Będzie o Krzysztofie Skowrońskim (lat 55 właśnie obchodzi). Ale napiszę tylko o Krzysztofie dziennikarzu: o zdolnościach (wrodzonych i nabytych), o codziennej pracy (… zasuwaniu) i miłości (Radio Wnet, właśnie od lat 11-stu, też jubileusz).
Filozofował, studiował (i chyba nadal to robi). Szedł sobie ulicą Myśliwiecką i przeczytał ogłoszenie na płocie budynku Polskiego Radia, że jest pracowniczy konkurs. Wszedł i dość długo z nim gadali. No i właśnie jego wybrali. Ale tak naprawdę zafascynował się pracą na fonii dopiero po zetknięciu się z Andrzejem Woyciechowskim. Ów przy poznaniu wydawał się człowiekiem dość mrocznym, żeby nie powiedzieć ponurym. Poznałem go w domu Michael’a Castex’a, korespondenta Agence France Press, w stanie wojennym. Zaczęliśmy gadać, drinkując i przesiedzieliśmy całą noc. Był to niezwykły gość. Żony nasze poszły spać, a my rozmawialiśmy o wszystkim – o Żydach – polskich i obcych.
Krzysztof pracował z Andrzejem kilka lat w Radio Zet, które było i jest dobre do dziś. Drugie w Polsce pod względem słuchalności. Tylko RMF FM ma więcej.
To chyba wtedy w Zetce zamarzyło się Krzysztofowi, własne radio. Ba! Chcieć, a mieć to daleka droga. Ale zaczął step by step. Ruszyła maszyna… po drogach i szynach. Najpierw z Hotelu Europejskiego (oczywiście przed przebudową). Maleńkie 2 pokoiki, zapchane sprzętem, kilkuosobowa załoga (oszczędność personalna obowiązuje we „Wnecie” do dziś) i coraz liczniejsi goście, potem była Koszykowa, pokoik, ale już z balkonikiem, tak jak na Nowym Świecie w Zet-ce. I można było kopsnąć szluga, gdy leciała piosenka. Wreszcie przenosiny do PASTY na piąte piętro – piękny widok na Marszałkowską i Świętokrzyską. Świadomość, że nadaje się z historycznego gmachu, gdzie gościny radiu udzielili najczcigodniejsi kombatanci – AK-owcy.
Udało się. Trwa. I idzie ciągle jak burza.
Najważniejszy jest Poranek Radia Wnet – od 7:07 do 9-tej, 10-tej, w dni powszednie. W Warszawie na częstotliwości 87,8 MHz, w Krakowie 95,2 MHz. Zasięg po kilkadziesiąt kilometrów wokół miast. Ale w internecie oczywiście – z szybkością światła na cały świat. Miast polskich z lokalnymi redakcjami – WNET będzie więcej, już są przydzielone nowe koncesje. Ale jak to wszystko uruchomić? – duma redaktor, prezes, właściciel. Redaktorowanie, menedżerowanie to praca nie na parę rąk. Prawą – jest Lech Rustecki, facet który naprawdę potrafi wszystko od techniki, kalkulowania, po dziennikarzenie – ma świetne pomysły i doskonale sam prowadzi własne audycje. Krzysztof Skowroński jak już będzie miał potężne, ogólnopolskie konsorcjum, na pewno odpuści trochę menedżerowania. Ale na pewno nie zrezygnuje z wydawania i prowadzenia programów. Dziś ma już wielką pomoc Magdaleny Uchaniuk i Łukasza Jankowskiego. Idą już młodzi, ale głównie ta trójka tworzy „Poranki”.
7:07 wyrusza yellow submarine i przenosimy się w Polskę i świat. Chętnie piszę o tychże porankach Wnetu, bo słucham i lubię. Krzysztof ma świetne oko poławiacza talentów, a może przede wszystkim słuch radiowy. Celnie wybiera. Daje pole działania i szanse zawodowe. Oczywiście szkoli, ale tak, że się tego nie czuje. O wszystkich, zawsze wszystko wie i oni wiedzą. Pomaga, podpowiada, życzliwie słucha. Taki mały zespół da się opanować, ale wszyscy muszą chcieć i lubić to co robią. W molochach radiostacyjnych redaktorostwo nadrzędne wiecznie planuje, dyskutuje i kontroluje. W prawdziwej redakcji, prawdziwych redaktorów – nie ma na to czasu. Tu się pracuje na pełnych obrotach. Każdy robi wiele. Tu się szybko rozwijają. Orły rosną. I to jest prawdziwa wartość dodana. Bo przecież pójdą kiedyś w świat, wzbogacą swoimi umiejętnościami rynek.
Tymczasem władza łoży na molochy zapominając o dobrych praktycznych szkołach dziennikarskich w małych rozgłośniach i studiach. Wielkie fabryki żurnalistów mieszają PR-owców z dziennikarzami. Tam na jednego, jedną idą wielkie pieniądze (lokale, wykładowcy, etc.). We Wnecie uczą się pracując. Należałoby sypnąć grosza z państwowej kasy – obojętnie czy z edukacji czy kultury. Obserwowałem wielu dziś ważnych w polityce jak walczyli o popularność. Pomagało „Wnet”. Pora na rewanż. Lepiej dać więcej dobrym, niż trwonić na partaczy.
