Nadal nie wiadomo kto ostatecznie zniszczy Putina – pisze HUBERT BEKRYCHT: Nadal…

Grafika: st h/ ee

Pozostając jeszcze w wielkanocnym nastroju skupienia i refleksji nie zapominajmy o tym, że Jezus Chrystus wziął nasze grzechy na siebie, wykupił nas z mocy piekielnych poprzez swoją śmierć na Krzyżu. Tyle samo w tym Prawdy, jak i patosu, ale takie są nasze życiowe ścieżki, że wciąż o tym warto pamiętać.

Pamiętać również należy, że zmieniająca się wojenna rzeczywistość ściera się z ulubioną tezą Polaków o cierpieniu naszego narodu, naszych rodaków za całe zło tego świata. Co zatem z tą tezą po 24 lutego, kiedy to ruskie hordy zaatakowały naszego południowo-wschodniego sąsiada? Czyż to nie Ukraińcy walczą za cywilizację i przede wszystkim o to, aby współczesna, choć stokroć groźniejsza podróbka Hunów z Moskwy nie zalała Europy i całego globu? Wszak to Kijów bije się teraz z szatanem z Kremla. Ukraina krwawi. My i cały cywilizowany świat im tylko pomagamy, ale jednak na te rany nadal patrzymy.

Czy dźwigająca ciężar wojny z Putinem Ukraina wytrzyma? Ile dni może jeszcze walczyć bez naszej aktywniejszej militarnej pomocy? Czy Zachód nie wykorzystuje atomowego szantażu ruskiej hordy, aby uzasadnić swoją bierność? Czy nie zmierza Zachód do uspokojenia „cara”, którego stworzyły wspólnie Berlin i Paryż, a w mniejszym stopniu Rzym i Bruksela oraz Amsterdam z Hagą. Jaką rzeczywistą rolę odgrywa na tej nowej geopolitycznej scenie Izrael. Jak tłumaczyć polityczną schizofrenię Węgrów?

Góralska prognoza?

Te pytania, a właściwie odpowiedzi to właściwie klucz do panowania nad światem przez następne stulecie. I właśnie tutaj odpowiedzi nie napiszę, bo nie umiem rządzić, a byle komu nie pozwolę. Poważnie jednak rzecz ujmując, góralska prognoza, czyli, „albo będzie padało albo nie”, jest tutaj chyba jedyna. To znaczy, że tak może być, jeśli ktoś pyta o wojnę światową. Czyli, albo będzie zagłada albo nie… W kwestii konfliktów między państwami wschodniej Europy, łatwiej je przewidzieć, chociaż nadal nikt aż takich profetycznych zdolności na razie nie posiada.

Spróbuję odpowiedzieć na część pytań, ale naprawdę, tak jak nigdy wcześniej, boję się, że popełnię błąd. Na szczęście nie działam na zlecenie wywiadu ani biur analiz międzynarodowych a już Broń Panie Boże na zlecenie ośrodków akademickich, które w większości, w obliczu wojny, przechodzą na stronę lewicy i lewaków. W czasie pokoju zresztą też.

Scenariusze jak z horrorów?   

W najbliższych tygodniach Ukraina chce zdecydowanie powstrzymać zmasowane ataki rosyjskich bandytów. Na prawdziwą ofensywę się nie zanosi, ale kto wie, co szykuje moskiewska satrapia? Jeśli nie dostarczymy Ukraińcom jeszcze więcej, jeszcze lepszej broni za kilka miesięcy rubieże cywilizowanego świata mogą przesunąć się na granice Unii Europejskiej i NATO.

Czy Zachód, a to także przecież my, zrozumiemy, że bez pomocy Ukrainie, tej inwazji na Europę (na razie na Europę) nie da się powstrzymać. Kreml nie ma już nic do stracenia. A my? Ponieważ to sytuacja zero-jedynkowa, my mamy do stracenia wszystko. Dlaczego więc do cholery nie działamy? Bo Berlin z Paryżem kombinują, jak w 1920 roku, że to Ukraina, Polska, Litwa, Rumunia, Czechy, Słowacja przyjmą na siebie cały impet ataków ruskiej hordy. Mówiąc poważnie Waszyngton też na to liczy, ale przynajmniej dostarczy broń. Czy jednak USA i Wielka Brytania włączą się, gdyby – oby nie – taki konflikt wschodniej Europy i Rumunii przeciwko zaborczej Rosji stał się faktem? Zaryzykuję twierdzenie, że Londyn z Waszyngtonem przyszliby nam z pomocą. We własnym interesie również.

