W Przeglądzie, takiej tygodnikowej odmianie Trybuny Ludu, ukazały się elukubracje, w których towarzysze z periodyku mogącego ubiegać się o nagrodę im. Pawła Morozowa atakują Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich. Tym razem miecz klasowej czujności wymierzono w Fundację Solidarności Dziennikarskiej.
Nie zamierzam tłumaczyć, że nie ma w artykule w Przeglądzie sprzed dwóch tygodni odrobiny rzetelności dziennikarskiej. I nie tylko w sprawie FSD, bo to oczywiste. Błędy, z których powodu których każda redakcja spaliłaby się ze wstydu tutaj – stanowiąc standard wspomnianej publikacji – nawet nie rażą, bo to specjalność pism sławiących PRL-owską przeszłość naszego kraju. Razi co innego. Nagonka. Ktoś powie, że to nic dziwnego, ale dla mnie 35 lat po teoretycznym upadku komunizmu politycznego skandalem jest robienie użytku z insynuacji, manipulacji, treści przypominających pomówienia z czasów stalinowskich, czyli tworzenie komunizmu mentalnego, a raczej pieczołowite pielęgnowanie tej podłej narracji (zresztą tę listę wypełnią bez trudu prawnicy). Proszę o wybaczenie wrażliwszych Czytelników, ale w śródtytułach będę stosował język komuszej nowomowy, bo w przypadku tego „artykułu” tak trzeba. Dlaczego? Aby zrozumieć perfidię przekazu organu, który bez trudu mógłby stanąć w szranki plebiscytu na ulubione pismo sierot po PRL.
Z czyjej inspiracji?
Właśnie, po co towarzystwu wydającemu Przegląd publikacja na temat Fundacji Solidarności Dziennikarskiej? „Artykuł” ukazał się 14 października, już po zjeździe Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, na którym wybrano nowe władze. Na stanowisku prezesa SDP Krzysztofa Skowrońskiego już 12 października zastąpiła Jolanta Hajdasz, ale nawet 17 października na FB Przeglądu prezesem SDP był jeszcze Skowroński.
Postkomunistyczny a nawet komunistyczny czas zatrzymał się? A może chciano zapobiec wyborowi Hajdasz na prezesa i Skowrońskiego do Zarządu Głównego SDP? Tutaj też wypalono kulą w płot.
Z dziennikarskiego obowiązku przypomnę, że 12 września, dwa dni przed publikacją omawianego organu, podczas zjazdu SDP, wystąpienie bardzo podobne do „rewelacji” Przeglądu (protokół z obrad można sprawdzić – łącznie z kolejnością nazwisk członków społecznej Rady FSD) miała redaktor Krystyna Mokrosińska.
Oczywiście dziwny zbieg okoliczności, ale na pewno to przypadek. Oszczerczego artykułu nie mogła inspirować osoba powszechnie szanowana w wielu środowiskach dziennikarskich – honorowa prezes SDP. Nie, bo nie. I koniec dyskusji, bo jeszcze kilka osób z oddziału warszawskiego SDP, moja prywatna opozycja (dziękuję kochani, że jesteście) posądzi mnie, że nadal „obrażam” Mokrosińską. Poprzednio ponoć obraziłem ją rymowanką w publikacji o zjeździe statutowym, który prezes honorowa próbowała zdestabilizować oddając mandat delegata. Nie wycofuję się i z wierszyka (brak poczucia humoru jest dla mnie równoznaczny z upadkiem mitu personalnego) i z pytania, dlaczego Krystyna Mokrosińska w ogóle została w SDP? Przecież nie dlatego, aby pisać pisma do KRS w sprawie „wad” nowego Statutu ostatecznie zarejestrowanego pod koniec lipca br.? Nie uwierzę też w to, że redaktor Mokrosińska sabotuje działalność władz SDP. Może po prostu ma złych doradców?
A propos, obrońcą prezes honorowej jest szef oddziału warszawskiego Zbigniew Rytel (też nie ma poczucia humoru i wzywał mnie do „przeprosin” Mokrosińskiej). Ale odrzućmy różnice, uwaga, będę teraz bronił szefa OW SDP. Zbyszek został haniebnie potraktowany przez Przegląd. Na zdjęciu przy „artykule” o sugerowanych „przekrętach” w FSD, Rytel siedzi po lewej stronie nielegalnie odwołanego szefa Rady Mediów Narodowych Krzysztofa Czabańskiego i wieloletniego prezesa SDP Krzysztofa Skowrońskiego, czyli – wedle przeglądowej prowokacji – Rytel to też „zbój” medialny „zamieszany” w „przekręty” FSD i podpisany jeszcze jako członek Zarządu Głównego SDP, a przecież wszyscy wiedzą, że Zbyszek trzy lata temu przegrał wybory do władz centralnych naszego stowarzyszenia i teraz już nie startował.
Wstydź się Przeglądzie!
Zbyszku, gdybyś potrzebował pomocy prawnej w procesie z Przeglądem, pomogą Ci prawnicy SDP i Centrum Monitoringu Wolności Prasy. Tylko daj znak, że chcesz te skojarzenia odrzucić przed sądem.
Wicie, rozumicie
Teraz troszkę poważniej, bo ze szmacianej prowokacji Przeglądu można się tylko śmiać.
