Często z pewną dozą ironii mówimy o wpływie popularnej literatury na życie, jednak czasami pisarzom udaje się stworzyć coś więcej niż fikcję. W przypadku bohatera naszej historii są to… brytyjskie tajne służby.
Nie wchodząc w szczegóły, powiedzmy, że w latach poprzedzających I wojnę światową Wielka Brytania i Niemcy znajdowały się w stanie ciągłego oczekiwania na wojskową konfrontację. W 1911 roku, podczas konfliktu w Agadirze, David Lloyd George stwierdził, że Anglia zemści się na Niemcach, jeśli naruszą jej imperialne interesy. Naturalnie, że w tych latach ważna stała się działalność wywiadów i kontrwywiadów obu krajów.
Niemiecki wywiad wojskowy Nachrichtendienst (ND), kierowany przez specjalny wydział Sztabu Generalnego, starał się przeprowadzić masową tajną kampanię na terenach przygranicznych potencjalnego wroga. Oficerowie niemieckiego wywiadu działali głównie we wschodnich departamentach Francji i zachodnich prowincjach Rosji. Nie należy jednak przeceniać potęgi ND w latach przedwojennych. W rzeczywistości był on pozbawiony środków finansowych i korzystał głównie z usług dyplomatów, konsulów, wojskowych i dziennikarzy. W kwietniu 1913 roku na stanowisko szefa wywiadu niemieckiego powołano Waltera Nicolai, który w rok utworzył dość skuteczną tajną służbę i zamierzał włączyć Wielką Brytanię w sferę zainteresowań ND.
Jeśli chodzi o Wielką Brytanię, jak zauważa angielski historyk Phillip Knightley, jej sytuacja w dziedzinie wywiadu nie była lepsza. W 1873 r. w brytyjskim Ministerstwie Wojny utworzono Departament Wywiadu, który otrzymywał meldunki od wojskowych. W 1876 roku powołano Agencję Wywiadu Marynarki Wojennej, a rok później funkcje kontrwywiadu powierzono wydziałowi kryminalnemu, który zajmował się głównie walką z irlandzkimi awanturnikami. Wywiad wojskowy uznawano za bardziej skuteczny. Przypomnijmy, że podczas I wojny światowej brytyjskie tajne służby miały w swoich szeregach takich bohaterów „niewidzialnego frontu”, jak Sidney Reilly i Lawrence z Arabii…
Jednak szef kontrwywiadu wojskowego pułkownik James Emonds, którego zadaniem była identyfikacja i neutralizacja obcych infiltratorów, po prostu nie zrobił nic. I nie dlatego, że nie chciał pracować, wręcz przeciwnie, miał zapał, ale zaledwie 200 funtów rocznie i 2 (dwóch!) pracowników związywało mu ręce. Potrzebny był jakiś impuls, wręcz prowokacja, żeby „tajna wojna” nabrała nowego impetu. I takim impulsem była, co dziwne, literatura detektywistyczna, szpiegowska, a raczej twórczość amatorskiego oficera wywiadu, kryminologa, kolekcjonera, podróżnika, dziennikarza i pisarza Williama Tufnella Le Queux
Na początku stulecia mania szpiegowska niejednokrotnie ogarnęła brzegi „starej, dobrej Anglii”. Pierwszy taki szkwał objął kraj w 1900 r., kiedy to niejaki pułkownik F.N. Moody opublikował „raport” w sprawie 200-tysięcznego lądowania wojsk francuskich na Wyspach Brytyjskich. A bohater naszej historii, William Le Queux, już w 1896 roku stworzył powieść „Tajne służby”, a później w „Zagrożeniu dla Anglii”, a zwłaszcza w „Tajemnicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych”, dosłownie „wypełnił” przestrzenie wielkiego imperium szpiegami! W 1903 roku inny angielski pisarz Robert Erskine Childers w powieści „Zagadka piasków” tworzy własną wizję zagrożenia militarnego. Według Winstona Churchilla to właśnie publikacja tej powieści skłoniła rząd do podjęcia decyzji o budowie baz wojskowych w Invergordon, Firth of Forts i Scapa Flow. Oto skuteczność literatury!
Ogólnie rzecz biorąc, tradycje powieści szpiegowskiej w Anglii są silne i niewzruszone. I choć mistrzostwo tutaj należy do Amerykanów (pamiętajcie „Szpiega” Fenimore’a Coopera), to później Brytyjczycy z nawiązką nadrobili tę lukę. Najpierw Rudyard Kipling w „Kimie”, a potem tacy mistrzowie gatunku początku stulecia jak E. Phillip Oppenheim, Robert Erskine Childers i John Buchan doprowadzili sprawę do perfekcji.