  Kto z nami..?

Rzecz w tym jednak, i to jest ważniejsze, kto nie stanąłby po stronie Rosji? Bardzo nie podoba mi się ostatnia węgierska polityka zagraniczna i tchórzliwość Budapesztu wobec Rosji, ale myślę, że jednak Węgry militarnie nie wspomogłyby Kremla. Nie tylko dlatego, że mają małą armię. To samo dotyczy Włoch, Beneluksu i państw skandynawskich, które raczej są w koalicji antyputinowskiej, choć, jak to Skandynawowie, zachowują powściągliwość w wyrażaniu międzynarodowych nastrojów.

Turcja, jako druga armia NATO, w całym swoim poplątaniu i uwikłaniu między azjatyckie interesy a europejskie prężenie muskułów, też raczej Moskali nie poprze militarnie.

I tutaj dochodzimy do sprawy najważniejszej w tych, na szczęście jeszcze czysto teoretycznych, rozważaniach. Co zrobią Niemcy i Francuzi – do niedawna ambasadorowie, odpowiednio, ekonomiczni i zbrojeniowi sowieckiego cara?

Konia z rzędem temu, kto to dokładnie przewidzi, ale chyba ani Berlin ani Paryż nie wycofają się z cichego uwielbienia dla Moskwy. To znaczy elity Berlina i Paryża, społeczeństwa niemieckie i francuskie są w większości obojętne wobec okropności wojny na Ukrainie.

W Paryżu jednak 24 kwietnia, dwa miesiące po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na niepodległą Ukrainę, podane będą wstępne wyniki wyborów prezydenckich. Nie sądzę jednak, aby ta elekcja cokolwiek zasadniczego zmieniła w hamletyzowaniu znad Sekwany.

Nadal nic..?

Za kilka tygodni – moim zdaniem – Ukraina nadal będzie walczyć, abyśmy my bezpośrednio nie musieli. Berlin nadal będzie po cichu, a może i głośniej  wspierał Putina. Francuzi nadal nie będą chcieli umierać za Mariupol, Kijów, Charków a nawet za Lwów – stawiam też dolary przeciwko guzikom z kurtek ruskich żołdaków, że za Warszawę, Pruszków, Łódź, Wilno i Bukareszt a nawet za Hamburg, obywatele dumnej V Republiki też nie będą się bić.

A w Paryżu i Niecei przy kawiarnianych stolikach nadal zasiadać będą francuscy intelektualiści i celebryci rozważając, jak podczas II wojny światowej niemieckie traktaty filozoficzne, tak teraz tajemnice rosyjskiej duszy…

Włosi nadal będą wysyłać drogie markowe ciuchy dla rosyjskich kobiet, których mężowie i synowie nie nakradli na Ukrainie wystarczająco dużo. W Brukseli nadal będą planować nierealne sankcje wobec ruskich oligarchów. W Kopenhadze i Oslo nadal mogą gadać o tym, że są przecież „dobrzy” Rosjanie, a w Budapeszcie mogą nadal się bać Moskwy.

W Waszyngtonie nadal Biden będzie straszył Rosjan. W Londynie nadal będą planować zbrojenie Ukraińców, tak jak w Kanadzie i Australii oraz Japonii. Nadal Izrael będzie gotowy do mediacji, byle tylko zgodnej z interesami swoich obywateli pochodzących z sowieckiego imperium. W Ankarze i Stambule nadal będą się zastanawiać z kim Turcji bardziej po drodze, a w Pekinie mogą nadal mogą otwierać szampany. Albo te śmierdzące jajka…

Nadal też w Warszawie będziemy wspierać Ukraińców, nawet jak nam złamanego euro nadal nie będą dawać z Brukseli.

A co nadal będą robić w Moskwie? Nic. Ruscy swoje zrobili. Teraz będą patrzeć, jak rozpada się stary skłócony świat…Nadal.

Chciałbym, aby moje prognozy się nie sprawdziły, ale czy tego chcą też w krajach i stolicach, które tu wymieniłem? Nadal nie wiem.