TADEUSZ PŁUŻAŃSKI: Wileńska Armia Krajowa na warszawskiej „Łączce”

Oddział Komendanta Okręgu AK Wilno, 1944 r. Fot. archiwum IPN

80 lat temu, 15 lipca 1944 r. zakończyło się Powstanie Wileńskie, znane pod kryptonimem Ostra Brama. Warto niniejszym przypomnieć, jakie były dalsze losy żołnierzy wileńskiej Armii Krajowej. Wielu z nich walczyło dalej z komunistami, trafiło następnie do katowni bezpieki przy ul. Rakowieckiej i po strzale w tył głowy zostało zrzuconych do bezimiennych dołów śmierci na „Łączce”.

Edmund Bukowski to pierwszy zidentyfikowany przed laty na „Łączce”. Wilnianin, porucznik Armii Krajowej, uczestnik Powstania Warszawskiego. Po 1945 r. nie złożył broni, by przez całą Europę wozić rozkazy i fundusze do dalszej walki o wolną Polskę. Wielokrotnie odznaczony, m. in. Krzyżem Walecznych. W ciężkim śledztwie na UB nie przyznał się, że prowadził… antypolską działalność. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 13 kwietnia 1950 r. Miał 32 lata.
„Gdy zabrali mi ojca, miałem osiem miesięcy. Nie było też mamy, która jako łączniczka odsiadywała wyrok 15 lat więzienia. Wychowywali mnie dziadkowie. Z naszej rodziny komuniści aresztowano 16 osób” – mówi Krzysztof Bukowski, syn porucznika Bukowskiego. – „Przez lata nie wiedziałem, co się stało z ojcem. Teraz, dzięki IPN, już wiem”.

                                                                                                                „Tu leży Łupaszka”

„To był dół pod asfaltową alejką. Major leżał najwyżej. Wrzucono go jako ostatniego twarzą do ziemi” – relacjonował wyniki badań swojego zespołu dr Krzysztof Szwagrzyk z IPN. – „Strzał na Rakowieckiej odbył się z wysokości, bo otwór wlotu kuli jest wysoko na czaszce”.

Zygmunt Szendzielarz pochodził z Wileńszczyzny. Przedwojenny oficer, po wrześniowej klęsce podjął nieudaną próbę przedostania się do formującej się polskiej armii na Zachodzie. Na Wileńszczyźnie został dowódcą pierwszego polskiego oddziału partyzanckiego, który przekształcił się w 5. Wileńską Brygadę AK, zadającą Niemcom, a potem Sowietom ogromne straty. W ulotce z marca 1946 r. pisał: „Nie jesteśmy żadną bandą, tak jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich. […] Dlatego też wypowiedzieliśmy walkę na śmierć lub życie tym, którzy za pieniądze, ordery lub stanowiska z rąk sowieckich, mordują najlepszych Polaków domagających się wolności i sprawiedliwości”.

„Łupaszka” próbował rozpocząć normalne życie. Aresztowany 30 czerwca 1948 r. w Osielcu pod Zakopanem i od razu przewieziony na ul. Rakowiecką w Warszawie, gdzie był torturowany przez dwa i pół roku. Podczas procesu przed krzywoprzysiężnym sądem skazany na osiemnastokrotną karę śmierci (sądowi przewodniczył były AK-owiec, a potem morderca sądowy co najmniej 106 polskich niepodległościowców Mieczysław Widaj, zmarł w 2008 r. całkowicie bezkarny, pobierając 9 tys. zł emerytury). Wyrok na Zygmunta Szendzielarza wykonano 8 lutego 1951 r. na Mokotowie.

„To cud, że mnie wpuszczono na widzenie. Zygmunt wyglądał dobrze, ale był bardzo smutny. Wiedział, że czeka go tu śmierć. Tych wyroków miał przecież kilka” – mówiła Lidia Lwow-Eberle, sanitariuszka 5. Wileńskiej Brygady AK, odbierając akt identyfikacji zwłok ukochanego dowódcy. – „Ja w to nie wierzyłam! Nigdy nie myślałam, że będzie można powiedzieć: <<Tu leży Łupaszka>>”.

