O wojnach religijnych i nacjonalizmach pisze WALTER ALTERMAN: Obłędy powszechne

”Henryk IV w bitwie pod Ivry 14/03/1590”

Jeszcze 50 lat temu nikt nie słyszał o małżeństwach jednopłciowych. A teraz są. Niektóre kraje, takie jak nasz, mają z tym problem. Może nie są jeszcze tak postępowe, może nie dorośliśmy jeszcze do pełnej nowoczesności, jak Holendrzy i inni? A może po prostu staramy się zachować minimum zdrowego, prostego rozsądku?

„Nowocześniacy” są bardzo agresywni i gotowi są walczyć o swój postęp, jak inni o niepodległość swych narodów. Są czasy, o czym zaświadcza historia, kiedy całe narody ogarnia mania, wielki szał ideologiczny. A nawet obłęd.

Wojny religijne

Wspomnę o konfliktach religijnych tylko skrótowo, bo temat to rozległy i głęboki, ale przecież były! I są nadal oznaką istnego szaleństwa. W wojnach religijnych ginęły (i nadal giną) setki tysięcy ludzi. Proste założenie, że Bóg jest jeden, a można go czcić i przestrzegać Jego nakazów na różne sposoby i obrządki nie docierało i nadal nie dociera do wielu.

Co zrobić z innowiercą? Zabić. Taka była recepta wszystkich kościołów świata. Czasem można było innowiercę zmusić do wyrzeczenia się wiary i do przyjęcia nowej, czyli wiary silniejszego. Ale i tak „przechrztów” miano na oku, podejrzewano, śledzono i od czasu do czasu palono na stosach. Dla zasady i dla ugruntowania jedynej słusznej wiary.

Trzeba też wspomnieć o wielkiej schizmie wschodniej, czyli o rozłamie w chrześcijaństwie na Kościół wschodni i zachodni. Za symboliczną datę tego wydarzenia przyjmuje się rok 1054. Nie był to jednorazowy akt, lecz proces, który trwał aż do XIII wieku. Winą za jej powstanie obarczały się wzajemnie Rzym i Konstantynopol.

Do wielkich wojen między obiema stronami nie dochodziło, bo od XIII wieku Ruś znalazła się pod zwierzchnictwem ordy mongolskiej. A później Turcy zajęli Bałkany. Niemniej Zachód do dzisiaj uważa „prawowierców” za gorszych, a prawosławni mają jednak głęboki dystans do Zachodu. Śmieszne jest to, że Konstantynopol uważał Kościół rzymski za schizmatyków, a Rzym nazywał prawosławnych również schizmatykami.

O dziwo najbardziej zaciekłe wojny toczyły się między samymi chrześcijanami. Katarzy, albigensi i inni byli wycinani w pień, bo byli zalążkami rewolucji w łonie tego samego kościoła. A już wojna trzydziestoletnia, między zwolennikami starego Kościoła a zwolennikami reform w duchu Marcina Lutra, była jedną wielką rzezią. Luter był pierwszą osobą, która otwarcie wypowiedziała się przeciw złym zwyczajom w Kościele. To on 31 października 1517 roku umieścił na drzwiach kościoła w Wittenberdze 95 swoich tez.

Ten europejski konflikt trwał od 23 maja 1618 do 24 października 1648 pomiędzy protestanckimi  państwami Świętego Cesarstwa Rzymskiego (I Rzeszy) wspieranymi przez inne państwa europejskie – takie jak Szwecja, Dania, Republika Zjednoczonych Prowincji, czyli część Niderlandów oraz Francja, a katolicką dynastią Habsburgów

Dziś dziwmy się islamistom i ich rewolucji, a przecież jakieś trzysta – czterysta lat temu chrześcijanie postępowali podobnie. Szaleństwa religijne, obok nacjonalizmów, są najsilniejszymi i najbardziej groźnymi w skutki obłędami.

Czy są narody lepsze i gorsze?

