Sejm uczcił minutą ciszy pamięć zamordowanego 71 lat temu mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”. Ale posłowie (post)komunistycznej lewicy nie wstali, a niektórzy z Koalicji Obywatelskiej wyszli z sali. Czyli Bierutowszczyzna i Michnikowszczyzna w pełnej, czerwonej krasie.
Hejt na „Łupaszkę” ma swoją historię w III RP. W 2006 r. posłowie PiS-u przygotowali projekt uchwały, który stwierdzał na wstępie: „Pięćdziesiąt pięć lat temu, 8 lutego 1951 roku, zamordowany został w komunistycznym więzieniu major Zygmunt Szendzielarz »Łupaszka«. Żołnierz do końca wierny Niepodległej Polsce, za swoją służbę dwukrotnie odznaczony Orderem Virtuti Militari”. Inicjatywa spotkała się z ostrym atakiem (post)komunistycznej lewicy i sprzyjających jej mediów.
Dzień po dyskusji z 2006 r. „Trybuna” na czołówce opublikowała artykuł pod znamiennym tytułem: „Ich krwawy idol”. Autor – poseł SLD Piotr Gadzinowski – bajdurzył, że „Łupaszka” miał czynnie zwalczać dążenia niepodległościowe Litwinów, Białorusinów i Ukraińców, a więc uhonorowanie go miało przeczyć polskiej idei… wstąpienia do UE. A przede wszystkim, że obciąża go śmierć „niewinnych” milicjantów, członków PPR, funkcjonariuszy UB i NKWD. Gadzinowski zarzucał ponadto Szendzielarzowi współpracę z niemieckim okupantem, czego finałem miała być odmowa wzięcia udziału w operacji „Ostra Brama”, mającej na celu wyzwolenie Wilna razem z „bratnimi” oddziałami sowieckimi.
W sierpniu 2016 r. w telewizji „Superstacja” w programie Elizy Michalik aktor-celebryta Piotr Zelt ujawnił, że boi się o swoje dziecko, „w jakim kraju będzie żyć, jakiej historii będą go uczyć”. I przestrzegał przed uczeniem o Żołnierzach Wyklętych, jakimś „Łupaszce” z Podlasia. „Powiedzmy sobie szczerze, że to byli bandyci” – oświadczył Zelt, dodając: „Kreowanie takich bohaterów i deprecjonowanie ludzi, którzy mieli niekwestionowany dorobek w odzyskiwaniu ludzkości, jest okropne”. Można było się domyśleć, że Zelt przeciwstawił Żołnierzom Wyklętym Lecha Wałęsę.
I może zostawilibyśmy celebrytę w spokoju, gdyby ta skandaliczna wypowiedź była odosobniona.
Przypomnijmy słowa dziennikarza Tomasza Lisa, który kilka miesięcy wcześniej (w lutym 2016 r.) napisał o państwowym pogrzebie majora/pułkownika WP Zygmunta Szendzielarza: „Prezydent RP oddawał dziś cześć mordercy cywilów, >Łupaszce<”.
Siostrzenica Szendzielarza Halina Morawska odpowiedziała: „Nazywając bohatera mordercą, szarga Pan nie tylko dobre imię Zmarłego w dniu Jego pogrzebu, ale również depcze Pan dorobek Żołnierza Polskiego walczącego do końca o wolną i niepodległą Polskę”. Naczelnemu „Newsweeka” zarzuciła kłamliwą komunistyczną propagandę, legitymizującą zbrodnie na Polakach. Zażądała przeprosin w mediach. Tomasz Lis nie przeprosił.
Na portalu oko.press Adam Leszczyński w ubiegłym roku napisał tekst pod jakże znamiennym tytułem: „Chwalenie zbrodniarzy i czystka polityczna na Powązkach. Prawica świętowała wyklętych”. Zdaniem tego skrajnie lewicowego żurnalisty 1 marca „nieprawdy o <<wyklętych>> mówili m.in. Duda, Morawiecki i Macierewicz”. Autor „zapomniał”, że panowie mają imiona i pełnią publiczne funkcje.
Na koniec Leszczyński cieszył się z rocznicowego hejtu tzw. Lewicy, czyli de facto (post)komunistów. W ramach „happeningu” stołeczną ulicę Żołnierzy Wyklętych grupka lewackich działaczy przemianowała na ulicę ich ofiar, a obecna wśród nich posłanka Anna Maria Żukowska takimi słowami uczciła narodowe i państwowe święto: „Nie ma naszej zgodny na wrzucanie do jednego worka bohaterów takich, jak gen. Nil czy rotmistrz Pilecki, ze zbrodniarzami jak „Łupaszka”, „Ogień” czy członkowie Brygady Świętokrzyskiej”. Problem w tym, że to poprzednicy z PPR i PZPR wrzucali wszystkich wymienionych bohaterów może nie do jednego worka, tylko po zamordowaniu do bezimiennych dołów śmierci.
Idźmy dalej. Działacz i polityk lewicowy Piotr Szumlewicz napisał na Twitterze (1 marca 2018): „Pamiętamy, że Bury, Ogień, Łupaszka to zbrodniarze, którzy haniebnie zapisali się w historii kraju. Warto natomiast w tym dniu przypomnieć o tysiącach cywilów bestialsko wymordowanych przez wyklętych”.
Tak samo formułowane oskarżenia, w 1951 r., doprowadziły do zamordowania Szendzielarza katyńskim strzałem w tył głowy w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie.
Lisowi, Leszczyńskiemu, Szumlewiczowi i im podobnym warto zadedykować słowa wspomnianego dowódcy 5 Wileńskiej Brygady AK mjr. Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki” (Pomorze, 1946 r.):
„Nie jesteśmy żadną bandą, tak jak nas nazywają zdrajcy i wyrodni synowie naszej ojczyzny. My jesteśmy z miast i wiosek polskich. My chcemy, by Polska była rządzona przez Polaków oddanych sprawie i wybranych przez cały Naród, a ludzi takich mamy, którzy i słowa głośno nie mogą powiedzieć, bo UB wraz z kliką oficerów sowieckich czuwa. Dlatego też wypowiedzieliśmy walkę na śmierć lub życie tym, którzy za pieniądze, ordery lub stanowiska z rąk sowieckich, mordują najlepszych Polaków domagających się wolności i sprawiedliwości”.