Nie zareklamuję bukmacherki za żadne pieniądze – rozmowa z Przemysławem Babiarzem

Dziś dziennikarstwo sportowe uprawiają ci, którzy analizują i weryfikują wydarzenia, nazywają nowe zjawiska, czyli piszą teksty analityczne, odkrywcze i przełomowe. Takich osób jest niestety coraz mniej – mówi Przemysław Babiarz, dziennikarz sportowy Telewizji Polskiej, w rozmowie z Tomaszem Plaskotą.

 

Sportowcy kontaktują się z kibicami i mediami poprzez portale społecznościowe. Nie potrzebują do komunikacji dziennikarzy ani mediów. Czy to nie sprawia, że  dziennikarstwo sportowe przestaje mieć sens?

 

Dziennikarstwo zawsze ma sens, jeżeli jest prawidłowo rozumiane. A jest prawidłowo rozumiane jeżeli polega na dociekaniu prawdy na takim poziomie, do jakiego dziennikarz może dotrzeć. Przez media społecznościowe przekazywane są subiektywne odczucia i informacje, które wymagają weryfikacji. Rola dziennikarza polega na sprawdzeniu czy przez portale społecznościowe przekazywane są fakty, czy jedynie narracja właściwa dla nadawcy. Dziennikarstwo jest prawidłowo rozumiane również, jeżeli nie jest zbieraniem punktów popularności, pójściem z prądem czy wypełnianiem linii redakcyjnej.

 

Nie zawsze dziennikarzowi opłaca się dążenie do prawdy.

 

To zasadnicze pytanie. Ma związek z etyką, która opiera się właśnie na bezinteresownym dociekaniu prawdy. Sam się zastanawiam się, czy dziennikarzy sportowych stać jeszcze na bezinteresowność.

 

Czy nie uważasz, że przekaz kontrolowany w postaci wywiadów z zawodnikami ukazującymi się na stronach klubowych również przemawia za tym, że dziennikarze sportowi stają się niepotrzebni?

 

Rozmowa z zawodnikiem opublikowana na stronie klubowej nie jest wywiadem dziennikarskim, ale oświadczeniem public relations. Dziennikarstwo i PR są dziedzinami ze sobą sąsiadującymi, ale odmiennymi. Całe nieszczęście współczesnego dziennikarstwa polega na tym, że te światy się mocno przenikają. Branża public relations ma więcej pieniędzy, więc często tłamsi dziennikarstwo. Kiedy dziennikarz rozmawia ze sportowcem, zadaje mu dowolne pytania, a jego rozmówca udziela mu odpowiedzi zgodnych ze swoją wolą. Może potem wywiad autoryzować, ma też prawo odmówić. Niemniej jednak to dziennikarz jest autorem pytań i z reguły zmierza do uzyskania określonego rezultatu w rozmowie. Dziennikarz, który robi wywiad na stronę klubową wychodzi ze swojej roli i staje się rzecznikiem klubu.

 

Jak ominąć taką formę przekazu kontrolowanego?

 

Jedynym sposobem jest dotarcie do zawodnika i nakłonienie go do ekskluzywnego wywiadu.

 

A jeżeli klub w kontrakcie zabronił mu rozmów z dziennikarzami?

 

To nie będzie wywiadu. Pierwsze sygnały, że dzieje się coś niedobrego w kwestii blokowania  rozmów z piłkarzami pojawiły się w latach 90. Kiedy polskie redakcje wysyłały dziennikarzy na piłkarskie mistrzostwa świata do Stanów Zjednoczonych i Francji, ze zrozumiałych względów wymagały od nich wywiadów np. z gwiazdami reprezentacji Brazylii. Ale „canarinhos” byli niedostępni dla mediów. I nagle jeden z dziennikarzy opublikował w polskiej prasie ekskluzywny wywiad z czołowym piłkarzem Brazylii. Pozostali korespondenci wiedzieli, że rozmowa została sfabrykowana, wymyślona albo przepisana z zagranicznej gazety. Straszny faul na kolegach. Jak ukazała się publikacja, redakcje zaczęły naciskać na swoich korespondentów, żeby zrobili podobne rozmowy. Z oczywistych względów okazało się to niemożliwe.

 

Wobec „twórcy” wywiadu wyciągnięto konsekwencje?

 

Nie było żadnej oficjalnej reakcji. Nikogo nie usunięto z pracy, nie ukarano ani nie napiętnowano.

