Tym razem to WIKTOR ŚWIETLIK pyta: Jak żyć, panie Musk?

Elon Musk gwałtownie ogłosił i jak ogłosił, tak zrobił. Na portalu X, który kiedyś zwano Twitterem nie można już zobaczyć listy lajków pod postami. Widać ile osób dało serduszko, ale nie wiadomo kto. Zmiana jak zmiana, ciekawszy jest jednak efekt, który wywołała.  

 Jakże wszyscy lubią się na nie ścigać! Jednego serca tak mało, dwóch, a nawet tysiąca. A anonimowe trochę podejrzane. Mógł ktoś kupić. Ale przede wszystkim niefunkcjonalne, o czym wkrótce. Efektem jest dwudniowa dyskusja, debata, narzekania. Jak teraz dziennikarze i politycy mogą policzyć sojuszników, podlizać się albo nie?

I like?

A ileż to donosów na jednego lub drugiego noszono, nawet do prezesa, i do premierów, tego i tamtego, że tamten a tamten coś polubił? Nie dość tego, lajki były przyczyną najbardziej kuriozalnego uchylenia immunitetu przez Parlament Europejski czterem posłom PiS za to, że polubili materiał wyborczy własnej partii. O ciężkim tym przestępstwie powiadomił znakomite ciało zbiorowe pan Rafał Gaweł, który jest szefem ośrodka do spraw walki z rasizmem, faszyzmem, nazizmem i wszystkimi innymi -izmami, z którymi walcząc można nieźle zarobić. To ten sam pan Gaweł, który w nazistowskiej, faszystowskiej i rasistowskiej Polsce był skazany i ścigany listem gończym za złodziejstwo i oszustwa, jak przystało zresztą na szefa tak szacownego ośrodka.

You like?

Dzięki lajkom na portalu Elona Muska wszyscy skorzystali. Parlament Europejski dokonał kolejnego kroku na drodze ku nowej lepszej Europie, gdzie wszyscy mają takie same poglądy. Z kolei mniejszość wykazująca się jakimkolwiek krytycyzmem i intelektem mogła przekonać się, czym staje się Unia Europejska, a także jak pięknie stosowanie jej zasad zaczyna przypominać realną, dawną implementację konstytucji Związku Radzieckiego na terenie byłego Sojuza. Wszystko to dzięki panu Muskowi.

Ale ta drobna przecież lekcja pobudza do refleksji nieco głębszej. Zniknęły tylko lajki. A co by było, gdyby X zniknął, nie zmienił nazwy, nie zanonimizował polubień tylko zniknął? A co by było gdyby zniknął Youtube, Gmail albo Instagram. Abstrahując od faktu, że spełniłby się mokry sen ekipy Donalda Tuska i wiernych jej redaktorów o całkowitym odcięciu ludzi o innych poglądach niż oni. Odcięciu już nawet nie informacyjnym, a komunikacyjnym, bo przecież tryby prywatne, komunikatory to dziś podstawa wymiany informacji. Ale co by było ogólnie? Jakby wyglądała polska polityka bez Instagrama, który miał przemożna znaczenie dla ostatniego wyniku wyborczego i wszystkich narzucanych przez matkę Unię histerii społecznych w rodzaju walki o klimat?

We like?

Kojarzycie zapomniane ofiary wojny na Wschodzie, rosyjskie instagramerki, które rozpaczały publicznie w 2022 roku po inwazji Moskwy na Ukrainę? Rozpaczyły nie nad tym, że ich chłopcy jadą mordować ludzi i okupować sąsiedni kraj. Nie nad tym, że ci chłopcy mogą zginąć, i że zginą zabite przez nich ukraińskie kobiety i dzieci. Nie nad przyszłością Rosji, a nad tym, że Instagram je odciął. Straciły sens życia. Być może był to zresztą ostatni, jedyny element, który łączył je z ich zachodnimi koleżankami. Z polskimi koleżankami, którym życie, realne aspiracje, marzenia, cele, wspólnotę, zastępują kolorowe zdjęcia w telefonie. Całkiem jak politykom i dziennikarzom, którym krótkie informacje zastąpiły normalną debatę i rozmowę. I nam, ludziom szukającym informacji, którym jeden serwis video, Youtube, zastąpił medialny pluralizm, który dziś polega na wyborze między panem Czyżem, a panią Olejnik.