Medialna masarnia – felieton KRZYSZTOFA PRENDECKIEGO

Portal Wirtualnemedia.pl raczy czytelników grzechami głównymi dziennikarstwa. Jak na razie mamy lenistwo, myślenie stadne, uległość, pośpiech, pychę i upolitycznienie.

 

Najwybitniejsi spece pracują już nad nieczystością i łakomstwem. Pomóc w tym mają redaktorzy Pudelka i Kuchni dla Smakoszy.

 

Ale tak naprawdę w temacie „kryzysu dziennikarstwa”, najsłabszym ogniwem wcale nie są siewcy informacji. Ale wina jest jak zwykle z czasów, w jakich przyszło tworzyć.

 

Czasy zawsze są trudne. Ludzkość co chwilę coś wymyśla, aby się porozumiewać. A to sygnały, znaki gesty. Potem wynalazek mowy. Następnie druk, telegraf, telefon, radio, telewizja, komputer, Internet, Facebook i Twitter. Zawsze jacyś postępowcy się znajdą, tradycyjne formy bledną i wpływy tracą. Zaczynają się panoszyć medialni celebryci. Pojawia się dziennikarstwo multimedialne, obywatelskie, uczestniczące, plecakowe, przedsiębiorcze. Blogi i blogerzy rozmnażają się jak króliki domowe, liczy się ich w milionach.

 

Pomstowanie przypomina sytuacje taksówkarzy. Kiedyś się zarabiało sporo szmalu, towarzystwo za kółkiem miało się dobrze. A teraz namnożyło się przewozu osób, doinstalowano nawigacje od punku A do B. I system taryfowy pierdyknął.  A jak już mamy dygresje transportową, to jeszcze dorzućmy wymyślanie na masowość. Redaktor Seweryn Blumsztajn, kilka lat temu grzmiał na łamach „Gazety”: „Zróbcie coś z Okęciem! Znienawidziłem lotniska. Kiedyś były dla mnie symbolem luksusu i elegancji. Wkraczałem na Okęcie z poczuciem święta. To był przedsionek lepszego świata”. A dzisiaj byle plebs może sobie latać, zapychając terminalowe odprawy.

 

I to samo mamy w świecie mediów: masowość kontra „elitarność” lub „wysokość”.

 

Umasowił się nam odbiorca. Nostalgicznie można spytać, gdzie te czasy, w których Antoni Słonimski dzielił audytoria m.in.: na czytelników literatury skandynawskiej czy czytelnika piłę: „lubi sobie przeczytać coś ciężkiego, gruby ton napisany zawiłym stylem. Gdy z trudem przebrnie przez mętne i powykręcane, najeżone żargonem filozoficznym artykulisko, ma zadowolenie, że zrozumiał mniej więcej, o co chodzi, i wdzięczny jest za to autorowi”.

 

Oczywiście umasowienie po stronie nadawców też nastąpiło. Dziwnym trafem odkryli, że słuchalność programu 2 Polskiego Radia jest niższa, niż pierwszy lepszy przebój zespołu Akcent z artystą Zenonem.

 

Szczęśliwie dekompozycja masowego odbiorcy też postępuje; różnorodność mediów, w dowolnym miejscu, czasie i urządzeniu. Media sprofilowane i tematyczne burzą ład medialny. Rzeczywistość za przeproszeniem się sypie, a występki dziennikarzy też mają w tym swój udzialik. W myśl zasady przypomnianej przez Ernesta Skalskiego: „zawsze jest gorzej niż wczoraj”. Ale trzymajmy się tych słów: „Dzisiaj jest gorzej niż wczoraj, ale lepiej niż będzie jutro”.

 

Krzysztof Prendecki