 

O jakiego dziennikarza chodzi?

 

Nie pamiętam. Ta historia jest znana wśród dziennikarzy sportowych pracujących w latach 90.

 

Przekaz kontrolowany ma także inną postać, bukmacherzy tworzą strony sportowe, gdzie obok normalnych artykułów ukazują się analizy meczy pod kątem bukmacherskim i zachęty do obstawiania zakładów. Odbiorcy, szczególnie młodzi ludzie często nie są w stanie wychwycić granicy, po której zaczyna się reklama i wchodzą w szpony niebezpiecznego nałogu.

 

Nie są w stanie jej wychwycić, bo nikt ich tego nie uczy. Świat autorytetów i mistrzów, za którymi warto podążać zniknął. Mamy rzeczywistość, w której wszyscy mają być z zasady równi, przez co zacierają się granice między profesjonalizmem a amatorszczyzną.

 

Dziennikarz powinien jak najwięcej wiedzieć o sportowcu. Czasem przyjaźni się z zawodnikiem. Jak bliska może być to znajomość, żeby osobista sympatia nie wpływała na opis postaci w tekstach?

 

Dziennikarz musi dużo wiedzieć o opisywanym sportowcu, ale jeżeli relacje będą zbyt bliskie, pozbawi się możliwości rzetelnej recenzji. Będzie mu niezręcznie wypowiedzieć zdanie krytyczne. Miałem kolegów, którzy byli blisko ze sportowcami, ale kiedy zawodnicy robili coś wymagającego krytyki, nie wahali się tego zrobić, a sportowcy się na nich obrażali. Zdarzali się też dziennikarze podstępni, którzy zapraszali sportowca na wódkę, a później opisywali co mówił. Ale to jest nieetyczne. Nie uznaję takich rzeczy.

 

Gdzie stawiasz sobie granicę w kontaktach ze sportowcami?

 

Bardzo przypadł mi do gustu starszy dziennikarz angielskiej stacji telewizyjnej Sky Sport, który komentował piłkę nożną. Niestety nie pamiętam już jak się nazywał. Przyjechał szkolić nas, kiedy TVP Sport szefował w latach 2006-2009 Robert Korzeniowski. Na pytanie, co go najbardziej interesuje w fenomenie meczu piłkarskiego, wyraźnie rozgraniczył wydarzenia na dziejące się na boisku, na trybunach i poza stadionem. Powiedział, że  interesuje go praktycznie tylko to, co dzieje się na boisku, ewentualnie na ławce rezerwowych. Wydarzenia na trybunach i poza stadionem zostawia dziennikarzom opisującym zjawiska społeczne. Mówił, że zna wielu sportowców, ale jeżeli nie zakończą kariery, nie przekracza z nimi granic zażyłości, bo wiązałby sobie ręce w profesjonalnym wykonywaniu zawodu.

 

Kto dziś uprawia dziennikarstwo sportowe?

 

Ci, którzy analizują i weryfikują wydarzenia, nazywają nowe zjawiska, czyli piszą teksty analityczne, odkrywcze i przełomowe. Takich osób jest niestety coraz mniej.

 

Czyli autorzy, którzy zaglądają za kulisy i je pokazują czytelnikom?

 

Tak, ci, którzy bez względu na to, jak wygląda świat za kulisami, opisują go. Takie jest zawodowe powołanie dziennikarza.

 

Jaka jest rola komentatora sportowego, czyli również twoja, we współczesnym świecie medialnym?

 

Rola showmena.

 

Czy do takiej roli potrzebne jest przygotowanie?

 

Showmen nie jest człowiekiem, który o niczym nie wie, wychodzi na scenę i wygłupia się. Nie należy przekreślać showmenów, bo oni też mają swój warsztat zawodowy. Do każdego występu należy się przygotować, więc zawsze przygotowuję się najlepiej jak potrafię. Wiedza o komentowanym wydarzeniu i występujących w nim sportowcach jest niezbędna.

 

Zacząłeś pracę w telewizji na początku lat 90. Jak zmieniła się ekspresja komentatorska od tamtych czasów?