W 1905 roku Le Queux twierdzi, że w Zurychu w hotelu Dolder rzekomo dwukrotnie spotkał się ze swoim przyjacielem Herr N., jak go nazywał, „zastępcą szefa Biura Wywiadu Kaisera”. W rezultacie pisarz rzekomo stał się właścicielem autentycznie tajnych dokumentów. W pierwszym przypadku było to nagranie przemówienia cesarza do najwyższych niemieckich dowódców wojskowych, wygłoszonego rzekomo w Poczdamie. „Armia moich szpiegów jest już rozproszona na terytorium Wielkiej Brytanii i Francji, a także na ziemiach Ameryki Południowej i Północnej” – te słowa przypisywane cesarzowi były tak zgodne z tym, co napisał sam W. Le Queux! Wydawało się, że tajemniczy pan N. już drugi raz dostarczył swojemu przyjacielowi listę brytyjskich zdrajców, członków konspiracyjnej (inspirowanej?) organizacji o złowrogiej nazwie „Tajna Ręka”.
„Byłem zaskoczony widokiem tej listy” – napisał Le Queux. – „Jestem odrętwiały. To straszne, że ludzie, których naród uważał za patriotów, wpadli w podstępne sieci niemieckiej ośmiornicy”.
Według Le Queux na liście znalazły się nazwiska członków parlamentu, pracowników Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Spraw Wewnętrznych, Obrony, Ministerstwa Spraw Indian, Admiralicji, a także kilku znanych pisarzy.
Zniechęcony pisarz wysłał te raporty do Ministerstwa Obrony i rządu, ale te instytucje zignorowały jego „dowody”. Przyczyną nie była jednak trzeźwość myślenia wyższych urzędników państwowych, ale osławiona brytyjska próżność i snobizm. Faktem jest, że W. Le Queux, pomimo swojej popularności (był ulubionym pisarzem królowej Aleksandry), nie był akceptowany w wyższych sferach. Z urodzenia był w połowie Francuzem. Nie otrzymał też godnego wykształcenia. Jako dziecko w Londynie odwiedzał go w domu prywatny nauczyciel, a następnie w Paryżu przyszły pisarz studiował sztukę. To prawda, że Le Queux mówił kilkoma językami europejskimi i wkrótce został zatrudniony jako redaktor zagraniczny „London Globe”. Po podróży do Rosji ukazuje się jego pierwsza powieść „Więzy winy”, zawierająca pełną akcji szpiegowską intrygę. Wydawałoby się, że to dość udana kariera, a jednak… W angielskim establishmencie pisarz uchodził za parweniusza.
Oczywiście nie wszyscy podzielali tę opinię. Feldmarszałek Lord Roberts, również mający obsesję na punkcie idei ekspansji Niemiec, odnalazł w pisarzu pokrewną duszę. Po współtworzeniu raportu na temat niemieckiego zagrożenia przekonują Lorda Northcliffe’a, właściciela „Daily Mail”, do opublikowania ich pracy. Wiarygodność danych zawartych w raporcie potwierdziło trzech podobnie myślących ekspertów: pułkownik Cyril Field, major Matson i oficer marynarki wojennej H.V. Wilson. Nasiona padły na żyzną glebę. Wyniki badania głównych możliwych kierunków ataku wojsk niemieckich dają pewną harmonię i ekscytującą opisowość przyszłych wydarzeń. W tej formie „Inwazja 1910” (tak nazywał się utwór W. Le Queux) rozchodzi się w ponad milionie egzemplarzy i jest następnie tłumaczona na 27 języków.
Le Queux, za pieniądze właściciela „Weekly News”, D.S. Thompsona, podróżuje po Szkocji. W gazecie publikuje ekscytujące raporty, a później pisze książkę „The Kaiser’s Spies: A Plan for the Fall of England”, w której główny bohater o nazwisku John James Jacox, prawnik i detektyw, wypowiada się głosem samego autora. I znowu fala szpiegowskiej manii zalewa kraj. W 1907 roku szowiistyczny patriota pan J. Heath wysłał list do gazety „Morning Post”, w którym histerycznie twierdził, że Anglię zalało 90 tys. niemieckich agentów, broń i amunicję składowano w skrytkach, a niemieckie dowództwo planuje wyłączyć komunikację. Bezimiennemu oficerowi wywiadu, doskonale posługującemu się nożyczkami, udało się „wycofać” ten dowód intryg Niemców i przesłać go swojemu szefowi, pułkownikowi A.E.U.
