Na ulicy zimno. Tak samo na sercu – SIÓDMY fragment książki SERHIJA KULIDY „Bucza. Wiosenny strzał. Krótka kronika okupacji”

W gabinecie na biurku wciąż leżą jakieś notatki, zeszyty, notatniki… Wszystko to wydaje się obce i zbędne. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, co będzie jutro. Właściwie, nawet dzisiaj. Niczego nie planujemy… Istniejemy… – publikujemy kolejny fragment książki Serhija Kulidy „Bucza. Wiosenny strzał. Krótka kronika okupacji”.

„Bucza. Wiosenny strzał. Krótka kronika okupacji” to książka pisarza i dziennikarza Serhija Kulidy (napisana przy współpracy z Ihorem Bartkivem), poświęcona wydarzeniom na przedmieściach stolicy Ukrainy w pierwszych dniach rosyjskiej agresji. Jest to kronika wydarzeń (dzień po dniu), których świadkami są mieszkańcy Buczy, a także – pamiętnik autora, który trzy tygodnie spędził w piwnicy swojego domu chroniąc się przed ostrzałem. Wstęp i pierwszy fragment można przeczytać TUTAJ, kolejne dostępne są TUTAJ.  Tytuły fragmentów od redakcji portalu sdp.pl.

5 marca 2022, sobota  

Godz. 10.08, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego. Z dziennika Serhija Kulidy

Przyjaciółka powiedziała Ninusi, że z sąsiedniego Irpienia odbywa się ewakuacja pociągami. W Buczy — cisza. Żadnych nowin o „zielonym korytarzu”, którym można byłoby opuścić miasto. Ledwo dodzwoniłem się do jednej wpływowej osoby, która, jak się dowiedziałem, zajmuje się kwestiami ewakuacji ludzi. Do osoby, która zawsze zapewniała, że w trudnej chwili jest gotowa podać pomocną dłoń. Zapytałem, czy pomoże mojej rodzinie opuścić Buczę, bo auto się zepsuło, a ja nie wiem, co robić. Ten odparł: — Radź sobie sam…

— Ale jak?

— Jak chcesz — i rzucił słuchawkę.

Godz. 12.30, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego. Z dziennika Serhija Kulidy

Ze względu na brak gazu kłopotliwa staje się kwestia przygotowania jedzenia. Na „wspólnej naradzie mieszkańców” postanowiono zbudować na podwórku „kuchnię polową”. Już po kilku godzinach ruszyła pełną parą. Sprytni chłopcy, ci młodsi, przywlekli deski, z których zbudowali całkiem przyzwoity domek. Gdzieś znaleźli dwa piece. Sąsiedzi wyciągnęli kilka stołów. A ja poświęciłem jakieś swoje papiery i książki na rozpalenie ognia. Z goryczą stwierdzam, że część mojej kolekcji „staroci” poszła z dymem… Później do kuchni, gdzie kierownictwo przejęły dwie nasze sąsiadki Gaja i Lida, mieszkańcy zaczęli wnosić zapasy mięsa i ryb, różne wędliny i kiełbasy. Całe to dobro nie mogłoby być długo przechowywane z powodu braku prądu. Postanowiliśmy więc zrobić szaszłyki, pieczeń itp. A jakie to „grillowanie” bez wina? Bez skrupułów opróżniając własne zapasy, ludzi wnieśli na stół wyrafinowane napoje. W rezultacie obiad zamienił się w prawdziwą ucztę. Podczas zarazy… raszystowskiej…

Godz. 15.33, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego. Z dziennika Serhija Kulidy

Swatka znowu próbowała przedostać się do swojego domu przy ulicy Szewczenki, aby nakarmić koty i psa. Na próżno… Spotkała znajomą – opowiada – która poinformowała ją, że kacapy są prawie wszędzie. Strzelają do ludzi, rabują. Sytuacja jest szczególnie niebezpieczna w okolicy Szkłozawodskiej, gdzie już zabito wielu jej znajomych. Oksana płacze…

Przypomniałem sobie o swacie. Igor gdzieś w obronie terytorialnej w okolicach Wyszgorodu. Walczy…

Godz. 18.15, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego, piwnica. Z dziennika Serhija Kulidy

