Było to w kwietniu roku 2022, w godzinach popołudniowych. Oglądałem telewizję i naraz, z ostro bijącego w oczy „paska” atakuje mnie tekst: DERUSYFIKACJA WĘGLOWODORÓW. Zainteresowałem się tą zagadką językową. Chodziło o to, że pora już by Europa uniezależniła się od rosyjskiej ropy naftowej, gazu ziemnego i węgla. Idea słuszna i oczywista, choć trudna do natychmiastowej realizacji. Ale z językiem komunikatu – dramat.
Węglowodory są związkami węgla z wodorem, w których cząsteczkach atomy węgla łączą się bezpośrednio ze sobą. Węgiel w tych związkach jest zawsze czterowartościowy. Atomy węgla łączą się ze sobą tworząc łańcuchy proste lub rozgałęzione oraz pierścienie. Dość to skomplikowane i poza chemikami niewielu wie o co chodzi. Ale… po pierwsze – węgiel kopalny (tak kamienny jak brunatny) nie jest węglowodorem. Węglowodory są natomiast podstawowym związkiem ropy naftowej, ale sama ropa naftowa węglowodorem też nie jest. Podobnie jest z gazem ziemnym. Zatem nie ma mowy, żeby Rosja opanowała cząstki węglowodorowe wchodzące w skład węgla, ropy naftowej i gazu ziemnego. Zatem komunikat, ze względu na chemię, wprowadza w błąd poprzez nadmierne uproszczenie.
Wiem, że napisy na paskach muszą być krótkie. Ale po co w takim razie pisać o czymś, co jest nazbyt trudne do dwuwyrazowego wyjaśnienia? I tak na ołtarzu wolności padła najpierw rzetelność dziennikarska.
Drugą ofiarą tego paska jest język polski. Derusyfikować można jedynie to, co było uprzednio zrusyfikowane. Czyli, wyjaśniając w trzech etapach. 1. Najpierw coś musiało być wolne. 2. Następnie musiało zostać zrusyfikowane; 3. I to zrusyfikowane będzie teraz derusyfikowane. Od biedy, na siłę można by powiedzieć, że „Czas na derusyfkację rynku węgla, ropy naftowej i gazu ziemnego. Ale i tak brzmiałoby to „wymyślnie” i nazbyt poetycko. Ale tak to jest, jak za politykę gospodarczą biorą się niewyżyci poeci. Bo te surowce, jak wszystkie inne, nie mają narodowości i zostały stworzone na długo przed pojawieniem się na świecie pierwszych ludzi, a nawet pierwszych „paskowych poetów”.
No i ostatnia uwaga, w związku z inkryminowanym paskiem. Od kilku lat na ekranach wszystkich telewizji królują młode, piękne kobiety, które samym swym jestestwem cieszą męskie oczy. I coraz ich więcej. Niestety – jak podpowiada mi moje wiekowe doświadczenie – analiza zjawisk i rozumienie tekstów nie jest najsilniejszą ze stron tych młodych a pięknych kobiet.
Dżosef Stalin
Kilka tygodni temu dziennikarka telewizyjna, z dorobkiem i nazwiskiem, właściwie zaczęła już „derusyfikację”. Przestawiając pokrótce dwudziestowieczną historię Ukrainy, powiedziała: „Takie były wtedy decyzje Dżosefa Stalina”.
Są dwie możliwości, że do takiego wypadku doszło. Pierwsza – dziennikarka zna dobrze angielski, a o Stalinie mało słyszała. A jeżeli już to bez imienia. Hitler też w ostatnich latach nie ma imienia ani Churchill. Druga możliwość – ktoś przygotował na prompterze (czy jak tam to urządzenie się teraz nazywa) szybką informację z zagranicznej agencji, czyli z języka angielskiego właśnie o historii Ukrainy i Stalinie.
Niemniej, bardzo bym prosił, żeby zapamiętać: Piłsudski miał na imię Józef, nie Dżosef. Natomiast Dmowski to Roman, a nie Reumen.
