Najsłabsze ogniwo – WOJCIECH POKORA o wpadkach TVN-u i portalu Viva.pl

W polskich mediach stosowane są podwójne standardy. Jednych stawia się pod płotem i rozstrzeliwuje za wykroczenia, gdy równocześnie chroni się odpowiedzialnych za dużo większe nadużycia.

 

Kilka dni temu w mediach społecznościowych pojawił się znów znany fragment programu TVN24 z 2016 roku pt. „Loża prasowa”, w którym prezes Towarzystwa Dziennikarskiego Seweryn Blumsztajn stwierdza: „To mnie tak denerwuje, tak mnie złości, tak mnie upokarza – te wszystkie sądy, takich trzydziestolatków jak pan (zwraca się do Marcina Makowskiego). Pan chce, żeby Wałęsa stanął przed „tym”, a może on nie chce? Człowiek ma prawo kłamać na temat swojej przeszłości. Tak jak w sądzie się kłamie. Tak, człowiek ma prawo. Ma prawo się bronić. Ale pan go osądza. Czy pan kiedykolwiek, chociażby więcej niż złamany paznokieć Polsce poświęcił? Nich pan się liczy ze słowami, jak pan mówi o takich ludziach”.

 

W programie poza prezesem TD udział brali: Renata Kim („Newsweek”), Michał Szułdrzyński („Rzeczpospolita”) i Marcin Makowski („Do Rzeczy”). Program prowadziła Małgorzata Łaszcz.

 

Cały materiał można znaleźć jeszcze na stronie TVN24, polecam, bo oglądany z perspektywy 4 lat każe zadać pytanie o odpowiedzialność publicystów za słowo i trafność ich ocen. Ale to temat na inny felieton. Wrócę do cytowanego fragmentu. Po wypowiedzi redaktora Blumsztajna nie nastąpiła dyskusja. Jedynie red. Makowski próbował protestować w sprawie stwierdzenia, że „człowiek ma prawo kłamać”. Jednak zmieniono temat i program potoczył się dalej. Wówczas na tapecie był KOD i jego wielotysięczne manifestacje, więc trzeba było „grzać temat”. Nad standardami się prześliźnięto – w słusznej sprawie można kłamać. Amen.

 

Seweryn Blumsztajn jest dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, co w tym przypadku ma znaczenie. Wypowiada się w programie szefowej zespołu producentów TVN24, co także nie jest bez znaczenia. Przysłuchuje mu się Renata Kim, która nie protestuje w sprawie standardów, co za chwilę także nabierze znaczenia. Bo to doskonały przykład na to, że w Polsce stosowane są podwójne standardy. I nie chodzi o to, że jednym uchodzi kłamstwo a innym nie, bo kłamstwo nie powinno mieć miejsca, ale chodzi o to, że jednych stawia się pod płotem i rozstrzeliwuje medialnie za wykroczenia, gdy równocześnie chroni się odpowiedzialnych za dużo większe nadużycia.

 

Przykład pierwszy.

 

28 stycznia br. w programie „Dzień Dobry TVN” wyemitowany został materiał dotyczący koreańskiej grupy muzycznej. Prowadzący program Anna KalczyńskaAndrzej Sołtysik żartowali, że Jeon Jung-kook, lider koreańskiego zespołu BTS znalazł się na szczycie listy najpopularniejszych mężczyzn na świecie. Zdaniem prowadzących Koreańczyk jest jednak zbyt męski i ma inny kształt oczu niż te, do których przywykli. W materiale filmowym redaktor Adam Feder pytał przechodniów, co sądzą na temat Jung-kooka, myląc się i pokazując im zdjęcie innego członka zespołu. Przechodnie byli krytyczni. Materiał został wyemitowany i rozpętała się burza. Oboje prowadzący przeprosili, właściciel stacji telewizyjnej wydał oświadczenie, a na koniec „Cygana powiesili” (zaznaczam, że to cytat z ksenofobicznego przysłowia polskiego), czyli z pracą pożegnał się Adam Feder. Czy słusznie? W mojej opinii nie.