U nas okresowo coś trzaska i pęka. Raz prawie obok, raz — gdzieś w oddali. Już się jakoś przyzwyczailiśmy, ale przeważnie siedzimy w piwnicy. Tamara ma się coraz gorzej (to widzę), ale ona się pociesza, powtarzając jak zaklęcie: „wszystko będzie dobrze”. Nerwy u wszystkich napięte jak struny. Czasem pękają i wtedy są kłótnie. Powody do nieporozumień w istocie są nieważne. Przed wojną nikt by na coś takiego nie zwrócił uwagi. A dzisiaj jakieś drobiazgi nabierają „wszechświatowego” wymiaru. Boże, kim się stajemy? Podobne incydenty widzę u wszystkich rodzin, które schroniły się w piwnicy…

Godz. 20.13, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego, piwnica. Z dziennika Serhija Kulidy

Mamy ogromną chęć wyjechać, ale nie mamy możliwości. Korytarzy humanitarnych najeźdźcy nie otwierają, a pojedyncze samochody ostrzeliwują. Na ulicy jest zimno. Tak samo na sercu. Dochodzą wieści, że „zachodni partnerzy” odmawiają „zamknięcia nieba”. Bzdury, że Putin ich nie zrozumie. Odstępują… A póki co, na ile wiemy, tylko Polska naprawdę przejmuje się wojną, wysyła nam broń.

Zadzwonił Sławko. Pyta: „Jak się masz?”. Odpowiadam: „Normlanie”. A co jeszcze można powiedzieć? Że — do d**y? I tak to jest oczywiste…

6 marca 2022, niedziela

Godzi. 8.15, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego, piwnica. Z dziennika Serhija Kulidy

Ładujemy telefony z powerbanków. Dzięki temu mamy możliwość utrzymywania kontaktu ze światem. Rano zadzwonił jakiś prenumerator „Literackiej Ukrainy”. Groźnym głosem pyta: — Dlaczego gazeta nie przychodzi? Zapłaciłem pieniądze…

— Wojna — lakonicznie wyjaśniam sytuację.

— O co chodzi?… — oburza się rozmówca.  — Powinniście zapewnić wydanie gazety! Skandal!…

Odmawiam dalszej dyskusji, żeby nie powiedzieć niczego zbędnego. Zabrakło słów.

Godz. 11.10, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego. Z dziennika Serhija Kulidy

Nasze przytulne mieszkanie stało się teraz jak obce. Z półek spoglądają na mnie książki, jakby zapraszając: weź nas do rąk, przewróć strony, przeczytaj… Nie chcę i nie mogę. W gabinecie na biurku wciąż leżą jakieś notatki, zeszyty, notatniki… Wszystko to wydaje się obce i zbędne. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, co będzie jutro. Właściwie, nawet dzisiaj. Niepewność determinuje sposób istnienia. Żyjemy — dosłownie! — godzinami. Niczego nie planujemy… Istniejemy… Ale staram się nie pokazywać mojej desperacji. Żartuję. Czasem wygłaszam jakieś bzdury. Wszystko po to, aby tylko podtrzymać ledwo płonący płomień tak zwanego nastroju.

Godz. 13.25, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego. Z dziennika Serhija Kulidy

Jasza, gdy jesteśmy w mieszkaniu, ciągle prosi się „na ręce”. I gdy go weźmiesz, obejmiesz — to jakby chciał cię pocałować, wyrażając w ten sposób swoją miłość i oddanie. Kiedyś mieliśmy już psa o imieniu Jasza (w dokumentach: Jakob), delikatnego, ale niezależnego pieska, którego znał cały blok. Samodzielnie spacerował po podwórku, sam wracał do domu. Sąsiedzi nawet zwracali się do niego per „Pan”. I nie było to tylko żartobliwe szacunek. Jasza-Jakob był bardzo mądry, wrażliwy, nie boję się tego słowa, inteligentny. Ale, niestety, kiedy nadszedł jego czas, umarł. Nigdy nie zapomnę jego oczu pełnych łez, gdy zawiozłem przyjaciela do kliniki weterynaryjnej. Tam właśnie umarł, gdy tylko położyłem go na stole do badań. Razem z żoną, przepłakaliśmy trzy dni i postanowiliśmy zaadoptować dokładnie takiego samego psa, bo pustka w duszy była niewyobrażalna. Zgodziliśmy się, że to rozwiązanie nie powinno być traktowane jako zdrada naszego aniołka. Raczej — jak jego reinkarnacja. Takiego malucha znaleźliśmy w wiosce Fenewicze. Gdy Tamara i ja weszliśmy na podwórze, gdzie mieszkał mężczyzna, który hodował psy, „napadła” na nas grupa białych sympatycznych kłębków futra. Ale po obwąchaniu gości, gromada wróciła do swoich psich spraw. I dopiero jeden z nich (dokładna kopia zmarłego Jakoba) chciał uporczywie wejść Tamarze na ręce. Zresztą, ten „egzemplarz” był większy od innych swoich młodszych krewnych. I to tylko dodawało mu pewnego uroku. Tak jak czarny ogon.

