KS. ARTUR STOPKA: Pluralizm propagandowych narracji

Wydawać by się mogło, że wynik niedawnego sondażu CBOS na temat rynku mediów powinien nastrajać optymistycznie. Czy faktycznie jest powód do zadowolenia? Zależy dla kogo.

 

Polska Agencja Prasowa (a za nią inne media) podała, iż zdaniem 65 proc. Polaków media w Polsce są pluralistyczne. Tak ma wynikać z sierpniowego sondażu CBOS. Przeciwnego zdania jest 17 proc. badanych.

 

Dużo koncepcji

 

Z tak sformułowanej wiadomości wieje optymizmem. Problem w tym, że może być ona myląca. Kluczem jest rozumienie przymiotnika „pluralistyczne” w odniesieniu do mediów. Od tego zależy, czy większość badanych ma rację, czy też tkwi w błędzie, a przynajmniej w złudzeniu.

 

Jak złożony jest problem rozumienia pluralizmu w sferze mediów można się przekonać np. czytając dostępny w internecie artykuł prof. Tadeusza Kowalskiego zatytułowany „Koncepcje pluralizmu mediów i polityki mediowej w warunkach rozwoju platform cyfrowych”. Został on opublikowany w roku 2017 w drugim numerze „Studiów medioznawczych”. Sprawa naprawdę nie jest prosta.

 

Konieczne wydaje się więc dokonanie pewnego uproszczenia. Spośród licznych koncepcji pluralizmu mediów sięgnijmy tylko po dwie – pluralizmu zewnętrznego i pluralizmu wewnętrznego.

 

Zewnętrzny i wewnętrzny

 

Według prof. Kowalskiego idea pluralizmu zewnętrznego (intermediowego) za punkt wyjścia przyjmuje istnienie wielości niezależnych i autonomicznych mediów i ich właścicieli, różniących się oferowaną zawartością (tematami, skupieniem na typie zawartości lub określonym punkcie widzenia). „Kontrola własności, produkcji, wykonawstwa i dystrybucji znajduje się w wielu centrach dyspozycyjnych” – wyjaśnia autor artykułu.

 

Natomiast pluralizm wewnętrzny (intramediowy) to – jak tłumaczy prof. Kowalski – różnorodność zawartości, usług oraz źródeł ich pochodzenia w ramach danej jednostki mediów, w rezultacie oferującej szerokie spektrum opinii, punktów widzenia, reprezentujących i wartościujących zagadnienia społeczne, etniczne, polityczne i kulturowe. Autor dodaje, że koncepcja pluralizmu wewnętrznego stanowi jeden z istotnych elementów praktycznej realizacji idei mediów publicznych. Można od razu postawić pytanie, czy nie powinna się również odnosić do wszystkich pozostałych mediów. O ile mają być środkiem i miejscem międzyludzkiej komunikacji, a nie narzędziami skutecznej, zwłaszcza ideologicznej, propagandy.

 

Bańka dla każdego

 

Nawet pobieżny rzut oka na funkcjonujące w Polsce media pozwala stwierdzić, że wciąż mamy do czynienia z ich pluralizmem w wersji zewnętrznej. Nadal jest wielu właścicieli i dysponentów mediów, choć zdaniem niektórych następują pod tym względem niekorzystne i niepożądane zmiany. Mamy wielość i różnorodność mediów identyfikowanych i identyfikujących się z rozmaitymi poglądami i ideologiami. Wśród dostępnych na rynku mediów niemal każdy może znaleźć takie, które prezentują bliskie mu treści w preferowany przez niego sposób.

 

Używając modnego dziś słowa, trzeba stwierdzić, że mamy duży pluralizm komunikacyjnych „baniek”. Tendencja do tworzenia tzw. mediów tożsamościowych tę sytuację petryfikuje. Media utwierdzają swoich odbiorców, że na tym właśnie polega ich pluralizm. Na tym, że każdy może znaleźć „swoje” i ograniczyć się do korzystania jedynie z nich.

 

Bez możliwości dialogu

 

Tak pojmowany pluralizm nie służy prawdzie. Nie prowadzi do jej poszukiwania. Nawet nie umożliwia jej szukania. Powoduje, że zamiast jednej, obiektywnej prawdy, pojawia się wiele subiektywnych „prawd”, które tworzone mogą być dowolnie, według aktualnego zapotrzebowania. Tak realizowany pluralizm zamyka poszczególnych odbiorców w konkretnej wizji świata, uniemożliwiając poznanie nie tylko innych spojrzeń, ale przede wszystkim świata rzeczywistego. To pluralizm nie tyle mediów, co pluralizm propagandowych narracji.

 

Taki pluralizm nie dopuszcza do spotkania ludzi, którzy inaczej postrzegają rzeczywistość. Zmusza do przyjęcia i podporządkowania swojego życia jednej, przedstawianej jako jedynie słuszna i autentyczna, wersji świata. Tak kształtowany pluralizm wyklucza możliwość dialogu międzyludzkiego. Promuje wrogość, pogardę, odczłowieczanie każdego, kto nie znajduje się w tej samej „bańce”. Takie rozumienie pluralizmu w mediach faktycznie nie dopuszcza różnorodności, odmienności, wielości. To pluralizm monopoli ideologicznych, zawłaszczania ludzi, traktowania ich jak towar.

 

Wymierne korzyści

 

A co z pluralizmem wewnętrznym? Jeśli jeszcze w niektórych dostępnych Polakom mediach istnieje, to ma charakter szczątkowy. Nie dotyczy poziomu przyjętej w nich narracji. Jeśli dopuszczane są czasami odmienne punkty widzenia, to nie jako równoprawna alternatywa, ale jedynie sposób na umocnienie i podbudowanie własnej wersji „prawdy”.

 

Problem w tym, że właścicielom i dysponentom mediów na rękę jest jedynie pluralizm zewnętrzny. Są oni zainteresowani wspieraniem go i podejmują wiele działań w tym kierunku. Pluralizm wewnętrzny nie przekłada się na korzyści ani polityczne, ani ekonomiczne. Wręcz przeciwnie, może być dla tych zysków zagrożeniem, ponieważ nie ma gwarancji, że spotkanie z odmiennością, różnorodnością, nie skłoni dotychczasowych odbiorców do zmiany poglądów. Świat pozamykany w „bańkach” przynosi wymierne dochody także właścicielom mediów społecznościowych (choć może się wydawać, że to one właśnie mogłyby być przestrzenią komunikacyjnego spotkania i rozmowy). Więc również tutaj w cenie jest pluralizm zewnętrzny, a nie wewnętrzny. Umacniają go mechanizmy i algorytmy, podsuwając propozycje znajomych o podobnych poglądach i treści, z którymi będzie nam łatwo się utożsamić.

 

Przytoczony na wstępie wynik sondażu jest powodem raczej do smutku niż do zadowolenia. Oznacza, że Polacy w swej większości już się przyzwyczaili do istnienia niemal wyłącznie pluralizmu zewnętrznego i zadomowili w świecie medialnych „baniek”. Szanse na jakąś poważną rozmowę mimo różnic w tym kontekście wydają się nikłe.