Nie będzie chyba przesadą, jeśli powiem, że pandemia koronawirusa wywróciła nasz świat do góry nogami. Wiele branż musiało niemalże z dnia na dzień zacząć funkcjonować na zupełnie innych zasadach. Dotyczy to także dziennikarstwa.
Zanim pandemia dotarła do naszego kraju, w Polskim Radiu korzystaliśmy z pracy zdalnej tylko w wyjątkowych okolicznościach. Nagrania telefoniczne czy internetowe, ze względu na słabą jakość dźwięku, były traktowane jako zło konieczne. Nagle jednak musieliśmy nauczyć się nie tylko tego, jak poprowadzić audycję z własnego mieszkania, ale też jak zrobić reportaż wyłącznie za pomocą telefonu i komunikatorów internetowych. Paradoksalnie okazało się, że okres najbardziej restrykcyjnych ograniczeń był dla nas wyjątkowo twórczy.
Już na samym początku umówiliśmy się w Studiu Reportażu i Dokumentu, że zawieszamy dotychczasowe plany i zaczynamy pracować nad audycjami o tej nowej, zaskakującej rzeczywistości czasów pandemii. Rozmawialiśmy o tym, że naszym obowiązkiem jako dokumentalistów jest praca nad zapisem tego, co się akurat dzieje, po to, żeby ktoś w przyszłości mógł po to sięgnąć, żeby po tym wszystkim został ślad. Nagrywaliśmy rozmowy z bohaterami, ale też codzienne sytuacje, w których braliśmy udział. Po raz pierwszy bowiem na taką skalę byliśmy nie tylko obserwatorami wydarzeń, ale także ich uczestnikami, co znalazło odzwierciedlenie w naszych reportażach.
Pamiętam swoje pierwsze audycje zrobione wyłącznie zdalnie. Mimo izolacji udało mi się zrobić coś, z czego zawsze musiałam z bólem serca rezygnować. Od kiedy pamiętam, chciałam robić reportaże o tym, co dzieje się poza granicami naszego kraju. Niestety niewiele miałam takich możliwości. Naszego radia zwyczajnie nie stać na opłacanie długich i kosztownych delegacji, w związku z tym rzadko pracujemy za granicą Polski. Ale wobec polecenia pracy zdalnej, jakie dostaliśmy z góry, paradoksalnie otworzyły się przede mną nowe możliwości. W kilka dni, nie wstając praktycznie z kanapy we własnym mieszkaniu, połączyłam się z ludźmi mieszkającymi w Stanach Zjednoczonych, Chinach, Włoszech, Niemczech, Francji czy Wielkiej Brytanii.
Sytuacja była wtedy bardzo dynamiczna. Codziennie śledziłam rosnącą w zastraszającym tempie liczbę zakażonych. Nie mogłam uwierzyć w to, co dzieje się w Lombardii, a potem też w Hiszpanii. W Polsce co kilka dni wprowadzano nowe zasady bezpieczeństwa, aż w końcu zostaliśmy praktycznie wszyscy zamknięci we własnych mieszkaniach.
Moi rozmówcy opowiadali mi o tym, jak sytuacja wygląda w ich krajach, ale rozmawialiśmy też o samotności, czy poczuciu absurdu, że świat zaczyna wyglądać jak kolejny odcinek serialu Black Mirror (którego scenarzyści przedstawiali różne wersje naszej przyszłości, zazwyczaj ogromną rolę odgrywały w nich nowe technologie). Pogrzeb online? Ślub transmitowany przez komunikator? Imprezy na Zoomie, święta na Skypie? Dziś nikogo już to nie dziwi. Wówczas, na początku pandemii, wszystko to były nowe, zdumiewające zjawiska. Reportaże, które wtedy zrobiłam można znaleźć tu: https://www.polskieradio.pl/80/1007/Artykul/2478906,Wlochy-na-wojnie-z-wirusem-reportaz-Olgi-Mickiewicz oraz tu: https://www.polskieradio.pl/7/3040/Artykul/2477630,Trzy-krotkie-reportaze-zycie-w-cieniu-koronawirusa.
Bardzo ciekawą audycją z tego czasu był reportaż Hanny Bogoryja-Zakrzewskiej „Dla Ciebie, Mamo” (do posłuchania tu: https://www.polskieradio24.pl/7/6408/Artykul/2486663,Dla-Ciebie-Mamo-Hanna-BogoryjaZakrzewska). Sama autorka przyznała, że była to najbardziej osobista audycja, którą zrobiła w życiu. Opowiedziała w niej o sytuacji seniorów, którzy na początku często bagatelizowali zagrożenie. Wykorzystała w reportażu nagrane rozmowy telefoniczne ze swoją mamą, starszą już kobietą, którą cała rodzina próbuje przekonać do większej ostrożności. Co ciekawe, mama autorki dopiero na końcu została poinformowana, że jest nagrywana. Nagrania zostały wykorzystane oczywiście za zgodą bohaterki.