— Sierioża, to on — westchnęła z radością Tamara. — To… nasz Jasza…

Całą drogę spędził w ramionach żony. Ale już niedługo pokazał swoją „prawdziwą twarz”. Pogryzł nowe sandały żony, moje ulubione trampki i buty córki. Za nic miał poranne i wieczorne spacery, więc raz za razem ktoś z domowników wchodził w kałużę lub coś znacznie poważniejszego. Jasza nauczył się domagać jedzenia, siedząc przy kuchennym stole, trącając łapkami z niecierpliwości. Chciał spać w naszym łóżku. I gdy próbowaliśmy go przegonić chociaż na kraniec, niezadowolony mruczał. Kiedyś, gdy zabraliśmy go do weterynarza, ugryzł w palec Tamarę, która go trzymała. Rana była bolesna — w szpitalu żonie założono szwy i drenaż, potem codziennie trzeba było oczyszczać ranę. Nad Jaszą zawisła poważna groźba deportacji. Żona była bardzo zdeterminowana: „Że to mnie własny pies tak pogryzł!…” Sprawa doszła do wolontariuszy, którzy zgodzili się zabrać młodego łobuza. Wieczorem przypięliśmy „przestępcę” do smyczy i ruszyliśmy… Ja kategorycznie odmówiłem uczestnictwa w ceremonii pożegnania, więc żona musiała zrobić to sama. Nerwowo zapaliłem papierosa. Ale nawet nie zdążyłem go do połowy skończyć, gdy przed moimi oczami pojawiła się szczęśliwie uśmiechnięta Tamara, a obok jej nóg radośnie merdał ogonem… Jasza.

— Jak mogłabym go oddać? — płakała i jednocześnie śmiała się Tamara. — On, gdy wzięłam go na ręce, żeby pożegnać, przytulił się do mnie, i wierzysz, zaczęły mu płynąć łzy. I ja też zapłakałam. I powiedziałam, że nikomu go nie oddam! Niech gryzie… I gryzł. Co prawda łagodnie i zupełnie bezboleśnie. Tak, żeby dyscyplinować swoich właścicieli. Ale przestał szarpać obuwie i załatwiał się tylko w czasie spacerów. Okropnie pokochał, gdy mu drapano brzuch i uwielbiał całować… I teraz jego „szczęśliwe barbarzyństwo” poszło na marne. Jasza nie rozumie: co się stało? Dlaczego nikt go nie głaszcze, nie daje smakołyków?.. Wiele rzeczy też nie rozumiemy… Niestety…

Godz. 17.00, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego, piwnica. Z dziennika Serhija Kulidy

Siedzimy w zimnej wilgotnej piwnicy. „Dzieci podziemia”, jak pisał Korolenko. Nie ma światła, nie ma też życia w zwykłym znaczeniu tego słowa. Błądzimy korytarzami piwnicy, palimy papierosy i szukamy dobrych wieści w telefonach. Widzę, że Tamarze jest strasznie źle. Trzyma się ostatkiem sił. Jeśli odejdzie, nie wytrzymam długo. Jesteśmy jakby połączeni pępowiną. Bardzo ją kocham. Mnie też jest źle. Połykam tabletki, które mi przepisał „doktor nauk medycznych, profesor” (co tam jeszcze było na wizytówce?). Nie odczuwam ulgi. Na ulicy coś wybucha, gdzieś niemal obok słychać strzały z broni automatycznej. Może właśnie teraz, w tej samej chwili, czyjaś dusza odlatuje do nieba?… Niech będzie przeklęta, rosyjska plugawość!

