Rozprawka o kulturze opolskiej autorstwa STEFANA TRUSZCZYŃSKIEGO: Równi w kiczu

Fot. arch. (Opole 2017)

Opolczycy zarazili się podlizywanie m się od polityków. Uśmiechnięte sztucznie lizusy wdzięczą się przedwyborczo. To oczywiste. Natomiast prowadzący koncerty i śpiewający na nich klepią o nadzwyczajności publiczności opolskiego amfiteatru. Ach, jakaż ona nadzwyczajna. Najlepsza na świecie – słyszę.

A tu przyszli rzeczywiście gromadnie i przypadkowo ludzie. Przyjechali, zapłacili. Siedzą sobie wygodnie i chcą się pośmiać i nacieszyć. Na estradzie fikają Kamel i chłopaczek-rozkoszniaczek. Fajno jest. Sztampa sztampą. A cóż to niby ma być. Rozrywka. Entertainment. Takie głupstewko ozdobne. I tyle.

Brzozowski, który nie schodzi z ekranu (zaangażujcie go do czytania Wiadomości!) nie dał szansy mało popularnym. „Pokojowy numer” znudzi się szybko. Po prostu takie łzawe nic. Ale wygrał. Na zdrowie. Miły, nie powiem. Albo powiem trochę. Ładnie ostrzyżony. Skromny. Elegancki. Religijny. I samolotowy do tego jeszcze. Sam pilotuje. Ale ze śpiewaniem – przeciętnie. Owszem wybrał łzawą piosenkę. A ta w powodzi jazgotu oczywiście się wyróżniła. Tak jak opolska publiczność. Ple, ple. Robi się szaro.

Już za dużo patetyzmu i prowadzenia na barykady. Osiecka, Przybora, Młynarski. Było elegancko i czegoś tam się dowiadywaliśmy. Refleksyjnie. Czegoś tam dowiadywaliśmy o sobie. Jedni się zapili, drudzy jeżdżąc wypasionymi, importowanymi, szybkimi samochodami rozbili. Niemen, Stan Borys, Germanowa coś jednak zostawili po sobie. A teraz bryndza. Rozrywka ma to do siebie, że szybko się nudzi. „Najlepsza”, „światowa”. Owszem – Górniak, Gepert, Zaucha. Kochajmy, klaszczmy – bo szybko odchodzą. Jak my wszyscy. Recepty na sukces nie ma.

Sztuka powstaje w bólu. Z udręczenia. A tu przecież mamy sukces. Staruszkowie dostają więcej. Dzieciaki coraz zdolniejsze. Tylko głosiki coraz słabsze.

Do Warszawy przyjechała demonstrować kupa ludzi. Przemaszerowali sobie. Potem posprzątano ulice. Wytrenowany już nieźle w demagogii Tusk przemówił zręcznie. Zarobiła kolej, hotelarze, wytwórcy kanapek na przemysłową skalę. I tak to się kręci.

Kamele są sprawni estradowo, ale Kydryńskich, Dziedzicowych na horyzoncie nie widać. To się nazywa osobowość. Pozostał jeszcze Sznuk i Babiarz. W wieży z kości słoniowej na Woronicza drepczą tam i siam szare eminencje. Kurski trochę podskakiwał. Estradowo był dobry, ale prochu nie wymyślił. Ci od dzienników agitacyjnych zawsze myślą, że będą długo, ale spadają jak ulęgałki. Na pewno się zabezpieczyli, bo tego nauczeni. I tak to się kręci.

Cysorz to ma klawe życie. Tyle, że na piedestale długo się nie ustoji. Nogi zabolą. I czym wyższy pomnik tym bardziej boleśnie się spada. Niezniszczalny jest tylko Wałęsa. Tuskowi wyciągnęli go z lamusa. Przynudzał zbyt długo. Plótł znowu o tym skakaniu przez płot. Ciekawsze by było, gdyby przewiózł się jeszcze raz z Helu do stoczni motorówką admirała Janczyszyna. Stoi jeszcze w kącie oksywskiego portu i można by na niej zarobić serwując ludziom przejażdżki przez zatokę. Takie na pół godziny. Nie dłuższe, bo nie przyzwyczajeni do kiwania miłośnicy morza mogą na takiej historycznej fali zwymiotować.

O tempora o mores. Pszenno-buraczany ludek z nad Wisły orze jak może. Chce chleba, ale i igrzysk. A tu zostały jeszcze tylko Marylka, Majewska i na szczęście – Korcz. Młodzi wysyłani na festiwale za granicę za wysoko nie podskoczą. Wyjątkiem był młody Ochman, który był artystycznie za dobry na Eurowizję.