Podczas pierwszego badania USG jednego z naszych synów ginekolog stwierdził Zespół Downa. Nie byłoby to niemożliwe, w rodzinie Żony był taki przypadek. Nietrudno się jednak domyślić, że dla nas, rodziców, było to absolutnym ciosem. Nie dlatego, że wychowanie takiego dziecka to nie zawsze łatwy kawałek chleba, ale dlatego, że każdy rodzic chce, żeby jego dziecko było najpiękniejsze, najmądrzejsze i najsilniejsze. Nie pamiętam już dokładnie co zdecydowało o tym, że straciliśmy zaufanie do tego lekarza, jakieś dziwne sugestie, czy coś innego. Dość, że poszliśmy do innego, zrobiliśmy inne USG, nasz syn, zupełnie zdrowy, przynosi dziś ze szkoły szóstki, a na podwórku jest duszą towarzystwa. Nam nawet do głowy nie przyszła aborcja, ale ilu rodzicom w takiej sytuacji przyszła? Ilu pozwoliło na zabójstwo swojego dziecka?
W Polsce kwestią sporną była tzw. przesłanka eugeniczna. Potworną manipulacją była sugestia, że z tej przesłanki zabijano dzieci podobne do krążących w sieci na zdjęciach „potworków”. To nieprawda, największy odsetek zabijanych dzieci stanowiły właśnie dzieci z Zespołem Downa i Zespołem Turnera. A biorąc pod uwagę, że ilość zabijanych dzieci od wejścia w życie ustawy aborcyjnej wielokrotnie wzrosła, można się domyślać, że orzekanie obydwu stało się również pretekstem do zabijania dzieci zdrowych.
Zabijanie nienarodzonych w USA
W Stanach Zjednoczonych jest o wiele gorzej. Aborcja jest legalna bez ograniczeń w pierwszym trymestrze ciąży, w związku z czym jest traktowana jako forma antykoncepcji. W rekordowym roku 1990 zabito w ten sposób, przynajmniej według oficjalnych danych, 1 429 247 dzieci a i dziś liczby te oscylują wokół ok. 850 tysięcy dzieci rocznie. Nic w tym dziwnego, ponieważ w Stanach Zjednoczonych interesu pilnuje gigantyczny i ustosunkowany przemysł aborcyjny, który swoje wpływy przy pomocy ogromnych pieniędzy utrwala na całym świecie, również w Polsce. Nawet napływ uchodźców z Ukrainy jest wykorzystywany do pozyskania przez niego rynku zbytu nad Wisłą. Na pewno zauważyliście aktywistki – komiwojażerki, które twierdzą, że najważniejsze czego potrzeba ukraińskim kobietom, które uciekły z dziećmi od wojny to – aborcja.
Eugenika w służbie aborcji
Przemysł ten uwielbia otaczać się nimbem „postępu”. I coś w tym jest, jednak chodzi tu o postęp nieco inny niż chciałby nas przekonać. Największą siecią klinik aborcyjnych, stanowiąc przez to pewien czarny symbol, stanowi tu Planned Parenthood, organizacja mając pewną czarną tajemnicę, którą nie lubi się chwalić. Otóż, jego założycielka Margaret Sanger była zwolenniczką eugeniki, a jej idee „kontroli urodzeń” były w istocie ideami „kontroli urodzeń nieprzystosowanych”, za realizację w praktyce czego była nawet aresztowana. Wydawała pismo „The Birth Control Review” w którym publikował między innymi Ernst Rüdin, twórca hitlerowskiego planu higieny rasowej. Czasopismo promowało eugenikę, postulowało wprowadzenie przymusowej sterylizacji i aborcji dla osób „nieprzystosowanych”. W 1932 roku opublikowała w „The Birth Control Review” swój „Plan pokojowy”, sugerujący wprowadzenie obowiązkowej segregacji, sterylizacji i reedukacji „dysgenicznego inwentarza” (dysgenic stock). W 1939 roku Sanger zapoczątkowała „Projekt Murzyn”, którego celem było ograniczenie rozrodczości czarnych obywateli USA. W latach 1939–1942 była honorową delegatką Birth Control Federation of America. Po zakończeniu II wojny światowej American Birth Control League zmieniła nazwę na International Planned Parenthood Federation w celu uniknięcia niekorzystnych skojarzeń z eugeniczną działalnością niemieckich nazistów [Ta wiedza pochodzi z Wikipedii, tyle że dawno została zamieniona na ugrzecznioną wersję].
Przełom, histeria i wytrwałość
Dziś w Stanach Zjednoczonych, czyli mateczniku aborcyjnej ideologii dzieje się rzecz historyczna. Oto dzięki temu, że poprzedni prezydent USA Donald Trump, łamiąc trwającą wiele dziesięcioleci przewagę sędziów aborcjonistycznych, wprowadził do amerykańskiego sądu najwyższego sędziów konserwatywnych, jest szansa na obalenie precedensu opartego na wyroku ws. Roe v. Vade, który na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku legł u podstaw przyzwolenia na powszechność zabijania dzieci.
Na amerykańskich ulicach podnosi się histeria. Przed chwilą właśnie oglądałem filmy z Los Angeles, na których aborcyjni aktywiści popychają policjantów i na nich plują. Sceny jako żywo przypominające to co widzieliśmy jeszcze niedawno na ulicach polskich miast w ramach tzw. „Strajku Kobiet”. I kiedy tak patrzę na tę i tamta agresywną dzicz, wydaje mi się to makabrycznie spójne z ideami, które przyświecały Margaret Sanger.
Z drugiej strony, przerażonej erupcją „postępowej” agresji na ulicach Ameryce, gdybym miał taką możliwość, chciałbym powiedzieć: Spokojnie, barbarzyńcy sami się zaorzą, nikt nie jest dla nich bardziej szkodliwy niż oni sami i wizerunek wariatów, który sobie budują.
Wytrwajcie w słuszności. Dobro zwycięży.