Zagęściło się od byłych. Byli prezydentami, premierami – w ostatnich dniach byli goszczeni w telewizjach komercyjnych. Bieleckiego usadziła w studio największa (wzrostem) prowadząca rozmowy w TVN. Tegoż b. premiera, plus Millera, Pawlaka i (telefonicznie) Komorowskiego pytał o rady Gugała w Polsacie.
Litości! Faceci, którzy napsuli co tylko się dało są reanimowani po latach i honorowani tytułami z zamierzchłej przeszłości, których jak się okazało nigdy nie powinni dostąpić. Poszły precz upiory. Siedźcie sobie w Wikipedii albo na Bermudach pobierając z tej rajskiej kupki, którą złodziejskim sprytem sobie usypaliście w egzotycznych skarbczykach.
Rady Bieleckiego, który z wadą wymowy poucza Glapińskiego by poprawił społeczną komunikację bankowo-finansową są tyleż warte co wróżby z fusów.
Byli notable pochowani teraz gdzieś w norach wychylają się ostrożnie. „Już można, czy jeszcze poczekać” – zdają się pytać. Zepsuli kraj, sprzedali co się tylko dało, wypchnęli miliony ludzi za chlebem, a złodziejom i bandytom umożliwili sutą egzystencję wyposażając ich w glejty sądowe. Poczekali tylko trochę i już są z powrotem.
W TVN usługowość jest zręczna. Ale i tak ma być ordnung! Kto te antenowe występy reanimowanych byłych wymyślił i zaordynował? To chyba wiadomo, ale powinny być z ostrzeżeniem „program sponsorowany”. Tusk po niemiecku pod gdańskim żurawiem. I okazuje się w ankietach, że przez ćwierć respondentów jest to afirmowane. Im to należałoby przez dłuższą chwilę przed każdą emisją „Wiadomości” serwować zdjęcie tegoż Pana z Putinem na sopockim molo i smoleński uścisk.
„Patrzcie ludziska – oto ruski zbrodniarz i Niemiec udający Polaka”. Przyjechał car do facecika „dwie nóżki w kupce, ogonek w dupce”. Chciało się satrapie? Miał widać specjalny powód. Co knuli? Potem się obściskiwali nad ciałami 96 zamordowanych. Nigdy tego nie zapomnimy.
Zapraszani do studia kpią sobie z Kaczyńskiego, Macierewicza, Morawieckiego. Jeszcze niedawno śpiewano uroczyście „O cześć Wam Panowie magnaci”. Teraz mamy powtórkę: „O część wam grabarze decydenci”. Niezniszczalne polityczne kasty znowu dostają głos.
Niektórzy dorabiają sobie blękitnokrwiste korzenie. I ta tytułomania. Wlokąca się jak smród… Jednak nie chcą odejść, mimo że ich poradnictwo nikomu nie jest potrzebne.
Kolaboranci wszelakiej maści łączcie się. Ale róbcie to gdzieś tam w głuszy. Załóżcie kluby. Na przykład w stodole u Pawlaka. Ponoć u siebie na wsi przyjmuje nawet delegację Korei Północnej. Swój gazowy podpis łączy z decyzją dyrektora koncernu i płacze w Gazecie Wyborczej, że PiS go ściga.
Oksfordczyk Bielecki zna się na pieniądzach. Oczywiście swoich. Przed wyborami Komorowski w stroju Mościckiego przedstawiony na okładce „Polityki” rzeczywiście wyglądał ładnie. Gorzej było potem. Panowie, darujcie sobie dziś dobre rady. Wystarczą nieprzemyślane wypowiedzi papieża.
Panie Boże, czegośmy dożyli. Zwierzchnik kościoła moskiewskiego popiera morderców dzieci. U nas blokuje się niepokornych księży, takich jak ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski a świat czeka na atomową hekatombę.
Panie Żaku-Solorzu, do czego Pan dopuszcza. Elito z Wiertniczej, dlaczego wiercicie w zmurszałych warstwach, gdzie tylko robactwo znajduje pożywienie.
Miller znany był z tego, że w domu wymyślał i przynosił do studia zręczne dowcipy. Potem chór pochlebców je powtarzał. Ale „to se ne wrati”. Niech sobie gaworzą, ale już bez wizji i fonii.
Rządy zmieniają się, ale na szczęście obowiązują kadencje wyborcze. Porady emerytów politycznych jednak to odgrzewane kluchy. Niech sobie odpoczywają. Ponoć strasznie się napracowali. Mogą sobie teraz do woli pograć w cymbergaja, bo brydż za trudny. I nie pomoże demonstrowanie w studio laptopa na kolanach. Niedługo 1 maja. Niech sobie pójdą w pochodzie. Start przy białym domu, czyli dawnym KC PZPR. Dziś są tam banki i salony samochodowe. Oczywiście nie są to polskie marki. Bo te rozjechały maserati i porsche.
Historycy, do roboty. Napiszcie wreszcie prawdziwe książki o Bierucie, Cyrankiewiczu, Mazowieckim, Geremku. Napiszcie o śmierci Pańki, Leppera, Szaniawskiego, gen. Petelickiego. O morderstwie smoleńskim.
Był taki kłamca – profesor historii. Nazywał się Włodzimierz Kowalski. Gdy zakończył cykl telewizyjnych wywiadów z generałową Sosnkowską, bardzo już wtedy leciwą – staruszka opowiadała nieświadomie to co sugerował „profesor”, szkalując niechcący męża i emigrację – Kowalskiego nagrodzono potem rejsem na handlowym statku Polskich Linii Oceanicznych do Afryki. Były tam po dwie, trzy kajuty gościnne. Władza była zobowiązana. Napracował się. Niech sobie odpocznie i zwiedzi. Nic z tego. Marynarze rozpoznali kłamcę i zamykali go w kajucie w czasie pobytu statku w porcie. Ani razu nie wyszedł. A portów było wiele. Nie sprowadzano mu nawet dziewczynek. Kapitan zakazał. W telewizji mógł pieprzyć androny, na polskim statku nie.
Teraz już wszyscy prześcigają się w złorzeczeniu Putinowi. I to jeszcze za mało. Poprzednio żadnego z ruskich morderstw nie dostrzegano, ale nawet dziś ze strony platformersów padają inwektywy pod adresem Macierewicza.