 

Współcześnie w komentowaniu można pozwolić sobie na więcej. Kiedyś komentatorów brazylijskich czy włoskich, którzy przedłużali samogłoskę przy słowie gol, przedstawiano jako ciekawostkę. Dzisiaj już wszyscy, również w naszym obszarze geograficznym tak robią. Wcześniej my, Niemcy czy Rosjanie, komentowaliśmy mecze z większym dystansem emocjonalnym. Moje pokolenie komentatorskie na początku lat 90. też przyuczano do takiego relacjonowania spotkań.

 

Chyba było to dla ciebie trudne? Masz skłonności do emocjonalnego komentowania wydarzeń sportowych.

 

Tak, więc kiedy mi popuszczono cugli, zacząłem korzystać z wolności. Nie oznacza to, że przestałem sprawdzać informacje potrzebne do komentowania, czy też, że nie znam historii czy statystyk.

 

Jan Ciszewski już w latach 70. mocno okazywał emocje komentując mecze piłkarskie.

 

To prawda i był lubianym komentatorem. Bez jego komentarza jako dziecko czy młody człowiek nie wyobrażałem sobie ważnego meczu reprezentacji czy polskiego klubu. Ale kąsano go za błędy komentatorskie w gazetach sportowych, które wówczas miały silną pozycję i recenzowały dziennikarzy telewizyjnych. Bardzo krytykowano go za Mistrzostwa Świata w Hiszpanii w 1982 r. Jan Ciszewski był ciężko chory. Ukrywał chorobę, ale nie był w formie jako komentator. Zmarł cztery miesiące później, w wieku zaledwie 52 lat.

 

Miał wielki talent.

 

Znakomicie relacjonował mecze. Po jego śmierci szybko zauważano brak komentatora o takim wspaniałym głosie. Ciszewski nie znał tylu szczegółów co współcześni komentatorzy, nie miał do dyspozycji tak wielu informacji dostępnych dziś na wyciągnięcie ręki, ale potrafił kapitalnie wyważyć proporcje między szczegółem a ogółem, między emocjami a informacją. Sam komentował mecze. Nie miał wsparcia w postaci drugiego głosu w studiu, czyli eksperta czy byłego piłkarza, który interpretuje sytuację na boisku. Wtedy nie praktykowano takich rozwiązań. Głos komentatora był jedynym, który słyszeliśmy podczas meczu.

 

Miał też swoją ciemną stronę, hazard i współpracę z komunistyczną Służbą Bezpieczeństwa.

 

Miał. To jest też jak z pisarzami z okresu powojennego, którzy poszli na współpracę z komunistami. Różne naciski wywierano na ludzi, żeby ich złamać i nakłonić do współpracy. Wymyślano kary, zsyłano do pracy na prowincję, po takiej karencji dziennikarz był w stanie zrobić wszystko, żeby wrócić do sensownej pracy. Nie usprawiedliwiam tego, tylko wskazuję na okoliczności.

 

Na współczesnych dziennikarzy też wywierana jest presja.

 

Szczególnie na młodych, którzy dopiero rozpoczynają pracę i każe im się coś zrobić za wszelką cenę. Dzisiaj trudniej się wybić niż kiedyś. Jeżeli ktoś trafił do mediów centralnych, bez względu na to czy to była telewizja, czy radio,  jeżeli sprawdzał się po debiucie, w krótkim czasie stawał się znany.

 

Jak oceniasz warsztat obecnych komentatorów piłkarskich?

 

Czasami oglądając meczu jako kibic jestem zagadywany, ponieważ komentatorzy zamiast relacjonować spotkanie prowadzą gawędę na temat meczu. Przez pierwsze kilkanaście minut meczu nie mówią co dzieje się na boisku, tylko przytaczają wszystkie możliwe anegdoty o piłkarzach, którzy występują w spotkaniu. Jeżeli mecz jest mniej ważny ma to jakiś sens, ale jeżeli oglądam spotkanie na mistrzostwach świata, Europy, czy w fazie pucharowej kiedy przegrywający odpada. Wtedy każda minuta meczu jest ważna i warto skupić się na grze.

 

„Reklamowanie czegokolwiek przez dziennikarzy jest niezgodne z naszą etyką zawodową. I mam za złe kolegom, którzy weszli w ten biznes” – ocenia w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl kierownik działu sportowego „Rzeczpospolitej” Mirosław Żukowski.  Jak skomentujesz te słowa?