 

Przykład drugi.

 

Magazyn VIVA! opublikował w serwisie Viva.pl wywiad Romana Praszyńskiego z aktorką Anną Marią Sieklucką. Aktorka zadebiutowała ostatnio na dużym ekranie wcielając się w Laurę – główną bohaterkę filmu Blanki Lipińskiej „365 dni”. Film reklamowany jest jako „pierwszy polski film erotyczny” a pani Sieklucka, sądząc po zwiastunie, prezentuje w nim szerokiej publiczności swoje wdzięki. W związku z dużym zainteresowaniem zarówno filmem jak i grającą w nim aktorką, a zapewne i jej wdziękami, magazyn VIVA! zamówił dla swoich czytelników wywiad. Czego mogła dotyczyć rozmowa z aktorką grającą w filmie erotycznym? Sądzę, że czytelnicy VIVY! nie rzucili się do lektury oczekując ciekawej dyskusji na temat Theogonii Hezjoda. I doskonale widział to także wydawca, zamawiając wywiad. Wiedział to także przeprowadzający rozmowę red. Praszyński. Na koniec okazuje się, że wiedziała i aktorka, która autoryzowała całość. Kto nie wiedział? Nie wiedziała dziennikarka „Gazety Wyborczej” Adriana Rozwadowska, która określiła rozmowę jako seksizm. Nie wiedziała też Karolina Korwin-Piotrowska, określająca ten wywiad jako molestowanie, i nie wiedziała Renata Kim, pisząc w „Newsweeku”, że Praszyński jest szowinistą i mizoginem. Dlaczego? Bo zadawał pytania w stylu – czy „lubi seks?”, „ma doświadczenie seksualne?”, czy „założyła na casting koronkową bieliznę?” i czy „piła wieczorami, żeby zapomnieć?”. Być może pytania są intymne, ale nie były zadawane niepełnoletniej nastolatce. To nie wywiad z uczestniczką Voice Kids, lecz z 27-letnią aktorką, grającą właśnie w filmie erotycznym, opublikowany w magazynie, na którego łamach co roku prowadzony jest plebiscyt na najpiękniejszych Polaków. Internauci głosując na najpiękniejszą kobietę i najpiękniejszego mężczyznę kierują się seksizmem! Zdecydowanie tylko i wyłącznie nim! Głosują na mężczyzn i kobiety oceniając ich zupełnie powierzchownie. Czy to nie skandal? Skandal. A jeszcze większym skandalem jest to, że wydawca organizujący takie plebiscyty, zamawiający wywiady z aktorkami filmów erotycznych zwalnia dziennikarza za to, że wykonał pracę, która została mu zlecona. Wywiad opublikowano! Dopiero oburzenie środowisk feministycznych spowodowało, że został zdjęty, a dziennikarz wyrzucony. Podobnie było przecież z programem w TVN. Protesty spowodowały, że wyrzucono dziennikarza, który przygotował zlecony materiał pod przygotowaną wcześniej tezę. Gdyby było inaczej, prowadzący program przyjęliby inną narrację. Gdzie jest zatem wydawca? Dlaczego w obu przypadkach odpowiedzialność ponosi najsłabsze w całym procesie wydawniczym ogniwo – dziennikarz. On jest tylko wykonawcą zlecenia. I tu pora wrócić do „Loży prasowej”. Jakimi standardami kierują się dziś dziennikarze skoro nie oburza ich jawna pochwała kłamstwa i dyscyplinowanie człowieka, który ośmielił się wypowiedzieć na temat Lecha Wałęsy, a stadnie rzucają się na ludzi, którzy ponoszą odpowiedzialność za narrację tytułów, które wynajmują ich do pracy? Czy w naszym zawodzie nie ma już ani grama solidarności i rozsądku, a została tylko realizacja mądrości etapu?

 

Wojciech Pokora