Na inny ciekawy zabieg zdecydowała się Joanna Sikora z Radia Białystok w reportażu „Posłuchaj ciszy” (można go znaleźć na tej stronie: https://www.radio.bialystok.pl/reportaz/index/id/181986). Autorka napisała o swoim reportażu tak:
– Rewolucja. W świecie reportażu trwa rewolucja. Codzienność, bliska i znana, odsunęła się w przyszłość, a może i w przeszłość. Tworzenie reportażu stało się teraz prawdziwym wyzwaniem.
Bo jak opowiedzieć o życiu ludzi, nie patrząc im w oczy? Jak obserwować, kiedy nie można być obok? Jak zdobyć zaufanie, kiedy dzielą nas tysiące kilometrów i wiem, że pewnie nigdy się nie spotkamy?
Wszystko jest inaczej. Nie ma długich godzin przy herbacie, nie towarzyszę bohaterom w różnych momentach ich życia. Są za to cztery ściany mojego mieszkania i komputer. Nawet mikrofon nie jest już potrzebny. Leży na półce.
Kiedy w połowie marca kończyłam montować reportaż, który nagrywałam, śmiejąc się z bohaterami w ich mieszkaniach, trzymając na rękach ich dziecko, z nostalgią robiłam w nim ostatnie poprawki. Wiedziałam, że minie sporo czasu, aż ktoś pozwoli mi, bym weszła do jego domu.
Epidemia, poza izolacją i niepewnością, przyniosła też ciszę. Ucichły parki, place zabaw, ulice. Świat opustoszał, brakuje dźwięków. Tak jakby wszyscy wstrzymali oddech i czekali na to, co dalej.
Bardzo chciałam zatrzymać ten moment i stworzyć opowieść o miejscach, które aż kipiały od hałasu i tętniły życiem, a które tak bardzo dotknęła pandemia: o Włoszech, Hiszpanii i USA. Słyszałam zgiełk ulicy amerykańskiej metropolii, brzęk filiżanek we włoskich kawiarniach czy uliczne flamenco w Hiszpanii. O te dźwięki, tak dobrze znane moim bohaterom, chciałam ich zapytać.
Jak teraz brzmi otaczający ich świat? Czego im brakuje? Czy oswoili, też w sobie, ciszę?
Z pomocą znajomych udało mi się dotrzeć do pani Barbary z Rzymu, Agaty z Bilbao i pana Sylwestra z Nowego Jorku. Komunikatory, które jeszcze do niedawna były ostatecznością, stały się jedyną szansą na rozmowę.
Pojawiło się kolejne wyzwanie: co zrobić, aby dobrze nagrać dźwięk. Na szczęście moi bohaterowie wspierali mnie ze wszystkich sił podczas tych poszukiwań. Sami zmienili się w reporterów. Agata nagrała swoją wyprawę do sklepu pustymi ulicami Bilbao, pani Basia ze swojego balkonu opowiadała o błękicie rzymskiego nieba, a pan Sylwester po drodze do pracy malował obrazy opustoszałego nowojorskiego metra.
I tym sposobem, w ciągu trzech wieczorów, odwiedziłam trzy kraje.
Zmieniającą się audiosferę zauważyły też dwie reportażystki, Magda Świerczyńska-Dolot (Radio Gdańsk) i Katarzyna Michalak (Radio Lublin). Połączyły siły w projekcie „Nie słyszę…”. Założyły stronę internetową, na której publikowały dźwiękowe opowieści ludzi, mówiących o tym, czego nie słyszą z powodu pandemii, oraz jakich dźwięków im brakuje. Skrzypiących drzwi w kościele, przyśpiewek stadionowych, oklasków po spektaklu, śmiechu dawno nie widzianych przyjaciół, a nawet miarowego stukania w klawiaturę – każdego dźwięku może brakować, kiedy ma dla nas głębsze znaczenie. Na stronie Radia Lublin można posłuchać reportażu, który był podsumowaniem akcji: https://radio.lublin.pl/2020/06/25-06-2020-katarzyna-michalak-i-magda-swierczynska-dolot-nie-slysze/
Z kolei Beata Kwiatkowska (PR Dwójka) przekazała swój mikrofon ratownikowi medycznemu. Nagrywał on to, co przychodziło mu do głowy: przemyślenia, obserwacje, ale też znakomite radiowe sceny, jak na przykład wyjazd medyków do chorego (nie wiadomo, co mu dolega, ale zgłoszono, że ma problemy z oddychaniem) czy łączenie bohatera z rodziną przez komunikator i czytanie dziecku bajek na dobranoc (też online). Audycja „Na rekord” znajduje się tutaj: https://www.polskieradio.pl/9/325/Artykul/2491747,Studenci-ASP-projektuja-dla-medykow.