                                                                                                             Przywódcy wileńskiej AK

Niedaleko „Łupaszki” leżał w dole jego przełożony: Antoni Olechnowicz, ps. „Pohorecki”, kpt. dypl. Wojska Polskiego, podpułkownik Armii Krajowej, ostatni komendant Wileńskiej Armii Krajowej. W II RP ukończył Szkołę Podchorążych Piechoty w Ostrowi Mazowieckiej i Wyższą Szkołę Wojenną w Warszawie. We wrześniu 1939 r. kwatermistrz 33. Dywizji Piechoty. Na początku października 1939 r. dostał się do niewoli sowieckiej, z której wkrótce zbiegł. Od grudnia 1939 r. na stanowiskach dowódczych w wileńskiej AK, uczestnik Powstania Wileńskiego (operacja „Ostra Brama”). Jako jeden z nielicznych oficerów wileńskiej AK uniknął w lipcu 1944 r. aresztowania przez NKWD. Latem 1945 r. przeprowadził udaną ewakuację wileńskich struktur do Polski centralnej. Dowódca eksterytorialnego Okręgu Wileńskiego AK. W lutym 1947 r. przedostał się do Paryża, skąd po otrzymaniu instrukcji powrócił do kraju.
Aresztowany 26 czerwca 1948 r. we Wrocławiu w wyniku ogólnopolskiej operacji MBP (krypt. „Akcja X”), przeciwko polskim żołnierzom z Wileńszczyzny. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 8 lutego 1951 r. Miał 46 lat. Razem z ppłk Olechnowiczem bezpieka aresztowała jego bliskiego współpracownika Aleksandra Tomaszewskiego, ps. „Al”, przed wojną zawodowego żołnierza, porucznika AK. W wileńskiej AK zajmował się wywiadem, kontrwywiadem, łącznością z młodzieżą. Jego mieszkanie we Wrocławiu było lokalem kontaktowym i miejscem przechowywania części archiwaliów konspiracji wileńskiej.

Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci (przewodniczył Józef Badecki, morderca sądowy m.in. rtm. Witolda Pileckiego) i stracony na Mokotowie 13 czerwca 1949 r. Miał 45 lat.

                                                                                                              Szczoteczka i grzebień

Oficerem wileńskiej AK był porucznik Zygmunt Szymanowski, ps. „Jezierza”. Przed wojną absolwent Akademii Handlu Zagranicznego we Lwowie i Politechniki Lwowskiej. Uczestnik wojny obronnej 1939 r., bronił m.in. twierdzy Modlin. Dwukrotnie uciekał z niemieckiej niewoli. W latach 1942-1944 kierownik komórki wywiadowczej ZWZ-AK zajmującej się koleją.

We wrześniu 1944 r. aresztowany przez NKWD i skazany za działalność w AK na 10 lat pozbawienia wolności. W marcu 1945 r. znów udało mu się uciec. Dzięki niemu Ośrodek Mobilizacyjny Wileńskiego Okręgu AK utrzymywał kontakt z polskim rządem w Londynie.

Ukrywał się, aresztowano go w Szklarskiej Porębie. Zygmunta Barańska, córka Zygmunta Szymanowskiego: „W trakcie śledztwa był bity i torturowany. O tych sprawach przez lata nic z siostrami nie wiedziałyśmy, a mama nie chciała o nich mówić. Mama, która niestety też siedziała w więzieniu, i to prawie 6 lat, m.in. za współpracę z tatą, zawsze podkreślała, że ojciec był bardzo inteligentnym, oczytanym i zrównoważonym człowiekiem. Bardzo dobrze znał niemiecki, był bardzo elegancki. Mama była młodsza od niego o 10 lat, trafiła do więzienia mokotowskiego, gdy miała 28 lat i była w ciąży z trzecim dzieckiem. Pobyt w więzieniu był dla niej gehenną. Mama wróciła z gruźlicą do domu, nie mogła dostać pracy, a miała na utrzymaniu troje dzieci”.

Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci (znów przewodniczył Widaj), i stracony na Mokotowie 31 maja 1950 r. Miał 40 lat. Przy jego szczątkach – co jest wyjątkiem – odnaleziono kawałek szczoteczki do zębów i grzebień.

                                                                                                 W domu o tym nie mówiono

Kolejnym porucznikiem wileńskiej AK był Stefan Głowacki, ps. „Smuga”. Żołnierz zawodowy II RP, w wojnie obronnej walczył w okolicach Augustowa i Suwałk. Dowódca podrejonu AK w Wilnie. W kwietniu 1945 r. jako repatriant przyjechał do Wrocławia, gdzie związał się z ppłk Olechnowiczem. Wyrokiem krzywoprzysiężnego sądu skazany na karę śmierci i stracony na Mokotowie 13 czerwca 1949 r. Miał 46 lat.

Głowacki współpracował też z Aleksandrem Tomaszewskim, z którym został znaleziony teraz w jednym dole na „Łączce”. Hanna Planda, córka Stefana Głowackiego, wspomina, że ojciec: „Mama po 8 latach dowiedziała się po raz pierwszy, że tata nie żyje. Pamiętam ze swoich dziecinnych lat, że mama z babcią siadały przy radiu, gdy czytane były listy emigrantów wracających ze Związku Sowieckiego. Łudziły się, że być może tatę również wywieziono gdzieś na Syberię. 1957 r. rozwiał te złudzenia. Mama miała problemy, bo nigdzie nie mogła dostać pracy. Skończyła technikum księgarskie i pracowała później jako kierownik księgarni. Wiem, że w domu głośno nie mówiło się o tym, co się z ojcem stało. Ojciec miał po wojnie możliwość wyjechania z kraju. Już nawet miał załatwione miejsce na statku do Anglii, czy innego kraju. Nie zgodził się jednak na wyjazd z Polski, nie chciał zostawić mamy samej z maleńkimi dziećmi”.

Uciekł z obozu NKWD, z Rakowieckiej już nie

I w końcu jeden z dowódców Powstania Wileńskiego kapitan Gracjan Fróg „Szczerbiec”. 14 lipca został awansowany do stopnia kapitana. 17 lipca r. podczas odprawy oficerów AK w Boguszach aresztowany przez NKWD i osadzony w więzieniu na Łukiszkach w Wilnie.

W czasie II wojny światowej Fróg kilkukrotnie skutecznie uciekał z niewoli niemieckiej i sowieckiej. Szybko związał się z wileńską konspiracją niepodległościową. We wrześniu 1943 r. objął dowództwo nad oddziałem partyzanckim (3. Wileńska Brygada AK). W okolicach podwileńskich Turgiel utworzył Rzeczpospolitą Turgielską, niezależny skrawek polskiej ziemi, która miała nie tylko własnych żołnierzy, ale prowadziła np. rozległe życie kulturalne. Jego Brygada była zmotoryzowana – partyzanci „trójki” zdobywali na okupancie samochody podczas zasadzek na szosach.

Był jednym z najskuteczniejszych dowódców wileńskich oddziałów partyzanckich. W ramach 3. Wileńskiej Brygady AK Gracjan Fróg i jego podkomendni przeprowadzili szereg udanych akcji bojowych, co zapewne spowodowało, że jego przełożony – płk Aleksander Krzyżanowski „Wilk” nie wyciągał konsekwencji wobec „Szczerbca” za jego niesubordynację.

Z obozu NKWD nr 178 w Diagilewie pod Riazaniem znów uciekł (jedna z nielicznych udanych ucieczek z sowieckich łagrów) i w 1946 r. przybył do Łodzi. W lipcu 1948 r. aresztowany, tym razem przez rodzimą komunistyczną bezpiekę. Po okrutnym śledztwie skazano go na karę śmierci pod fałszywymi zarzutami współpracy w czasie wojny z Niemcami. 11 maja 1951 r. strzałem w tył głowy zamordował go ubecki kat Rakowieckiej Aleksander Drej. Kapitan Gracjan Fróg „Szczerbiec” miał 50 lat. Szczątki polskiego bohatera do dziś nie zostały odnalezione.