Godz. 18.31, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego. Z dziennika Serhija Kulidy

W mediach społecznościowych informują o zranieniu naszego burmistrza Anatolija Fedoruka. Myślałem, że został ewakuowany. A tu proszę…

7 marca 2022, poniedziałek

Godz. 9.15, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego. Z dziennika Serhija Kulidy

Rozchodzą się plotki, że przy ratuszu zbierają się ludzie do ewakuacji. Chciałem pójść zobaczyć — Toma mi nie pozwoliła. Boi się, że trafię w ręce bandytów, bo ludzie mówią o dziesiątkach zabitych mieszkańców Buczy. Pod oknami grasują rosyjskie transportery opancerzone. Trwają ostrzały. Kto, dlaczego i do kogo strzela — niejasne. Żona z córką próbują coś sobie znaleźć do roboty w mieszkaniu. Wnuki cały czas wbite w ekrany swoich telefonów. Zięć stara się być użyteczny na podwórku: rąbie drewno do kuchni, biega po wodę. Potajemnie, żeby nikt nie widział, wypija sto gramów „na rozgrzewkę”. I nie wydaje się, żeby był sam.

Godz. 18.37, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego. Z dziennika Serhija Kulidy

Na ulicy jest mroźno, w piwnicy zimno, w mieszkaniu pusto, a w sercu nieopisana tęsknota. Spojrzałem na siebie w lustrze i nie poznałem tego faceta w zwierciadle. Nieumyte włosy, nieogolona twarz, obskurne sportowe spodnie, znoszona zimowa kurtka. Czy to naprawdę ja?!

8 marca 2022, wtorek

Godz. 10.18, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego. Z dziennika Serhija Kulidy

W nocy bardzo huczało. Słychać było to w piwnicy. Posłuchaliśmy trochę i położyliśmy się dalej spać.

Godz. 11.47, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego, podwórko. Z dziennika Serhija Kulidy

Dziś jest kobiece święto, a ja (po raz pierwszy!) nie zdołałem podarować moim dziewczynkom chociaż kwiatka. Pozdrowiłem werbalnie, przytuliłem, pocałowałem… Rano mieszkańcy naszej klatki i, odpowiednio, piwnicy zebrali się na podwórku — zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Ktoś z naszych w końcu znalazł bukiet i postawił go w trzylitrowym słoiku z wodą, który stał na ławce przy schodach do budynku. Natychmiast pojawiły się też cukierki i wino. Wszystkie „reprezentantki płci pięknej” zgromadziły się przy „świątecznym stole”, śmiały się, nawet żartowały. Ten, jedyny w swoim rodzaju, bukiet wywołał u nich burzę emocji i… łzy. Ale, pomimo wszystko, nasze „piękne połówki” trzymały się z godnością.

Godz. 14.39, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego. Z dziennika Serhija Kulidy

Mówią, że jutro będzie ewakuacja z Buczy. Zobaczymy… Plotki o „zielonych korytarzach” krążą już od kilku dni. Wahania: czy warto uciekać, czy nie? Niektórzy sąsiedzi skłaniają się ku pozostaniu w domu. Bo można się dogadać z wrogami i nie będą oni ruszać pokojowych mieszkańców. Ja bardzo wątpię, bo plotki o egzekucjach coraz bardziej rozprzestrzeniają się po mieście. Szczególnie niebezpieczna sytuacja jest na Szkłozawodskiej. Mówią, że nasza sąsiadka, która mieszkała obok kościoła i pracowała w ratuszu, została zastrzelona razem z dwójką dzieci. Przy okazji, samochód Romana nadal stoi bez nadziei na uruchomienie. Znowu poprosiłem Denisa, żeby sprawdził, co się stało z autem. Trzeba jakoś go uratować…

Godz. 17.03, Bucza, bulwar Bohdana Chmielnickiego, podwórko. Z dziennika Serhija Kulidy

— No, jak tam? Prowadzisz dziennik? — zapytał mnie Serhij, piłkarz z szóstego piętra. — Skończy się wojna, napiszesz książkę.

— Coś tam notuję — odpowiadam. — Jaka tam książka?.. Tak, coś dla siebie… Żeby jakoś się rozerwać, oderwać od tego…

— Pomyśl, będzie bestseller — nie daje za wygraną sąsiad, uśmiechając się. — I o mnie wspomnij.

— Jak przeżyję, napiszę, wspomnę — uspokajam jego fantazje.

— Koniecznie.

Kolejny fragment wkrótce na naszym portalu.