W momencie kiedy zostały wprowadzone najbardziej restrykcyjne ograniczenia, szukaliśmy też sposobów na twórcze wykorzystanie archiwów. Magda Skawińska ze Studia Reportażu i Dokumentu zestawiła ze sobą nagrania dotyczące dwóch epidemii – koronawirusa oraz czarnej ospy, która nawiedziła Wrocław w 1963 roku. Fantastycznie przeplotła nagrania archiwalne i współczesne, wskazując na to, co wspólne dla obu okresów (zgodnie z powiedzeniem, że historia lubi się powtarzać). Jej reportażu „Przerwa w normalnym życiu” można posłuchać tutaj: https://www.polskieradio.pl/80/1007/Artykul/2505175,Wroclaw-w-czasach-zarazy
Po prawie trzech miesiącach epidemii w Polsce obostrzenia zaczęły być powoli luzowane. Do normalnego trybu pracy ciągle jednak nie wróciliśmy. Wiele nagrań cały czas robimy zdalnie, a delegacje, które kiedyś były naszą codziennością, wciąż ograniczone są do absolutnego minimum.
Mamy już jednak poczucie, że pewien etap został za nami. To właśnie dlatego wraz z Beatą Kwiatkowską postanowiłyśmy zrobić coś w rodzaju dokumentalnego słuchowiska, podsumowującego ostatnie tygodnie. Wykorzystując strzępy nagrań (sceny w sklepie i w domach rodzinnych, pojedyncze zdania, oficjalne komunikaty), zrobiłyśmy reportaż „Dźwięki pandemii”. Miałyśmy poczucie, że pandemia koronawirusa to z jednej strony ciągły dopływ nowych informacji o tym, co dzieje się w Polsce i na świecie. Z drugiej – monotonia codzienności, kiedy wielu osobom większość dnia upływa w samotności bądź wyłącznie w gronie najbliższych ludzi we własnym domu. To balansowanie pomiędzy strachem o zdrowie swoje i bliskich oraz lękiem o przyszłość a nudą. Chciałyśmy zatrzymać emocje i atmosferę tych dni. Czy nam się to udało, mogą ocenić Państwo sami: https://www.polskieradio.pl/7/6408/Artykul/2514820,Reportaz-Dzwieki-pandemii-czyli-pandemiczny-krajobraz-dzwiekowy
Jak długo potrwa jeszcze pandemia, nie wie nikt. Możemy być jednak pewni, że ostatnie miesiące zmieniły nasze przyzwyczajenia i nawyki. Jako społeczeństwo staliśmy się bardziej ostrożni, czasem wręcz nieufni. To dotyczy także naszej pracy reportażystów. Nie wszyscy bohaterowie chcą przyjmować dziennikarzy – obcych ludzi w swoich domach. Z kolei wyjazdy na nagrania pociągiem czy autobusem, kiedyś norma, dziś są źródłem potencjalnego zagrożenia. W momencie odwoływania pierwszych obostrzeń zdarzało mi się rozmawiać z bohaterami w maseczkach. Duszno, źle słychać i co najgorsze – nie widać mimiki, trudno odczytać emocje, trudniej nawiązać porozumienie. Dziś rozmawiamy już normalnie, chociaż rzadko kiedy podajemy sobie rękę na przywitanie.
Te wydawałoby się błahe zmiany (maseczka na twarzy, brak kontaktu fizycznego, rozmowy nagrywane przez telefon, zamiast twarzą w twarz) powodują, że nasza praca stała się trudniejsza. Kiedy z bohaterami rozmawiamy o tym, co intymne, każda bariera, nawet niewielka, stawia pod znakiem zapytania to, czy uda się nawiązać nić porozumienia.
Nic dziwnego chyba, że zmęczeni wydarzeniami ostatnich miesięcy czekamy na koniec zarazy.
Olga Mickiewicz-Adamowicz