Błędy, kłamstwa i manipulacje mające połączyć FSD i SDP z innymi instytucjami państwowymi, których jeszcze nie osądzono, ale działały w latach 2015 – 2023 albo nawet i 2024 mają odciągnąć uwagę od stopniowego zawłaszczania bezprawnie przejętych przez rząd pod koniec ub. r. publicznych mediów i niszczenia innych redakcji, które krytykują koalicję sprawującą władzę w Polsce od grudnia 2023 r.
Wywody umieszczone w Przeglądzie dotyczą de facto nie FSD a innych podmiotów, które w sposób legalny wspomagały fundatora, czyli SDP a zatem ich jedynym „przewinieniem” była działalność za rządów PiS. A ponieważ jest teraz moda na polowanie na PiS to i ruszyła nagonka na SDP, czyli – zdaniem inspiratorów „artykułu” – organizacji wspierającej PiS a PiS wspomagał SDP. Tylko chodzi o finanse i muszą być na to dowody a tych po prostu nie ma. A nawet gdyby ktoś je sfabrykował trzeba udowodnić, że są poza prawem a na to redakcja nie ma intelektualnej siły, bo przekazuje tekst z błędami! Merytorycznymi. Pomijam już nazwiska, daty, tytuły czy stanowiska.
Zgadnijcie po co jednak te bzdury publikuje Przegląd? Przecież, na Boga, nie dla kilku tysięcy czytelników, dla których czas się zatrzymał w stanie wojennym. Ten „artykuł” jest po to, aby „skompromitować” SDP i FSD. No i wymyślono mało sprytnie kilka pogłosek, pomówień (raj dla prawników). Podlano to sosem donosu z matrycy im. Pawika Morozowa i hulaj dusza… Ale piekło jest. Dlaczego zatem „dziennikarze” Przeglądu wybrali wieczne potępienie?
Może dlatego, że wieloletni naczelny przeglądu Jerzy Domański (przez chwilę był nawet prezesem PZPN, co tłumaczy początek upadku polskiego futbolu w latach 1989 – 90) jest szefem postkomunistycznego Stowarzyszenia Dziennikarzy RP (za junty Jaruzelskiego SD PRL) – obecnie stowarzyszenia zawieszonego w prawach członka międzynarodowej organizacji dziennikarskiej EFJ. Może dlatego w Przeglądzie nie boją się piekła, bo w głowach dawnych reżimowych dziennikarzy, sympatyków wicepremiera Jagielskiego i samego dyktatora Jaruzelskiego, pojawił się chaos i pytanie. Ważne: jak żyć? Jak, skoro SDP ma ponad 3 tys. członków a SdRP, któremu lideruje wpływowy redaktor Przeglądu ma tylko kilkuset członków i to wedle własnych danych postkomunistycznej organizacji dziennikarskiej…
Wielkość Gomułki, czyli „stoimy nad przepaścią…”
Skąd w periodyku, który umieszcza oczywiste brednie i manipulacje na temat SDP i FSD takie przekonanie o słuszności „kierunków”.
Jak wiadomo baza musi mieć nadbudowę. Z uporem godnym lepszej sprawy Przegląd lansuje w październiku postać komunistycznego aparatczyka Andrzeja Werblana, któremu dorabia się gębę przyjemnego lewicowego intelektualisty – publicysty w tygodniku założonym przez Jerzego Urbana.
Skąd taka głupota w Przeglądzie, że cytują zdanie Werblana o Władysławie Gomułce? Redakcja chwali się tym na FB i cytuje byłego partyjnego ideologa: „Wielkość Gomułki polega na tym, że potrafił poprawnie odczytać interes narodu” – tako rzekł obchodzący 30 października 100 lat Andrzej Werblan, któremu władze Przeglądu składają z tej okazji życzenia.
Inna rzeczywistość? Tak, zważywszy, że redakcja Przeglądu nie zadała Werblanowi pytania o legendarne „odczytywanie interesu narodu” w postaci masakry robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 r., do czego doprowadziła obłędna ekonomiczna polityka „Wiesława” i wpierani przez niego mordercy w polskich mundurach, którymi sterowali Jaruzelski i Kiszczak.
Może dlatego tych pytań brak, że redakcja i naczelny zajęci są reanimacją medialnego trupa Przeglądu. Nikt im nie powiedział, że ze śmiercią takiego złego formatu się nie wygra? Nic im nie pomoże próba lizusowskiego „wystawiania” SDP władzom rządowym, bo medialni bankruci mogą tyle, co guru Przeglądu Jerzy Domański. A on chyba nie zdaje sobie sprawy, że jego czas jako propagandysty rządów postkomunistycznych minął. Teraz rządzą liberałowie i farbowani lewicowcy. Mają lepszych „specjalistów” od propagandy.
Nie wiadomo, kto wpadł na kiepski pomysł zachęcenia czytelników do lektury felietonu Domańskiego o jednym z polityków opozycji w sposób bardzo ryzykowny. Bowiem redaktor Jerzy Domański na fejsbukowym profilu tygodnika uśmiecha się ze zdjęcia a przy emanującej pewnością siebie twarzy umieszczono, chyba dla żartu, napis: „Przyzwoici ludzie nie nadążają za kolejnymi woltami tej kanalii”.
Dla żartu?