponownie wybrano na stanowisko przewodniczącej Parlamentu Europejskiego. O Metsoli red. Bawołek mówiła „polityczka”. Nie mam nic do tzw. feminatywów, o ile mądre, a większość tych wyrażeń mądra nie jest. Otóż ja się uśmiałem z powodu tej „polityczki”, bo red. Dorota tak pięknie, z godnością popisywała się poprawnością polityczną wymawiając z nienaganną dykcją, podobną prezenterom „Pytania na śniadanie” w TVP, słowo „polityczka”, jakby od tej artykulacji miałyby zależeć: nie tylko przyszłość pani Metsoli, pani red. Bawołek, kochanej naszej jedynej Unii Europejskiej, ale całego świata. Uff…

Tymczasem, dla mnie do końca życia, a mam 55 wiosen, „polityczka” pozostanie małą polityką a nie przewodniczącą PE. Oczywiście w TVP teraz o małej polityce nie mówią, teraz tylko duża POLITYKA, byle robili ją rządowi politycy.

Aha, prowadząca (przepraszam nie znam jeszcze wszystkich nowych neodziennikarek w TVP) jakoś tak poprowadziła narrację, że jasne stało się, że obie panie przestrzegały przed partiami politycznymi o prawicowym charakterze, programie, czy choćby nazwie mieszając wesoło doktryny polityczne z ogólnym znaczeniem nazw ugrupowań.

Jak zawieje Trump, czyli amerykański Mastalerek

Po tych językowych łamańcach ubarwionych skomplikowanym życiorysem heroiny polskiego dziennikarstwa, na ekranie i antenie TVP Info pojawił się mój dobry znajomy, Artur Kasprzycki reprezentujący teraz, jak się dowiedziałem, Redakcję Międzynarodową TVP. „O kurczę” – pomyślałem… „Może to nie on?” – odpowiedziało pytając z nadzieją echo w mojej głowie. Dlaczego tak echo w mojej czaszce się zdziwiło? Otóż, całkiem jeszcze niedawno, Artur pracował w ośrodku TVP Łódź, którego miałem przyjemność i zaszczyt (teraz to nie ironia!) być dyrektorem – redaktorem naczelnym przez prawie trzy lata (2016 – 2018). Oczywiście byłem jak najbardziej „pisowskim” szefem, bo już teraz przecież nie napiszę, że mam konserwatywne poglądy, których zresztą nigdy nie ukrywałem, bo nikt w ten konserwatyzm nie uwierzy. Miliony dziennikarzy w naszym kraju orzekły, że ja i mnie podobni byliśmy „pisowcami” to nie będę się z tym autorytetami kłócił.

Ale, ale, wracając do redaktora Artura. Znałem młodego człowieka, jako dobrego reportera telewizji publicznej, który robił wiele dobrych relacji, od miejskich, poprzez polityczne, aż na interesujących opowieściach o muzyce, a wierzcie mi, to akurat niełatwo zrobić.

Jeszcze niedawno, no w ub. roku, kiedy TVP była „pisowska” a teraz z 80 proc. tych samych dziennikarzy jest już dobra „europejska” i „demokratyczna”, Artur przyjeżdżał pod mój blok, aby nagrać mniej lub bardziej udane wypowiedzi sekretarza generalnego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Huberta Bekrychta, czyli „kubły nieczystości”, które w końcu doprowadziły, chyba, do mojego dyscyplinarnego zwolnienia z Polskiej Agencji Prasowej, ale o tym sza, sza… Mogę tylko ujawnić, że 94 proc. „powodów” dyscyplinarki, jaką zafundowali mi (określenie nieadekwatne, bo raczej pieniędzy pozbawili) neoszefowie i neokierownicy PAP, uznano za bezzasadne, tzn. uznała bardzo zacna i rządowa instytucja. Tyle tajemnic, a to się dziewczyny i chłopaki zdziwią…

Co ja dziś z tymi dygresjami? Otóż, red. Kasprzycki zasiadł za redakcyjnym biurkiem i wraz z panią prowadzącą tworzyli opowieść o wyborach w USA i niedawnym zamachu na 45. Prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa.

Coś tam Artur wspomniał o kandydacie na wiceprezydenta z Partii Republikańskiej. Istotnie,  J. D. Vance nie jest tytanem dyplomacji i plecie głupoty o Ukrainie. Powtarza, że nie wiadomo, co USA będą miały z 200 mld. dolarów pomocy zbrojeniowej przekazanej Kijowowi. Ot jeszcze jeden polityk z Ohio. I nagle red. prowadząca mówi [edit, wcześniej przypisałem to red. Kasprzyckiemu – przepraszam], że senator Vance to taki „amerykański Marcin Mastalerek”, czyli doradca prezydenta RP Andrzeja Dudy a w ogóle i tak wszystko będzie zależało od Trumpa, bo Vance będzie tylko wiceprezydentem.

„Wiele wskazuje na to, że Trump gra tak, jak wiatr zawieje” – powiedział Artur. Szkoda mi Artura, bo może, jako dziennikarz redakcji międzynarodowej TVP będzie świetnym komentatorem, ale jeszcze nie teraz. Zatem, bez sensu podlizywać się nowej władzy, raczej radziłbym Arturowi więcej tematów dotyczącej polityki albo polityczki europejskiej. Łatwiejsze.

 

Hubert Bekrycht – felieton publikowany na FB i X autora