Pilecki nie był konfidentem UB! – TADEUSZ PŁUŻAŃSKI o tym, jak media kłamią na temat bohatera

25 maja – w rocznicę zamordowania w 1948 r. – rtm Witold Pilecki jest dziś upamiętniany, ale są też tacy, którzy go atakują. W książkach, mediach wciąż pojawiają się kłamstwa o ochotniku do Auschwitz, jakby żywcem wyjęte z komunistycznej propagandy. Autorzy ataków – z lewa i prawa – czytają akta UB tak, jakby katownia bezpieki przy ul. Rakowieckiej 37 była sanatorium.

 

Zaczęło się od tego, że literaturoznawca prof. Andrzej Romanowski w tygodniku „Polityka” (nr 20/2013) opublikował tekst „Tajemnica Witolda Pileckiego”. Sugerował w nim, że Pilecki nie był postacią jednowymiarową, że akceptował władzę komunistyczną i sypał w śledztwie do tego stopnia, że stał się konfidentem UB. Twierdził też, że nie ma dowodów na to, że rotmistrz był torturowany. Romanowski postawił zatem tezę, że Pilecki nie był tak do końca bohaterem, jakim chcielibyśmy go widzieć.

 

Pilecki nie doniósł na Płużańskiego

 

Na zarzuty odpowiadał Jacek Pawłowicz, historyk, w wywiadzie dla „Super Expressu”: „Jego [Romanowskiego] tekst jest wyjątkowo plugawy i kłamliwy. Przez myśl by mi nie przeszło, że człowiek posługujący się tytułem profesorskim może zniżyć się do poziomu kloaki.”

 

Pawłowicz ujawniał motywy autora tekstu w „Polityce”: „W obrzydliwy sposób posłużył się Pileckim, by zaatakować Instytut Pamięci Narodowej”.

 

Wątek rozwinął, także w „Super Expressie”, dr Łukasz Kamiński, ówczesny prezes IPN: „Wolałbym, żeby Romanowski skupiał się nadal na atakach na Instytut, a nie bawił w historyka zajmującego postaciami z naszej historii. Z jego tekstu wynika bowiem, że nie ma o warsztacie historyka najmniejszego pojęcia. I ofiarą jego niewiedzy pada rotmistrz Pilecki.”

 

Romanowski swój wywód oparł na protokole przesłuchania rotmistrza Pileckiego przez funkcjonariusza UB wkrótce po aresztowaniu – 8 maja 1947 roku. Zeznania zapisane ręką UB-eka wyrywa z kontekstu i czyta linearnie na zasadzie: skoro Pilecki był pytany o to, czy zna Tadeusza Płużańskiego (mojego Ojca, członka grupy rotmistrza) i Pilecki potwierdził, to znaczy, że doniósł na Płużańskiego.

 

Nabijany na nogę od stołka

 

IPN wydał w tej sprawie publikowane w mediach oświadczenie: „Romanowski w żaden sposób nie odnosi się do faktu, że 8 maja 1947 roku rtm. Witolda Pileckiego przesłuchiwał Eugeniusz Chimczak, jeden z najokrutniejszych stalinowskich śledczych w Polsce. (…) Romanowski ignoruje powszechnie dostępną wiedzę o stalinowskich metodach śledczych, a w szczególności relacje świadków o torturach wobec rotmistrza Pileckiego. Według relacji sądzonych razem z nim współwięźniów – Tadeusza Płużańskiego i Marii Szelągowskiej, a także księdza Antoniego Czajkowskiego – w czasie przesłuchań rotmistrz był torturowany, wyrwano mu paznokcie z rąk i nóg, miał miażdżone jądra, był nabijany na nogę od stołka”.

 

Do tej kwestii odniósł się również dr Łukasz Kamiński: „W aktach Pileckiego pada stwierdzenie o śledztwie <<operatywnym>>. To był szczególny rodzaj intensywnego śledztwa. Prof. Romanowski swoim tekstem usiłuje nas skłonić do zapomnienia o wszystkim, co wiemy o przebiegu śledztw w latach 40. czy 50. A oprócz tortur fizycznych był też element szantażu z prześladowaniem rodziny.”

