Jarosław Ziętara został umieszczony w bazie dziennikarzy-ofiar zbrodni Committee to Protect Journalists (amerykański Komitet Ochrony Dziennikarzy) – poinformował Krzysztof M. Kaźmierczak, który od 1992 roku zajmuje się sprawą porwania i zabójstwa poznańskiego dziennikarza, jest autorem książki na ten temat oraz pomysłodawcą i współzałożycielem Komitetu Społecznego im. Jarosława Ziętary.
Committee to Protect Journalists to amerykańska organizacja pozarządowa promująca wolność prasy i broniąca praw dziennikarzy.
„ Amerykański Committee to Protect Journalists (Komitet Ochrony Dziennikarzy) umieścił Jarosława Ziętarę w swojej bazie dziennikarzy – ofiar zbrodni. To bardzo ważne wydarzenie. Tym bardziej ważne, że spóźnione o wiele, wiele lat…” – napisał Krzysztof M. Kaźmierczak na swoim profilu na Facebooku.
Podkreślił, że do tego rejestru zamordowany dziennikarz trafił „dzięki żmudnym, indywidualnym staraniom”.
Oprócz umieszczenia w bazie, CPJ zamieściło na swojej stronnie internetowej obszerny materiał opisujący historię Jarosława Ziętary (TUTAJ).
„Mam nadzieję, że otworzy to drogę do szerszego zaistnienia sprawy na arenie międzynarodowej i zachowania pamięci o Jarku Ziętarze” – zakończył swój wpis Kaźmierczak.
Jarosław Ziętara, 24-letni dziennikarz „Gazety Poznańskiej”, 1 września 1992 roku wyszedł z domu do redakcji i nigdy do niej nie dotarł. Dopiero po wielu latach krakowska prokuratura doszła do wniosku, że został porwany i zamordowany. Dziennikarz interesował się poznańską „szarą strefą”, i miał zagrażać interesom m.in. spółce Elektromis. Zdaniem śledczych, latem 1992 roku do zabójstwa Ziętary podżegał Aleksander Gawronik, a porywaczami byli ochroniarze Elektromisu: Mirosław R. pseudonim Ryba i Dariusz L. pseudonim Lala. W poznańskim Sądzie Okręgowym toczą się dwa odrębne procesy: jeden dotyczy samego Gawronika, a drugi udziału „Lali” i „Ryby”. Oskarżeni nie przyznają się do zarzucanych im czynów. Oba procesy obserwuje i obszernie relacjonuje Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
red., źródło: Facebook/Krzysztof M. Kaźmierczak