Słuchając innych – OLGA MICKIEWICZ-ADAMOWICZ o zagranicznych reportażach radiowych

O specyfice reportaży radiowych w danych krajach można mówić długo. Niemcy mają swojego „wszechwiedzącego” narratora. Skandynawskie audycje snują się powoli, niczym mgły nad norweskimi fiordami, tymczasem Polacy podobno strasznie szybko mówią i uwielbiają dyskutować o historii.

 

Dosłownie kilka dni temu zakończyło się Ogólnopolskie Seminarium Reportażystów Radiowych. To dla nas, pracowników radia, wyjątkowa okazja do spotkania, słuchania nawzajem swoich audycji, wymiany doświadczeń. Jednak zanim takie seminaria zaczęły być organizowane w Polsce (ideę zaszczepiła zdobywczyni Prix Italia i założycielka Studia Reportażu, Janina Jankowska), pomysł na podobne spotkania powstał za granicą.

 

Wszystko zaczęło się w 1974 roku, kiedy to niemiecki dziennikarz radiowy, Peter Leonard Braun, postanowił zorganizować pierwsze z nich. Braun już w latach 60. współpracował z różnymi europejskimi twórcami radiowymi (między innymi z Polakiem, Witoldem Zadrowskim). Dlatego zdawał sobie sprawę, że w różnych krajach pojawiają się nowinki techniczne dotyczące radiowej produkcji, ale też zaskakujące czy wręcz innowacyjne pomysły na reportaże. Jednak poza granicami danego kraju nikt prawie o nich nie wiedział, między innymi z powodu bariery językowej. Co więcej, reportażyści często byli i są w swojej pracy samotni.

 

Pierwsze spotkanie dla europejskich radiowców ograniczyło się do udziału kilkunastu osób. Później ta liczba rozszerzyła się do 70, współcześnie – często przekracza 100. Tak powstało International Feature Conference, czyli coroczne spotkanie, za każdym razem w innym kraju i innym mieście, dla reportażystów, producentów, a coraz częściej również twórców podcastów. IFC polega przede wszystkim na słuchaniu audycji (wraz ze skryptem zawierającym tłumaczenie na angielski) i dyskutowaniu o nich. Oprócz tego co roku można liczyć na wykłady i prezentacje dotyczące takich tematów, jak kwestie techniczne, wyzwania związane z dziennikarstwem śledczym, sposób budowania napięcia w reportażu, pomysły na audycje z wykorzystaniem nowych technologii i wiele, wiele innych.  Wieczorami odbywają się spotkania mniej formalne, które mają sprzyjać budowaniu sieci kontaktów, pomocnej potem na przykład przy międzynarodowych projektach radiowych.

 

Kiedy pierwszy raz wzięłam udział w IFC, byłam na samym początku mojej drogi w Studiu Reportażu. Konferencję zorganizowano wtedy w Polsce, w Lublinie. Ogromnym zaskoczeniem była dla mnie różnorodność prezentowanych audycji, od klasycznych reportaży autorstwa dziennikarzy BBC, przez bałkańskie produkcje na pograniczu reportażu i słuchowiska, po całkowicie eksperymentalne formy przywiezione przez Finów.

 

Zaskoczyło mnie także, jak dużą rolę w percepcji reportaży odgrywają uwarunkowania kulturowe. Prezentowany był wówczas między innymi polski reportaż Hanny Bogoryja-Zakrzewskiej i Magdy Skawińskiej „Ten Karski”, opowiadający o legendarnym polskim emisariuszu. Chociaż dla większości Polaków jest to postać pomnikowa, niewielu obcokrajowców zna Jana Karskiego i jego zasługi. Podczas dyskusji pojawiały się między innymi pytania: „co właściwie zrobił ten Karski?” czy „dlaczego nikt go nie pociągnął do odpowiedzialności za akcję odwetową Niemców?” (chodziło o rozstrzelanie 32 osób w odwecie za odbicie Jana Karskiego z niewoli gestapo). Chociaż nam, Polakom, trudno w to uwierzyć – dla przedstawicieli wielu narodów historia II wojny światowej to sprawa odległa i dość abstrakcyjna.

 

Podobne zaskoczenie przeżyłam kilka lat później, kiedy już jako polski przedstawiciel Komisji Dokumentalistów Europejskiej Unii Nadawców słuchałam wraz z innymi członkami tego gremium reportażu Eweliny Karpacz-Oboładze „Taśmociął” o Eugeniuszu Rudniku, kompozytorze, inżynierze dźwięku i pionierze muzyki elektronicznej. Rudnik, postać niebanalna, pozostawał przez wiele lat swojego życia w przyjacielskich stosunkach z autorką reportażu. Był między innymi opiekunem jej powstającej przez rok pracy stypendialnej. Ewelina Karpacz-Oboładze nagrywała go od długiego czasu, a w reportażu znalazły się fragmenty ich półprywatnych, żartobliwych rozmów, kiedy to kompozytor nazywał ją na przykład „miłą, ładną dziewczyną”. Jakie było moje zdziwienie, kiedy z tego powodu reportaż został uznany przez czeską dokumentalistkę za… seksistowski!