Symetryzm
Z nowych słów, opisujących stare zjawiska mamy też „symetryzm”. Słownikowo biorąc, symetryzm to postawa ideologiczna zakładająca, że każdemu negatywnemu zjawisku zawinionemu przez dany obóz polityczny należy spróbować przeciwstawić analogiczne negatywne zjawisko zawinione przez obóz jego przeciwników (w Polsce z reguły w zestawieniu PO–PiS).
Ale też ostatnio zaczęto używać „symetryzmu” do opisania postawy Izraela wobec napaści Rosji na Ukrainę. Doświadczony dziennikarz prasowy, jako gość jednej z telewizji próbował tym symetryzmem objaśnić dziwną powściągliwość Izraela, brak jednoznacznego potępienia Rosji. Zaproszony do studia dziennikarz wyraźnie bał się powiedzieć, że państwo Izrael ma skomplikowane i trudne interesy na Bliskim Wschodzie, że w tych interesach Rosja może Izraelowi pomóc, że w ostatnich kilku latach osiedliło się w Izraelu prawie 300 tysięcy Rosjan, którzy mają prawo głosu w wyborach. Ów dziennikarz mógł to powiedzieć wprost, ale że nie chciał, to wymyślił sobie „symetryzm”. Jakby nie poszerzać zakresu znaczeniowego słów, to jednak użycie w tej sprawie „symetryzmu” jest jedynie objawem dziennikarskiego uniku.
Format nad formaty
Słówko format też zrobiło ostatnimi czasy niezłą karierę. Mamy więc: „Rozmowy w formacie normandzkim”; „Format dwu i trójstronny”. A dziennikarz, żegnając się z gośćmi w studio mówi: „Do zobaczenia w innym formacie”. Chciał powiedzieć, co się potem jawnie okazało, że jego audycja spada z ramówki, i spotka się z widzami w innej audycji.
Według definicji internetowej encyklopedii, format to, w ogólnym znaczeniu, reguły określające strukturę fizyczną, sposób rozmieszczenia, zapisu informacji danego typu. Inaczej: wzorzec, szablon.
Krótko ujmując format wziął się z „komputerologii”, ale opanowuje już inne dziedziny. Ku naszemu utrapieniu.
Stały kłopot z nazwiskami
Jest nowy przykład, że spora część dziennikarzy jest bezradna w sprawie nazwisk. Oto w Internecie na stronach sportowych, ktoś pisze: „W następnym meczu chyba zabraknie Daniela Tanżyna”. Wyjaśnijmy, że piłkarz nazywa się Daniel Tanżyna. Zatem winno być: „Zabraknie Daniela Tanżyny”. Gdyby piłkarz nazywał się Tanżyn, to wtedy, istotnie zabrakłoby Tanżyna.
Kij z zaległościami treningowymi
Sprawozdawca sportowy meczu hokeja mówi: „Stelmaszczyk złamał kij, który od dawna wykazuje zaległości treningowe”. Przypomnijmy zatem, że który odnosi się zawsze do ostatniego podmiotu w zdaniu, a złamany kij z pewnością nie miał żadnych zaległości.
Znajomość mitów nadal słaba
Sprawozdawca meczu tenisowego mówi o sportowcu, który po słabym pierwszym secie, zaczyna grać bardzo dobrze: „Proszę, odrodził się jak sfinks z popiołów”. I nie było to przejęzyczenie, bo sprawozdawca powtórzył swą metaforę jeszcze dwa razy. Znaczy był z siebie zadowolony.
Wyjaśnijmy zatem, że sfinks był mitycznym stworzeniem, które miało ciało lwa z ludzką głową. Zdarzają się też sfinksy z głowami baranów, sokołów lub orłów. Najbardziej znane sfinksy zdobią Dolinę Królów w Egipcie.
Feniks natomiast jest mitycznym ptakiem, uznawanym za symbol słońca w egipskiej mitologii oraz odradzającego się życia. Symbolizował potem nieśmiertelność i przemianę. Za pośrednictwem Greków i wczesnochrześcijańskich Ojców Kościoła stał symbolem stworzenia, które w określonych odstępach czasu ginie, ażeby powstać na nowo.
I takie to są moje notki i uwagi, w sprawie kłopotów z językiem, z ostatniego tylko miesiąca. I powtórzę – nikt nie pisze i nie mówi doskonale, ale starajmy się mówić (i pisać) lepiej.