 

Mirek ma rację. Kiedy coś reklamujemy stajemy się rzecznikami tego co promujemy. Dziennikarz powinien być niezależny. Nie powinien się wikłać w żadne zależności. Nic nie powinno mu przeszkadzać w dążeniu do prawdy, a prawda nie jest pośrodku, tylko tam, gdzie leży. Tego kiedyś uczyli na kursach dziennikarskich. Dziś znani dziennikarze są bardziej postaciami medialnymi niż dziennikarzami. Łatwo pomylić te dwie sfery i dać się skusić pieniędzmi przeznaczonymi na PR i reklamę. Zarobek kusi. Ktoś ma znane nazwisko, rozpoznawalną twarz, więc udostępnia ją do promowania jakiegoś przekazu i zarabia na tym. Mafie z Azji południowo-wschodniej zarabiały na zakładach bukmacherskich wpływając na ustawianie wyników w Bundeslidze. Nie twierdzę, że wszyscy bukmacherzy tak działają. Niemniej jest to sfera granicząca z przestępczością i hazardem, z tym czego byśmy nie ocenili jako etyczne. Jeżeli dziennikarz sportowy promuje zakłady bukmacherskie, przekracza barykadę, której nie powinien przekroczyć. Nawet niechcący mogą wdepnąć w aferę związaną z ustawianiem meczy przez bukmacherów. Hazard to bardzo grząski obszar. Znałem dziennikarzy, którzy wpadali w szpony hazardu i mieli poważne długi.

 

Co jest złego w prowadzeniu przez dziennikarza konferencji prasowej promującej jakąś  organizację, markę czy produkt?

 

Prowadząc konferencję prasową dziennikarz wychodzi ze swojej roli i staje po drugiej stronie sceny. Można zaobserwować przechodzenie od dziennikarstwa do przemysłu rozrywkowego. Znane twarze z telewizji prowadzą imprezy rozrywkowe. Sport stał się częścią przemysłu rozrywkowego, więc dziennikarze sportowi po części realizują zadania związane z tą branżą. Te słowa kierują również do siebie.

 

Dlaczego?

 

Bo też funkcjonuję na pograniczu tych dwóch światów. Łatwo mi to przychodzi, ponieważ jestem z wykształcenia aktorem. Pamiętam moje zdziwienie, kiedy pracując w telewizji Wizja na przełomie XX i XXI wieku jeździłem do Anglii i widziałem tam „The Sun”. Na jednej stronie jest sport, a na drugiej rozebrana dziewczyna, czyli coś kierowanego do mężczyzn. Wtedy pomyślałem, że bardzo nisko uderzamy jako dziennikarze sportowi z naszym przekazem. Może dlatego tak pomyślałem, że byłem wychowany na pewnych ideałach, na dziennikarzach sportowych, którzy pisali książki i scenariusze filmowe.

 

Za jaką kwotę wystąpisz w reklamie zakładów bukmacherskich?

 

Nie zareklamuję zakładów bukmacherskich za żadne pieniądze ze względów etycznych.

 

Zdarzyło Ci się odmówić występu w reklamie?

 

Dwukrotnie, ale nie były to zakłady bukmacherskie.

 

Nigdy nie wystąpiłeś w reklamie?

 

Będąc komentatorem Wizji Sport wystąpiłem w spocie zachęcającym do oglądania tej telewizji.

 

Dlaczego się zgodziłeś?

 

Bo reklamowałem firmę, w której wówczas pracowałem.

 

Nawet sportowcy reklamują zakłady bukmacherskie. Co o tym sądzisz?

 

Przykra sprawa. Z łatwością zakładają sobie za pieniądze obrożę i smycz. Dzieje się to w świecie, który tak bardzo deklaruje wolność i niezależność. Może częściowo zrozumiały byłby ten wybór, gdyby brakowało im pieniędzy. Ale często na taki krok decydują się piłkarze czy tenisiści, którzy zarabiają przyzwoite pieniądze.

 

Rozmawiał Tomasz Plaskota

 

Przemysław Babiarz będzie gościem naszego cyklu „SDP Cafe – podaj dalej…”  9 listopada. Premiera o godz. 19 na sdp.pl.

 


 

Przemysław Babiarz

Rocznik 1963. Pochodzi z Przemyśla, studiował teatrologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, a potem aktorstwo w krakowskiej Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Był aktorem Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Od 1992 r., z przerwą na TV Wizję w latach 1999-2000, związany z Telewizją Polską. Specjalizuje się w komentowaniu biegów, skoków narciarskich, pływania i lekkoatletyki. Trzykrotny laureat Telekamery.