 

Międzynarodowe spotkania to jednak także okazja do wymiany doświadczeń i rozeznania się, kto pracuje w jakich warunkach. Niestety, w większości krajów europejskich (nie tylko zachodnich) reportażyści mogą cieszyć się znacznie lepszymi warunkami pracy, niż w Polsce. Dysponują większymi środkami na realizację audycji, co pozwala wydłużyć czas pracy nad poszczególnymi audycjami, a nad reportażami pracują większe zespoły, podczas gdy w Polsce reportażyści większość rzeczy robią sami, od researchu, przez nagrania, po realizację dźwięku i montaż. W wielu programach na reportaż zarezerwowany jest prime time. W Polsce często emituje się go na przykład w nocy lub przed południem, kiedy radio ma znacznie gorszą słuchalność. Znacznie więcej też sił i środków niż w Polsce przeznacza się na jego promowanie, np. w mediach społecznościowych. Efekty bywają spektakularne. Pamiętam na przykład, kiedy przedstawiciele szwedzkiego radia publicznego prezentowali serię P3 Dokumentar. To audycje dokumentalne opowiadające o najróżniejszych historycznych i współczesnych wydarzeniach ze świata – na przykład głośnych sprawach kryminalnych, zamachach terrorystycznych, słynnych aferach. Wykorzystuje się w nich materiały archiwalne oraz głosy świadków lub uczestników danych wydarzeń. Trwają nawet godzinę. W Polsce zostałyby pewnie zakwalifikowane jako audycje dla starszych, wykształconych i wymagających słuchaczy. Tymczasem Szwedzi przygotowują je specjalnie dla młodych ludzi. I osiągają sukcesy. W kraju, który ma nieco ponad 10 mln obywateli, audycji P3 Dokumentar słuchają nawet… 2-3 mln z nich.

 

Tym bardziej cieszy, że polski reportaż, mimo tych ograniczeń, dobrze sobie radzi w międzynarodowych konkursach i festiwalach. W tym roku jedna z nagród w europejskim konkursie Prix Europa trafiła w ręce Agnieszki Czyżewskiej-Jacquemet z Radia Lublin za przepięknie zrealizowaną i precyzyjnie skonstruowaną audycję „Człowiek śpiewający sercem” o ormiańskim śpiewaku Aszocie Martyrosyjanie. Z kolei Michał Słobodzian z Radia PiK zakończył konkursowe zmagania na 3. miejscu. Stworzył niezwykle przejmujący reportaż o rodzicach, którzy stracili dziecko. A jedna z najbardziej prestiżowych nagród radiowych na świecie, porównywana z radiowym Oscarem, czyli Prix Italia, powędrowała w tym roku do Anny Kołodziejczyk, która pod opieką Janusza Deblessema zrobiła reportaż o bardzo ciekawej historii piosenki „Mury”. W Polsce to jeden z najsłynniejszych utworów Jacka Kaczmarskiego, a w Katalonii – znany utwór pieśniarza Lluisa Llacha.

 

Tym natomiast, czego w Polsce nie ma, a szkoda, jest radiowy serial dokumentalny, gatunek bardzo na Zachodzie popularny. Coraz częściej opowiada się tam historie w odcinkach, wychodząc z założenia, że to przyciągnie słuchaczy przed odbiorniki skuteczniej, niż pojedyncze audycje. Tematy mogą być przeróżne. Pamiętam choćby serię „The Untold: Missing” autorstwa Georgii Catt. Opowiada ona historię zaginionego mężczyzny. Przerażona partnerka zgłasza sprawę na policję, po czym okazuje się, że mężczyzna żyje, ma się całkiem nieźle i trudno właściwie powiedzieć, żeby był zaginiony. Dlaczego w takim razie nie chce wrócić do domu? Produkcja ciągle jest dostępna na stronie BBC i warto jej posłuchać. Inny świetnie zrealizowany radiowy serial, niestety po duńsku, to „Królowa nocy”. Opowiada o muzykach klasycznych, do których wydzwania nieznana kobieta. Niewiele mówi, ale wydaje z siebie jęki, okrzyki i inne odgłosy kojarzące się z seksem. Kim jest? Dlaczego upodobała sobie akurat tę jedną grupę zawodową? Serial jest zabawny, wciągający i przede wszystkim fantastycznie zilustrowany muzycznie, a jego autorzy zdobyli za niego kilka lat temu wspomnianą już nagrodę Prix Europa.

 

O specyfice reportaży radiowych w danych krajach można mówić długo. Niemcy mają swojego „wszechwiedzącego” narratora. Skandynawskie audycje snują się powoli, niczym mgły nad norweskimi fiordami, tymczasem Polacy podobno strasznie szybko mówią i uwielbiają dyskutować o historii. Jednak tym, co bezsprzecznie wzbudza zachwyt i czego można się nauczyć na międzynarodowych spotkaniach, jest umiejętność opowiadania historii. Świadome, bardzo przemyślane konstruowanie opowieści, które pozwala chwycić słuchacza za serce i na długo pozostawić ślad w jego pamięci.

 

Najbliższe IFC odbędzie się w maju 2020 roku w Rzymie. Może wziąć w nim udział każdy, kto odpowiednio wcześnie się zarejestruje. Więcej informacji znaleźć można na tej stronie: https://ifc2.wordpress.com/

 

Olga Mickiewicz-Adamowicz