W „Śniadaniu Rymanowskiego” w Polsacie, podczas ostrej dyskusji politycznej pani Magdalena Biejat, senator Lewicy, rzuca tekst, który przeraża okrucieństwem: „Ciągle widzicie igłę w cudzym oku, a nie widzicie we własnym”.
No cóż, można powiedzieć, że pani senator padła ofiarą tzw. wiedzy niekompletnej. To znaczy, coś słyszała, coś o czymś w oku, ale nie zapamiętała. Taka niedokładna wiedza bywa najgorsza. Nie każdy przecież musi znać Nowy Testament, ale jeżeli nie zna niech nie cytuje.
Pani senator sadystka
W tym przypadku jest jeszcze gorzej, bo pani Biejat jest zawodową tłumaczką z hiszpańskiego. Jeżeli więc tak tłumaczy jak mówi… groza czytać jej przekłady.
Dosłowny cytat kulturowy brzmi tak: „Źdźbło w oku bliźniego widzi, a belki w swoim nie dostrzega” (MAT. 7: 3-5). Jak więc widzimy u Mateusza o żadnej igle mowy nie ma. Mateusz był surowym wyznawcą Chrystusa, ale przecież nie sadystą!
Merytoryka to nie poetyka
Niestety rozpanoszyła się na dobre „merytoryka”. Mówią o niej, przywołują właściwie wszyscy. Tymczasem w języku polskim takie słowo nie istnieje. Coś może być merytoryczne, ale merytoryki nie ma. Bo nie jest ani gałęzią nauki, ani techniki, ani pojęciem z pogranicza moralności i etyki.
Podobnie jak powyżej omówiona merytoryka, nie istnieje również „incjatywa”. Tymczasem ostatnio nawet premier Morawiecki w sejmowym wystąpieniu mówił o jakiejś „incjatywie”. Co prawda od czasu do czasu mówił też o „inicjatywie”, ale jednak błąd był.
Inicjatywa
Wyjaśnijmy zatem, że w języku polskim mamy jedynie „inicjatywę”, która pochodzi od łacińskiego initio – zaczynam. A oznacza według słownika języka polskiego występowanie z projektem, dawaniem pomysłu, rzucaniem myśli, zapoczątkowaniem.
Dzisiaj „incjatywa” pojawia się jako tzw. niechlujny skrótowiec. O „incjatywie” po raz pierwszy słyszałem za komuny, zawsze z nieodłącznym „prywatna”. Owa „prywatna incjatywa” była eufemizmem na oznaczenie prywatnych przedsiębiorstw – tak w produkcji, jak w handlu i usługach. Minęło tyle lat, komuna umarła, ale „incjatywa” nadal żyje, szkoda.
In plus, czy na dobre?
„Zagrał bilę niedokładnie, ale może wyjdzie mu to in plus” – mówi sprawozdawca snookera. Z tym „in plus” mamy kłopot nowobogackich intelektualnie.
Człowiek bez kompleksów nie wstydziłby się powiedzieć po prostu, że coś, co mogło wydawać się kłopotem, wyszło jednak na dobre. Ale – niestety – mamy w kraju coraz więcej osobników, którzy chcą uchodzić za ludzi z wyższych sfer i walą po uszach tym „in plusem”. Smutne to, ale prawdziwe.
Obława
Niedawno Polską wstrząsnęło okrutne morderstwo. Ojciec, zabiwszy syna, ukrywał się w lesie, w okolicach Gdyni. Policja zarządziła obławę, żeby ująć zbrodniarza. Tematem – co oczywiste – zajęły się najpoważniejsze stacje telewizyjne, gazety oraz Internet. I tu doszło do kilku przykrych zdarzeń językowych.
Dotyczyły one wspomnianej „obławy”. Najpierw TVP oraz Polsat mówiły o „obławie za napastnikiem”, tak jak mówi się „o pogoni za napastnikiem”. Jedynie TVN informował o „obławie na napastnika”. I tym razem to TVN miał rację.
Żeby nie wdawać się w zbyt długie wyjaśnianie. Obława jest na kogoś, na coś – na przykład na jakiegoś zwierza. Tu przypomnę refren „Obławy” – piosenki Jacka Kaczmarskiego, barda Solidarności:
Obława, obława na młode wilki obława
Te dzikie zapalczywe, w gęstym lesie wychowane…
Bandzior czy bandyta
Przy okazji innej zbrodni, tym razem we Wrocławiu, mogliśmy usłyszeć w TVN, że dwaj osobnicy, którzy napadli na ochroniarza kantoru wymiany pieniędzy, to „bandziory”.
Bardzo przepraszam, ale to jest głębokie nieporozumienie. Otóż, osobnik atakujący., w celach rabunkowych innego człowieka, raniący go nożem to „bandyta”. Natomiast „bandzior” to jedynie jakiś osiedlowy chuligan, człowiek tylko potencjalnie zagrażający życiu i zdrowiu innych. „Bandzior” to osobnik, z którego prawdopodobnie dopiero wyrośnie bandyta. Ja wiem, że są to subtelne różnice, ale język własny trzeba znać dobrze, skoro bierze się za posługiwanie się nim pieniądze.