Krzysztof jest z rodziny dziennikarskiej (mama nadal w akcji). Ma czworo dzieci i ładną żonę. 50-cio 60-cio latek, to najlepszy wiek dla aktywnego faceta. Już wie i jeszcze może … dużo zrobić. Zrywa się więc o 5. rano, gna z Saskiej (Kępy) na Zielną. Piętra tu wysokie i gmach za stalowym szkieletem przedwojennej myśli inżynieryjnej, który nie poddał się nawet 300 pociskom. Na piątym witają go uśmiechnięte twarze. Już słychać Beatlesów, a oni jeszcze biegają między pokojami. Ostatnie ustalenia. Jest gorąco. Ale bez paniki. I wreszcie antena, oczywiście na żywo. Nagrywanki zabiją radio. Jeśli z jednej strony przy mikrofonie siedzi reporter a z drugiej słuchacz – więź jest. Czasem coś trzaśnie na liniach, prychnie, chwila ciszy – trudno. Radio robi się dla słuchaczy i oni muszą ufać, że to idzie „na żywo”.
Krzysztof ma świetną pamięć. Nie lubi kartek – gubi je i zostawia. Zna muzyków i zespoły. Jedynie sam śpiewać nie potrafi. Za to „nawija” znakomicie – lekko, wyraźnie, a przede wszystkim ciekawie. Nazywamy to radiowym słuchem. Można się w tym poprawiać, ale tak naprawdę, to trzeba się z tym urodzić. Lub nie!
Dziennikarstwo to pasja. To słychać, a nawet widać wyraźnie oczami wyobraźni. Jeśli się ją ma. Z tym w społeczeństwie jest coraz lepiej. Nudziarze idą do lamusa.
Przed wyborami politycy garną do radia. I ono im pomaga. Niestety, gdy się opierzą na ogół zapominają co komu zawdzięczają. Tak to już jest. A z próżnego nawet Salomon…
Redaktorzy „WNET” wymyślają różne akcje, zbiórki pieniężne. Ostatnia – daje szansę umieszczenia reklam za darmo. Akcja się rozwija. Dobrze by było, żeby jej beneficjenci pamiętali kto w dobie koronawirusa im pomagał.
„WNET” to ważny lufcik, bo oprócz słuchania daje obrazki na portalu (WNET.FM), a także wydaje niecodzienną, największą (gabarytowo) gazetę „Kurier”. Przez ostatnie dwa miesiące był tylko w wersji elektronicznej, ale już w lipcu będzie również nakład papierowy. Głównie sprzedawany w klubach książki i prasy. Kupujcie! Oprócz edycji głównej dołączane są jeszcze „Kuriery” – Śląski i Wielkopolski.
Dziennikarstwo – szczególnie reporterka – to taka choroba, którą trzeba lubić. Inaczej się nie da znosić trudy, ryzyko i kiepskie zarobki (a często pracę za friko). Wszystko można znieść, jeśli jest sukces. Ten zaś zależy od utrzymania niezależności. Redakcje nudzą, gdy dały się zawładnąć komuś lub czemuś. Następuje demobilizacja i zniechęcenie. Smutek i żal. To jednak można odkręcić byle znaleźć właściwego lidera.
Wodzu prowadź! To jest klucz do programu, popularności. Wódz musi być zdrowy, pracowity i odważny. Gdy program zaczyna się rano wszystko jeszcze może się zdarzyć. Życie wartko się toczy i tłoczy. Trzeba je łapać za rogi i prawdziwie przedstawiać, choć w skrócie.
Dżingle, piosenki sprawy nie załatwią. Podstawą jest wybór tego co się chce powiedzieć ludziom. Ogólne ramy nakreśla szef. Wypełniają je współpracownicy. Mądry szef potrafi słuchać, ale w robocie trzeba działać konsekwentnie.
Radio Wnet jest konserwatywne, prawicowe. Bóg, honor, ojczyzna – tak, ale i otwarta krytyka wobec wszystkich. Świętych krów nie ma. Słyszymy oto, że młody minister zżyma się na prowadzącą program – „zadaje pani pytania z tezą”. „Panie ministrze, powtórzę pytanie…” mówi prowadząca.
Dobry szef, w dodatku sam aktywny w fonii cieszy się, gdy depczą mu po piętach współpracownicy. I tak się dzieje.
11 lat to już ponad dekada. A „Wnet” wciąż przyśpiesza. Z respektem wobec słuchacza. Troszczą się tu by było na antenie to co najważniejsze u nas, na świecie – od Tajwanu, przez Liban, Włochy, Hiszpanię, Anglię, Irlandię, Niemcy, Czechy, Słowację, Ukrainę (świetny Bobołowicz), po USA.
Informacje, komentarze, wywiady. Szpiegiem rzeczywistości trzeba się urodzić. Jest to pazerna ciekawość świata. Talent – praca to się przeplata.
Ktoś powie, że piszę laurki. A czemu nie, skoro tak właśnie uważam. Poza tym rocznica – to rocznica. Na krytykę zawsze jest pora. A prawdziwa cnota jej się nie boi, ani krytyki ani … pochwał. Zresztą, teraz w naszym pięknym kraju krytyki (nawet chamskiej w Sejmie, sobie nie żałujemy). Nawet koronawirus u nas się przestraszył. Głupich zresztą nie brakuje. Na szczęście mądrych jest więcej. To oni słuchają WNET-u.
„Radio – robimy radio” – słychać na falach płynących z PASTY. Róbmy! Warto!
Stefan Truszczyński