Gmach jak się patrzy. A do tego jeszcze latufundia. Tradycja wspaniała. Tytuł zobowiązujący: Szkoła Główna (Główna!) i to Gospodarstwa Wiejskiego. Czyli tego co najbardziej polskie. Było, jest i mam nadzieję będzie. Bo ziemi, Ojczyzny, Chłopi za granicę nie wywiozą. Choć wszystko inne, jak dowodzi historia ostatnich 30 lat – ukraść, zmarnować można.
Pracował na uczelni 20 lat. Zawsze tłumy studentów waliły na jego wykład. Mówi o Sokratesie, poprzednikach i następcach. A więc o źródle mądrości naszej. O źródle do którego się przyznajemy i hołubimy w sobie, znając istotę bardziej lub mniej raczej.
Doktor (z prawdziwym tytułem naukowym, solidnie zapracowanym), Andrzej Korczak został przez macierzystą uczelnię, której poświęcił lata pracy, wyrzucony jak zużyta ścierka. Zabrali pokój asystenta, w którym mieszkał i pracował przez lata. Podczas brutalnej eksmisji poginęły przedmioty pamiątkowe i urządzenia elektroniczne. Zginęły wartościowe książki. Teraz sprawy będą się ciągnęły latami w sądzie. Potentat – SGGW – domaga się jeszcze 64 000 zł za użytkowanie pomieszczenia.
Wstyd i hańba. SGGW – to również w jakimś stopniu połączenie z ludowcami, czyli partią chłopską. A ta teraz przy władzy. Tak więc panie premierze i inni panowie spod zielonego znaku może byście się zainteresowali losem człowieka, który był i jest bardzo przydatny przy uczeniu przyszłych wysoko kwalifikowanych rolników, agronomów i inżynierów agrokultury. Ponieważ na wydziale humanistycznym uczelni rolniczej uczył, kształcił, dawał wiedzę również potrzebną współczesnemu inteligentowi – wiedzę humanistyczną.
Ze strachu
Dlaczego po latach dobrej współpracy zaczęto na SGGW szykanować pana Korczaka? Z zazdrości i ze strachu.
Doktor zwrócił się do swoich przyłożonych z informacją że chcę zrobić habilitację. I tego mu… zabroniono! Niesłychane. Zrobiła to jego przełożona. Najprawdopodobniej ze strachu przed konkurencją i ewentualną rywalizacją o stanowisko dziekana. Zabroniła! Więc zgłosił się do Polskiej Akademii Nauk. Oczywiście zgodzono się na to, by zrobił w PAN wyższy stopień naukowy – doktora habilitowanego w swojej specjalności.
SGGW zamiast pogratulować, podwyższyć pensję, wyrzuciła go z przysługującemu asystentowi lokalu. Tak sobie, po bandycku, na bruk. A konkretnie do kontenera. Protesty nie pomogły. Przyszła ekipa komornicza i mimo panujących jeszcze śniegów wyrzucono człowieka i jego dorobek w błoto.
Okazuje się że to w Warszawie normalka – niedawno dowiedzieliśmy się że prorektor w Akademii Medycyny Uniwersyteckiej też została zaatakowana niespodziewaną karą, bo odważyła się wystartować w uczelnianych wyborach przeciwko rektorowi. Pytam więc – czy dziwota, że polskie uczelnie w rankingach światowych schodzą na miejsca w kolejnej setce?
Wracając do sprawy doktora Korczaka. Mamy przed sobą gruby segregator dokumentów. Ciągnie się to wszystko od kilku lat. Zarabiają prawnicy i redaktorzy. Tylko jak nieporuszona skała stoi sobie – szacowny gmach przy zbiegu Alei Niepodległości i Rakowieckiej. Skrzypią przejeżdżające tramwaje, mkną pod ziemią wagony metra. Ale nic to! Władze uczelni udają, że nic się nie stało. Głupota?
Mówią mi: oj, poprzedni rektor to dbał o ludzi. Mówią studentki 3-4 roku:
– To najbardziej lubiany i kontaktowy nauczyciel. Zawsze na jego wykładach są tłumy. Czytam pochwalne wpisy. Nic to!
Obywatelka – Dziekan rządzi niezawiśle. Pozbyła się kolegi, któremu wiele zawdzięczała.
Co dalej?
Dr Korczak jest naukowcem kochającym swoją historyczno-filozoficzną specjalizacją. Ma bogaty dorobek w publikacjach, również w językach obcych. Wydawał na różnych zagranicznych uczelniach. Tu – u siebie – spotkał się z podłością i obojętnością. Władzo, przyjrzyj się sprawie.
Mamy nowe władze resortowe. Bardzo proszę wyznaczyć uczciwą osobę do wnikliwego przyjrzenia się temu naukowemu bandytyzmowi. Panie ministrze szkolnictwa wyższego, niech pan nie zwleka.
W polskim szkolnictwie wyższym – jak się teraz dowiadujemy – wyrosła mafia sprzedająca dyplomy wyższych uczelni. Dziesiątki tysięcy dyplomów. Brały je nieroby i tumany, by powiesić nad biurkiem prezesowskim lub dyrektorskim. Herszt bandy przyznał się, pokajał i robi teraz za świadka koronnego. Chce uniknąć kary. Czy tak samo ma być na zasłużonej warszawskiej uczelni?
W ciągu moich długich lat pracy (60!) wielokrotnie stykałem się z profesorami SGGW. Zawsze po tych rozmowach wychodziłem wspaniale podbudowany i wręcz dumny, że przynajmniej na ” zielonej” uczelni są godne kadry.
Nauka na przyszłośc…
Sprawa doktora Korczaka to dzwon alarmowy. Trzeba to wszystko zbadać i naprawić.
Fachowcom trzeba płacić. I to dobrze. Dobrych trzeba hołubić i szanować. Od tego są nie tylko rektorzy, senaty uczelniane ale i głos studencki powinienem zabrzmieć. A na każdej uczelni wszyscy, aż po ciecia, doskonale wiedzą who is who!
Wielka, wspaniała (przynajmniej „na oko”) uczelnia, ogromne kampusy i pola własnościowe nad Wisłą dzierżawione i ładnie uprawiane. Jej tysiące polskich i zagranicznych studentów. Dlaczego nie ma tu miejsca dla jednego dobrze przygotowanego człowieka nauki, który teraz wędrować musi po kraju żeby zarobić na życie? Życie humanisty, których tak bardzo potrzebujemy w rozpasanym i nadgniłym świecie.
Sokrates mówił, że szczęście człowieka może być dwojakie – wewnętrzne i zewnętrzne. Te pierwsze zawsze można znaleźć w sobie – poprzez dobrą pracę, pożyteczność osobistą w społeczeństwie. A to drugie – to bogactwo, zasobność, dobytek.
Kto jest kim – to przedstawiciele nauki powinni dostrzec.
Profesor Józef Wieczorek od lat walczący o naprawę polskiej nauki na swoim „Blogu Akademickiego Nonkomformisty” pisze o książce wydanej przed 50-ciu laty „Historia naturalna polskiego naukowca” i cytuje: „…pasożytów nauki, tj. karierowiczów, którzy nie mają kwalifikacji do uprawiania zawodu naukowca, a tytuły naukowe zdobyli dzięki względom pozanaukowym, można zapytać, czemu w wyniku transformacji, licznych reform domeny akademickiej w tej materii tak naprawdę nic się nie zmieniło?”.