 

Z pobudek patriotycznych

 

Andrzej Arseniuk, rzecznik prasowy IPN, podniósł jeszcze jeden ważny argument (www.polskieradio.pl): „Według znanych przekazów nikt ze współoskarżonych nigdy nie formułował żadnych zastrzeżeń co do postawy rotmistrza Pileckiego w śledztwie”.

 

Potwierdzam – Tadeusz Płużański (mój Ojciec) nazywał swojego dowódcę „świętym polskiego patriotyzmu”, a więc jak święty może być kapusiem?

 

A za podsumowanie wątku niech posłuży dwugłos RomanowskiKamiński. Prof. Romanowski napisze, że Pileckiegoskazano za szpiegostwo. (…) a żadne państwo nie lubi szpiegostwa”. Na co dr Łukasz Kamiński odpowie: „Cała trójka skazanych na śmierć [Pilecki, Płużański, Szelągowska] nie przyznała się do szpiegostwa. Mówili wprost, że pracowali na rzecz polskich władz, kierując się pobudkami patriotycznymi”.

 

A gdzie wyjątkowość Holocaustu?

 

Śladem literaturoznawcy prof. Andrzeja Romanowskiego i jego „oryginalnego” podejścia do akt śledczo-procesowych grupy rotmistrza pójdą inni dziennikarze – prócz (post)komunistycznej „Polityki”, również np. tej samej proweniencji – „Przeglądu”.

 

Pójdzie też historyk dr Ewa Cuber-Strutyńska, która w periodyku „Zagłada Żydów. Studia i Materiały” (wydawany przez Stowarzyszenie Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii PAN) napisze m.in.: „Pilecki nie był – jak się przyjęło powszechnie uważać – inicjatorem przedostania się do obozu. Dlatego też właściwsze jest traktowanie misji „Witolda” w kategoriach realizowania rozkazu przełożonych niż uznanie jej za dobrowolne poświęcenie”. Autorka stara się nas przekonać, że Pilecki żadnym ochotnikiem do Auschwitz nie był!

 

Albo stwierdzi tak: „>>Raportu W<< [opisującego przez Pileckiego sytuację w KL Auschwitz] nie można traktować jako raportu sensu stricto o Holocauście, ponieważ na kilkudziesięciu stronach informacje dotyczące traktowania Żydów i wskazujące na ich zagładę pojawiły się zaledwie kilka razy, bez wyróżnienia ich szczególnej sytuacji”. To kolejny nonsens, bo przecież nie jest istotne, ilu się słów użyje, najważniejszy jest cel: a Pilecki chciał powstrzymać ludobójstwo dokonywane przez Niemców w Auschwitz i na Polakach i na Żydach.

 

Od duchowości do zdrady

 

Śladem literaturoznawcy prof. Andrzeja Romanowskiego pójdzie też filozof dr Anna Mandrela, która od rozważań o duchowości Pileckiego przejdzie do wymagającego dużego doświadczenia tematu komunistycznych służb specjalnych. Do jej twórczości, prezentowanej w tzw. mediach narodowych, można by odnieść większość cytowanych w tekście opinii Jacka Pawłowicza czy dr Łukasza Kamińskiego, chociaż zapewne na pani filozof nie zrobiło by to większego wrażenia. Bo wieloletni (często – jak w przypadku prof. Wiesława Wysockiego sięgający okresu PRL) dorobek historyków badających życiorys Witolda Pileckiego zdaje się całkowicie bagatelizować. Szczególnie musi dziwić ignorowanie badań najlepszego znawcy rozpracowania grupy Rotmistrza dr Tomasza Łabuszewskiego. Ten historyk z IPN w ostatnim wywiadzie dla Polskiego Radia 24 (23 maja 2020 r.) na podstawie wszechstronnej analizy akt powtórzył ponad wszelką wątpliwość, że Witolda Pileckiego, Tadeusz Płużańskiego i pozostałych wywiadowców rozpracowało trzech agentów bezpieki (zresztą wszyscy członkowie przedwojennego Obozu Narodowo-Radykalnego), w kolejności alfabetycznej: Wacław Alchimowicz, Kazimierz CzarnockiLeszek Kuchciński.

 

Tadeusz Płużański