W Nowym Testamencie nie ma ani słowa o wyższości jakiegoś narodu nad innymi narodami. Owszem, Stary Testament, który również jest częścią Pisma Świętego chrześcijan, wielokrotnie wspomina o Żydach, jako o narodzie wybranym, czyli jednak lepszym. A Bóg obiecuje Abrahamowi: „Będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku na wybrzeżu morza; potomkowie twoi zdobędą warownie swych nieprzyjaciół. Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia [takiego, jakie jest udziałem] twego potomstwa, dlatego że usłuchałeś mego rozkazu” – wspomina Biblia Tysiąclecia.

Może to dlatego chrześcijaństwo, uznając się za lepszą wersję starożytnej wiary Żydów, przyjęło z początkiem swego istnienia, że niechrześcijanie są po prostu gorsi. Może dlatego Kościół rzymskokatolicki zainicjował Wyzwolenie Ziemi Świętej, czyli kolejne Wyprawy Krzyżowe – w imię lepszej wiary i lepszych narodów.

Nasi krzyżowcy

Polska również, pośrednio, jest ofiarą wypraw krzyżowych. Bo oto po upadku ostatnich warowni Krzyżowców w Ziemi Świętej pozostali w Europie zupełnie bezrobotni bogaci, zbrojni i umiejący walczyć wojownicy. Między innymi w takiej sytuacji znalazł się Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, zwany u nas Krzyżakami. I to właśnie ich sprowadził w 1226 roku na Mazowsze książę Konrad Mazowiecki I, by zapewnić obronę posiadłości piastowskich przed Prusami, nękającymi Mazowsze. Krzyżacy dokonali podboju Prusów i doprowadzili do ich chrystianizacji. Opanowali też obszary późniejszych Prus Wschodnich oraz dzisiejszej Łotwyi Estonii, tworząc z tych ziem państwo.

Zakon zajmował także na długie lata tereny Polski i Litwy. Swoje państwo Krzyżacy nazwali Prusy, od nazwy plemienia, które wymordowali. To te krzyżackie Prusy były przez wieki naszym problemem, aż w końcu to one stały się motorem rozbiorów Polski. I to ich duch, ich mentalność i władze pchnęły zjednoczonych Niemców do militaryzmu i parcia na Wschód. Z myśli i doktryny tych Prusaków zrodziły się także I I II wojna światowa.

„Lecz krzyżackiego gadu nie ugłaszcze

Nikt ni gościną, ni prośbą, ni dary;

Małoż Prusaki i Mazowsza cary,

Ziem, ludzi, złota wepchnęli mu w paszcze?

On wiecznie głodny, choć pożarł tak wiele,

Na resztę naszę rozdziera gardziele”.

 

Tak pisał Adam Mickiewicz w „Grażynie”.

 

Czy Zakon szerzył wiarę? Oczywiście, bo służyła ona podbojowi i ich panowaniu, a także bogaceniu się.

Szaleństwo nacjonalizmów

Skąd się wzięły nacjonalizmy? Z przekonania, że jesteśmy lepsi, bo produkujemy lepsze samochody, jesteśmy lepiej wykształceni i ładniejsi, że zapanujemy nad sąsiadami, a może nad całym światem – jak śpiewano w hymnie Niemiec hitlerowskich.

Czasem współczesny nacjonalizm objawia się też tym, że jakieś państwo chce przewodzić, zaopiekować się słabszymi narodami i pomagać. im. Tyle, że za tę pomoc trzeba sporo płacić. A czym silniejszy opiekun, tym stawka za opiekę jest większa. Jak to u gangsterów.

Nie ma ludzi lepszych i gorszych – są jedynie różni. Nie ma też lepszych państw. I nie ma jedynego wzorca ustrojowego. I wcale nie jest powiedziane, że liberalny kapitalizm jest jedyną możliwą wersją ustrojową. A poszukujących innych ustrojów nie trzeba traktować innych tak jak podczas wojen religijnych.

Nacjonalizm jest mi najwstrętniejszym ze wszystkich obłędów ludzkości. Bo o ile mogę jeszcze jakoś zrozumieć i wybaczyć szaleństwo religijne, to cyniczna, wyrachowana i zimna postawa wszystkich nacjonalistów (tak historycznych, jak obecnych), którzy chcą podbojów „gorszych narodów” jest kwintesencją międzynarodowego bandytyzmu.