To się dzieje naprawdę. W procesie karnym szanowany, nadzwyczaj kulturalny profesor zostaje skazany za to, że zdystansował się od profesorki publicznie wydzierającej się: „j…ć” i „wy…….ać”. To się dzieje nie w putinowskiej Rosji, tylko u nas w Polsce. Wyrok sądu wydany przez sędzię Karolinę Świderską jest szkodliwy i delikatnie mówiąc niemądry. Jest też nieprawomocny i nie wyobrażam sobie, żeby ta bzdura mogła stać się ostać.
Chociaż to polski wymiar sprawiedliwości, więc wszystko może się wydarzyć. Rozumiem, że lobby sędziowskie wbija maluczkim do głów: „Wyroków sądów nie można komentować”. W ten sposób sędziowie próbują zrobić z siebie święte krowy, z których wymion spijać mamy prawdę objawioną. Swoją drogą sędziowie w Polsce są już w zasadzie świętymi krowami, które za nic nie ponoszą odpowiedzialności, bo tak udało im się skonstruować prawo. Jedyne co robi na nich wrażenie to upublicznienie w jaki sposób orzekają.
Zobaczmy co, jak i na jakiej podstawie orzekła sędzia Świderska, ponieważ mamy prawo i obowiązek przyglądać się wyrokom. Jest sobie taka profesorka na Uniwersytecie Szczecińskim, nazywa się Inga Iwasiów i jest ona wielce zaangażowana. W październiku 2020 roku na demonstracji w Szczecinie po wyroku Trybunału Konstytucyjnego ograniczającym prawo do aborcji miała długie wystąpienie. Wykrzykiwała między innymi: „Nie jak profesorka, tylko jak kobieta powiem: j…ć i wy…….ać”.
Iwasiów należy do elitarnej Rady Doskonałości Naukowej, która zastąpiła w 2019 roku Centralną Komisję do Spraw Stopni i Tytułów. Do tej rady w roku 2020 należy też profesor Tadeusz Żuchowski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W listopadzie 2020 roku na posiedzeniu online (pandemia) wygłasza swoje oświadczenie-rezygnację, które słucha kilkanaście osób, w tym Iwasiów. „Nie akceptuję wulgarności i chamstwa w życiu publicznym, a takim było wystąpienie profesor Iwasiów na wiecu w Szczecinie” i dalej „Nie chcę uczestniczyć w obradach, podejmować kolegialnych decyzji, jeżeli w Zespole Humanistycznym są profesorowie, którzy wypowiadając się publicznie używają języka rynsztokowego. Nie rozstrzygam czym spowodowana jest koprolalia pani profesor Iwasiów, czy zaburzeniami chorobowymi czy brakiem wychowania, ale według mnie takie zachowanie uwłacza zarówno etosowi profesora, jak i szkodzi wizerunkowi Rady Doskonałości Naukowej”. Sytuacja jest nadzwyczaj prosta. Ponieważ publiczne wykrzykiwanie „j…ć” i „wy…….ać” jest chamskie i wulgarne profesor Żuchowski nie akceptuje tego i w geście sprzeciwu nie chce mieć z profesorką Iwasiów nic wspólnego. Jeszcze niedawno z taką profesorką nic wspólnego nie chciałby mieć żaden uniwersytet, ale czasy się niestety zmieniają.
Iwasiów idzie do sądu i z artykułu kodeksu karnego oskarża profesora Żuchowskiego w zniesławienie. Prywatny akt oskarżenia wygląda na jakąś kompletną bzdurę. Artykuł 54 Konstytucji zapewnia przecież wolność wyrażania swoich poglądów, a profesor korzystając z chwytu retorycznego delikatnie obszedł się z wulgarną profesorką. Tak się wydaje, żyjemy jednak w Polsce, do której powoli wkracza kaganiec poprawności politycznej, a ta ma zastraszyć wyrokami inaczej myślących. Profesor Iwasiów przed sądem konstruuje zdumiewające androny. Uważa, że musiała krzyczeć „j…ć” i „wy…….ać”, bo inaczej już było i nie przyniosło to spodziewanego efektu. Idąc jej tokiem rozumowania, jeśli wulgaryzmy nie przyniosą efektu być może zacznie usprawiedliwiać terroryzm, bo przecież „j…ć” i „wy…….ać” okazały się za słabe.
Poza tym Iwasiów włącza kompletnie bezsensownie feministyczną histerię. „Sprzeciw profesora Żuchowskiego z całą pewnością ma charakter paternalistyczny. Opiera się na poczuciu posiadania władzy” – mówi i dodaje „Mechanizm jaki został zastosowany przez profesora Żuchowskiego, jest stary jak świat. Mężczyźni nie tylko objaśniają nam świat, ale też zwalczają kobiety, które nie chcą słuchać ich tyrad przestrzegać narzuconych zasad”. Sprawiedliwie przyznać trzeba, że te słowa to kompletne bzdury. Płeć nie ma tu nic do rzeczy. Gdyby facet-profesor wykrzykiwał takie słowa, to przecież byłoby to to samo chamstwo z sferze publicznej.
Co na to profesor Żuchowski? „Oskarżenie to nieuzasadniona reakcja na mój protest, która ma spowodować zastraszenie innych, żeby nie występowali w obronie przyzwoitości i poprawności języka polskiego”. Trudno się z tą wypowiedzią nie zgodzić. Słowo klucz w tej wypowiedzi to „zastraszenie”. Sędzia Karolina Świderska 15 czerwca skazuje jednak profesora Żuchowskiego na grzywnę 5 tysięcy złotych, 2 tysiące na feministyczne stowarzyszenie i publiczne przeprosiny. W ustnym uzasadnieniu mówi: „W ocenie sądu doszło niewątpliwie do przekroczenia przez oskarżonego granic krytyki wypowiedzi, albowiem wypowiedź oskarżonego była nacechowana złośliwością i w ocenie sądu miała na celu obrażenie Ingi Iwasiów”. Zaraz, zaraz. Zatrzymajmy się tu, załóżmy, że wypowiedź profesora była złośliwa, choć ja tu żadnej złośliwości nie widzę, czy to znaczy, że za złośliwe wypowiedzi możemy zostać skazani w procesie karnym? Werbalna złośliwość jest przestępstwem? Jeśli tak to wkrótce trzeba będzie wsadzić większość Polaków. Poza tym co znaczy „w ocenie sądu wypowiedź miała na celu obrażenie”?
Na jakiej podstawie sąd przypisuje winę? Przecież to czysto subiektywne. Na tej zasadzie powiedzenie komuś „dzień dobry” może zostać uznane przez sąd za obrażające, bo mówiący nie wykazał entuzjazmu? Czyli to nie „j…ć” i „wy…….ać” jest piętnowane przez sąd i uwłacza etosowi profesorskiemu, tylko krytyka takich słów? Ciekawa sprawiedliwość. Ten nieprawomocny wyrok to niestety pewna potęgująca się tendencja. Odbiera się nam wolności myślenia i wypowiadania ocen. Mamy akceptować chamstwo, jeśli służy ono określonej ideologii. Bo ten wyrok nie ma nic wspólnego z prawem. Ma zastraszyć naukowców, dziennikarzy, publicystów. Ten wyrok to ideologia, nie prawo.