O „zemście” na przywróconym do pracy w TVP P. Babiarzu pisze WIKTOR ŚWIETLIK: Kompromat na W. Manna

Zdj. archiwum/ h/ re/ e

Widzieliście, jak przywroony Babiarz „wysługiwał się” PiS-owi? Zdradzę jednak rzecz gorszą. Jako PiS-owski oficer polityczny do podobnych rzeczy zmusiłem samego Wojciecha Manna. Do reklamowania własnej stacji. 

Rzadko sobie pluję w brodę tak szybko, ale czasem człowiek się prosi o nieszczęście. Ledwo zacząłem tu i ówdzie bronić niejakiego Jadczaka przed wokołogiertychowym hejtem, który na niego spadał, ten ponownie dowiódł swojego kunsztu dziennikarskiego publikując koronny dowód na upolitycznienie i pisizację Przemysława Babiarza. Jest to w największym skrócie – dziennikarstwo na jakie nie zasłużyliśmy. Mowa o doniesieniu Jadczaka, rzecz jasna.

Spokojnie, nie będę już strzępił języka na temat całej historii, bo każdy ją zna. W każdym razie, w szczycie całej afery, która trwała blisko tydzień, po kilku dniach poszukiwań, znaleziono haka na Babiarza. Otóż siedział w studiu, relacjonował skoki narciarskie i ktoś mu wniósł kartkę do studia. I on przeczytał ten przekaz, tę straszną rzecz, te koszmarne słowa będące dowodem jakiego każdy silnyrazem dziennikarz tylko szukał na potwierdzenie, bo w końcu sam z siebie znał prawdę. Babiarz powiedział na antenie TVP, że to dobrze, że transmisje ze skoków wróciły do tejże TVP i połączył to z dobrymi wynikami skoczków. Tyle.

Dzień później go “przywrócono”, więc wygrzebywany przez cztery dni kompromat wyglądał jak ostateczne przeczołganie. Ty nam narobiłeś bigosu, to teraz my damy ci popalić, zanim cię przywrócimy. Mili ludzie muszą tam teraz w tej TVP pracować, że szukali przez kilka dni i znaleźli coś takiego na kolegę. Nie wiem, czy Paweł Graś, do którego z tym zapewne pobiegli był kontent, bo znaleźli, za przeproszeniem, wyjątkowe gówno. Jakby byli poszukiwaczami złota w górskich strumieniach to umarliby z głodu.

Ale zawsze. Kompromat jest kompromat. By coś stało się kompromatem wystarczy, by ktoś to przedstawił jako kompromat. Wpisał się w nabuzowane emocje, niestety niezbyt pozytywne. Czyli w oczekiwania ludzi, którzy jak się budzą rano to nie myślą o swoich bliskich i czekającym ich dniu, tylko o Kaczyńskim i Ziobrze, a potem jest tylko z nimi gorzej. O hejterach.

Merytorycznie słowa Babiarza to czysta autopromocja. Robiłem to w licznych mediach sam z siebie, zawsze zachwalam kanał “Super Expressu” jak na nim jestem, chwalę własny kanał Dobitnie, staram się cytować teksty z Interii, gdy do niej piszę felieton. Zdradzę jednak coś jeszcze. Pan Wojciech Mann, ten Wojciech Mann, gdy byłem pisowskim dyrektorem pisowskiej Trójki, grał w reklamie tej stacji namawiając do jej słuchania. Właściwie jego głos grał, bo głos namawiał. Nie za darmo, co prawda, ale zawsze. Potem jak sobie poszedłem, panu Wojciechowi gorzej się tam poukładało i też odszedł, ale za moich czasów namawiał.

Oczywiście, nie znosił mnie zapewne, a i ja w związku z tym nadmiernie go nie kochałem, inna sprawa, że nie pałałem do niego tak żywą niechęcią, jak wielu dziennikarzy mieniących się jego wychowankami czy znajomymi, ale w Trójce taka miłość to był standard. Natomiast z mojej perspektywy pan Wojciech stanowił po prostu spory aset. Był super znanym i lubianym przez wielu dziennikarzem i mógł przyciągnąć ludzi do słuchania. Ja z jego perspektywy, byłem wówczas tylko czasowym nieszczęściem, więc czemu nie miał działać na korzyść stacji, z którą był związany? Sytuacja win-win, obaj mieliśmy z tego korzyść, obaj chcieliśmy dobrze wykonać swoją robotę, a cośmy myśleli o sobie nawzajem i jakie mamy poglądy? Jakież to ma znaczenie.

Ale nie każdy by to zrozumiał. Do roboty. Wszystko pan weźmie, co panu podrzucą, panie Jadczak? No, to jest trop. A może lepiej jednak iść czasem po rozum do głowy?