Czy był to dym bez ognia? Historyk Phillip Knightley pisze, że „nie było bezpośrednich dowodów na niemieckie przygotowania do sabotażu w Wielkiej Brytanii, były jedynie przypuszczenia”. David French w „Gorączce szpiegowskiej w Wielkiej Brytanii 1909-1915” zauważa, że 14 sierpnia 1914 r. władze brytyjskie aresztowały 21 Niemców pod zarzutem szpiegostwa. Przed sądem stanął tylko jeden z nich. Bez komentarza… W 1909 roku na posiedzeniach specjalnie utworzonej podkomisji Ministerstwa Obrony wybuchają decydujące bitwy w kwestii szpiegostwa na Wyspach Brytyjskich. Spotkaniom tym przewodniczył Sekretarz Obrony R. B. Haldane, a wśród uczestników byli Pierwszy Lord Admiralicji, Minister Spraw Wewnętrznych, Minister Poczty, Komisarz Policji, Szef Operacji Wojskowych i Szef Wywiadu Marynarki Wojennej. Głównym mówcą na tych spotkaniach był znany nam już pułkownik James Edmonds. Problem został rozwiązany – utworzono scentralizowaną tajną służbę. Uzasadnienia i doniesienia J. Edmondsa opierały się jednak nie na faktach, lecz na… pismach pisarza Williama Le Queux.
Początkowo Haldane, przewodniczący podkomisji, wątpił w prawdziwość przedstawionych materiałów, jednak punktem zwrotnym w jego ocenie był dokument, jakby zamówiony przez Ministerstwo Obrony Narodowej, w przededniu decydującego spotkania. Oto jak to brzmiało w prezentacji R. B. Haldane’a: „W zeszłym tygodniu Ministerstwo Obrony otrzymało dokument z zagranicy, który rzuca nieco światła na bieżące wydarzenia. Dokument otrzymano od francuskiego kupca udającego się z Hamburga do Spa. Podróżował w tym samym przedziale z Niemcem, którego walizka wyglądała jak jego własna. Wysiadając na przystanku Niemiec omyłkowo wziął niewłaściwą walizkę. Francuski kupiec, otwierając pozostałą walizkę, znalazł w niej szczegółowe plany podboju Anglii. Przepisał wszystko, co mógł, w krótkim czasie, jaki pozostał mu do następnego przystanku, gdzie poproszono go o zwrot walizki, gdyż właściciel, dowiedziawszy się o swoim błędzie, telegrafował do władz kolei” Dokument ten, wyraźnie pachnący atramentem Le Queux i wyglądający jak strony z jego powieści „Szpiedzy Kaisera”, otworzył nową erę w historii brytyjskiego wywiadu: utworzono Biuro Tajnych Służb Jej Królewskiej Mości. Składał się z dwóch wydziałów – wewnętrznego, czyli kontrwywiadu, i zewnętrznego – wywiadu (w przyszłości – „Tajnej Służby Wywiadowczej” – SIS).
Szefem kontrwywiadu został mający doświadczenie w działalności wywiadowczej kapitan Vernon Kelly, dziennikarz i doskonały organizator. Ale o szefie wydziału zewnętrznego Biura Tajnych Służb, kapitanie Mansfieldzie Smith-Cummingu, warto powiedzieć kilka słów osobno. Być może swoją ekscentrycznością przyćmił nawet swojego „ojca chrzestnego” – Williama Le Queux. Oto, co Phillip Knightley opowiada o nim w swojej książce: „Nosił monokl w oprawce, pisał wyłącznie zielonym atramentem, a po utracie nogi w wypadku poruszał się po korytarzach na dziecięcej hulajnodze, odpychając się zdrową nogą . Goście byli nieco zawstydzeni sposobem, w jaki wbijał nóż do papieru w drewnianą nogę na poparcie swoich słów. Jego pamiętnik, podniszczony dziennik żeglarski, zawierał następujące wpisy: >Kup sobie nowe przebranie od Clarksona<”.
Major Stephen Alley wspominał, że aby „dostać się do biura Cumminga, gość musiał wejść po schodach i poczekać, aż sekretarka naciśnie tajny przycisk, a Cumming uruchomi system wind i pedałów, które odsuną część ceglaną ścianę i odkryj kolejne schody. Sekretarka Cumminga musiała przeczołgać się przez właz w podłodze. Czy to nie jest obrazek z książek Le Queux?
Jednak mówiąc poważnie, zasługi pisarza w powstaniu brytyjskich tajnych służb są nieocenione.To on swoimi książkami, entuzjazmem i – jak kto woli – szaleństwem, dał kopa skostniałemu angielskiemu spokojowi, zmuszając go w końcu do wiary w groźbę przyszłej wojny.