“Gazeta Wyborcza” ogłosiła, że Krzysztof Stanowski to seksista. Trochę się z tego pośmialiśmy. Pewien klasyk mawiał, że kłamstwo ma na celu stworzenie pozorów prawdy. Tu wydawałoby się, że wyszło średnio. Wydawałoby się.
Jeden z dowodów na seksizm Stanowskiego to fakt, że z oburzeniem zacytował faktycznie dość zbereźno-knajacką wypowiedź Janusza Wójcika. Zmarły 7 lat temu trener, a nawet były poseł Wójcik, jaki był, wszyscy wiedzą. Stanowski go wyszydził, a “Wyborcza” przypisała mu słowa Wójcika. Równie dobrze można wszystkim historykom drugiej wojny światowej przypisać zwierzęcy antysemityzm, bo opisują niemiecki i austriacki nazim.
Koronnym jednak dowodem i największą zbrodnią Stanowskiego jest to, że niezbyt ładnie określił dziennikarkę, która była jedną z czołowych specjalistek od j…a, wyp..a i innych czynności seksualnych przeniesionych do życia publicznego. Z kolei dziennik, który to ujawnił ma na koncie dość już cykliczne afery z jakimiś molestowaniami, a ostatnio jeden z dżentelmenów tam pracujących radził sobie z depresją i stanami lękowymi robiąc sobie dobrze przy koleżankach. Hipokryzja “Wyborczej” trochę narobiła jak zawsze hałasu, ale nie zdziwiła już specjalnie. Wiadomo, zwalczają każdego, kto ma inne poglądy, nawet Stanowskiego, który przecież – uczciwie mówiąc – zachowuje się jak na ideologicznym polu minowym i staje na głowie by bynajmniej nie wyjść na prawaka, czy – tym bardziej – pisowca.
Sprawa ma jednak, jak to sprawy często mają, inny wymiar i jest on czysto materialny. Rozmawiałem – już jakiś czas temu, jak tylko “Wyborcza” zaczęła grzać „aferę” Stanowskiego – ze znajomym z branży PR-owskiej. Klient chciał zostawić trochę pieniędzy w Kanale Zero, ale się rozmyślił. “Wyborcza” ogłosiła, że Stanowski to seksista, a seksizm jest niezgodny, podobnie jak rasizm, antysemityzm i inne wstrętne rzeczy z kodeksem firmy. Telewizja “Republika” może mieć przynajmniej ten komfort, że w niej panowie Jan Pietrzak czy Marek Król mogli sobie poszaleć do woli za nieswoje, do czasu kiedy ogłoszono całą telewizję gniazdem nazizmu i obdzwoniono wszystkich możliwych reklamodawców, szantażując ich de facto, tym, że ich firmy będą gnojone w mediach prorządowych, jeśli nie wycofają reklam z jedynej większej telewizji sprzyjającej opozycji.
W przypadku Stanowskiego, to co powiedział o Madame Michalik, ani kto jest jego reklamodawcą, nie ma znaczenia. Gdyby nie te fakty, to najwyżej coś by się wymyśliło, jak to nieraz bywało w ciągu ostatnich lat w “Gazecie”. Ja na przykład od pani Kublik dowiedziałem się swojego czasu, że byłem jakimś internetowym gangsterem. Trochę przepisała za innym mitomanem – Wojciechem Cieślą, trochę zmyśliła. Chodzimy sobie w tej sprawie czasem do sądu.
Oczywiście cała sprawa Kanału Zero ma także podłoże ideologiczne. Problemem Stanowskiego jest to, że wyrósł za duży, w dodatku pakuje się z buciorami w “gazetowyborczą” bańkę medialną. Miesza w głowie nieszczęśnikom Mellerem i Raczkiem, a potem zaprasza Pereirę i pozwala mu cokolwiek powiedzieć, To niedopuszczalne. Tak nie powinno wyglądać dziennikarstwo. Człowiek sformatowany przez Czerską i Wiertniczą nie powinien doświadczać zakłóceń w odbiorze. Stąd starania pana uzurpatora z Woronicza i jego wszystkich Czyży by teraz było tam tak jak wszędzie indziej, a wszystkie media miłowały tę samą partię.
Ale naprawdę nie samą ideologią człowiek żyje. Pamiętam historię, którą opowiadali mi znajomi z warszawskiego ratusza, z czasów jeszcze kiedy rządziła Hanna Gronkiewicz-Waltz, a lokalne wydawnictwo varsavianistyczne zwróciło się do działu kultury o małą dotację. Dostali, ale zaraz potem “Wyborcza” zrobiła aferę, że nie skonsultowano tego z nimi, a oni mają “Gazetę Stołeczną” i tak dalej. Tak to polityczna poprawność dzielnie idzie w służbie pieniądza. Nie wiem, czy w ogóle w niej w gruncie rzeczy o to nie chodzi. Od samego początku.