Poznałem kiedyś młodego człowieka, który chciał startować w wyborach samorządowych z nietypowym hasłem, które było takie: „Kochani Mieszkańcy … – tu miało być wymienione miasto – niczego Wam poza szczerą prawdą o Was samych nie obiecuję. Jesteście brudasami, niechlujami, wandalami i nie nadajecie się do mieszkania w żadnym mieście. Myślę, że na nikogo lepszego niż ja nie zasługujecie”.
Kandydat obszedł z tym hasłem wszystkie miejscowe komitety wyborcze, ale żaden z nich nie reflektował na jego osobę. Co prawda jedna z partii wahała się i sugerowała zmianę hasła, na takie, które winą za smród, bród i całą nędze w mieście obarczałoby aktualną władzę.
I nadal nie ma w Polsce żadnej partii, która odważyłaby się rodakom powiedzieć choć ćwierć prawdy o nich samych. Wszystkie nasze partie łączy to, że winą za stan rzeczy obarczają przeciwników, lub straszą, że gdyby ONI przegrali, to TAMCI będą znacznie gorsi.
I nikt nie mówi rodakom, jak bardzo są okropni. Powiedział kiedyś Piłsudski, że politycy schlebiają swoim narodom, i tylko mężowie stanu chcą ich zmieniać. Ponieważ obecnie nie widzę nikogo tak odważnego, kto podjąłby się mówić nam wszystkim gorzką prawdę o nas, przeto pozwolę sobie – nie startując nigdzie – podjąć trud wytykania nam gorzkiej, niechcianej prawdy. Bo nie jesteśmy przecież wspaniali.
Co prawda w ogóle nie ma wspaniałych narodów i doskonałych społeczeństw, a my Polacy aniśmy gorsi, ani lepsi od innych, ale pisząc po polsku, będąc Polakiem zajmę się pobratymcami. Amerykanów, Anglików i Francuzów pozostawiając na pastwę ichnich publicystów.
Niechlujstwo
Patrzę z okna i widzę, że przy ścianie sąsiedniego bloku robotnicy szparko ustawiają rusztowanie. Cieszę się, bo to znak, że będzie remont elewacji, a lubię nowe, czyste elewacje. Potem jednak robotnicy skuwają stary tynk. I wtedy przestaję się cieszyć, bo widzę, że cały gruz budowlańcy sypią na całkiem ładnie – dotychczas – utrzymany trawnik.
Nie podłożyli wcześniej żadnej folii, żadnej starej plandeki. Nic nie podłożyli, skutkiem czego skute resztki tynku nieodwracalnie mieszają się z trawnikiem. Owszem większe kawałki robotnicy wywiozą, ale pył i drobniejsze kawałki zostawią. I wiem, bo już to widziałem, że na betonie kwiaty nie wyrosną – jak śpiewał Czesław Niemen.
I tak się zastanawiam… czy ci robotnicy nie byli w stanie przemyśleć skutków swego działania? A jak nie oni, to ich kierownik, właściciel firmy? Oni też nie myślą? A może myślą, tylko, że mają wszystko w głębokim poważaniu?
O, i to jest jedna z przyczyn naszego niechlujstwa – głęboka pogarda jednych rodaków wobec innych rodaków. Polak za Polakiem nie przepada, jeden do drugiego coś ma. Coś nieuświadomionego, ale niechętnego.
Zauważyli Państwo, że w obecnych tygodniach nawet zwolennicy tej samej partii rozmawiają z sobą językiem wojny? Kłócą się z sobą zwolennicy tego samego komitetu wyborczego, na wiecach partii, na którą chcą głosować. Zaczyna się tak, że jeden jegomość mówi coś przeciwko politycznym konkurentom, a drugi jegomość, nim tamten skończy, przerywa i mówi swoje… To znaczy mówi to samo, ale ON mówi, ON objawia swoje najgłębsze przemyślenia geopolityczne, krajowe i wojewódzkie. Tu wyjaśniam, że są to w 90 % teksty wygłaszane w stacjach telewizyjnych, które akurat wspierają daną partię.
Summa summarum – być może nasze niechlujstwo jest skutkiem szlacheckiej, staropolskiej antypatii do brata szlachcica? I chęci stawiania na swoim, choć to „swoje” nie jest własne, tylko telewizyjne? Może takie właśnie ma skutki dorastanie plebsu i chłopstwa do szlachetczyzny?
A może nie mam racji, co do przyczyn, ale wiem, że niechlujstwo nasze jest niezwykle trudne do zniesienia.
Bylejakość
Pisał już o tym Norwid, gdy pytał: „Jak to jest, że szlachcic, co nawet widział Venus z Milo, jak stawia stodołę to krzywo?”
Za komuny uważałem, że nasza bylejakość jest skutkiem ubocznym komuny właśnie. Zresztą w tamtych latach za wszystko obwinialiśmy komunistyczne władze, nawet za ulewne lata i mroźne zimy. Ale komuna minęła, a bylejakość pozostała w nas w najlepsze. Może jest wieczna?
Żeby pozostać przy zieleni w miastach. Zauważyłem, że przy dużych remontach ulic spora część pozostałości gruzu, resztki cementu a nawet worki po cemencie zakopywane są na trawnikach. A właściwie pod trawnikami. Cały ten chłam zostaje potem przysypany cieniutką warstwą ziemi, na której sieje się trawę. Czasami rozsypuje się korę drzewną i sadzi się krzewy, a nawet drzewa. Potem następuje uroczyste otwarcie ulicy po remoncie, a władze się cieszą i szczycą.
Ale dlaczego wcześniej nikt nie pilnuje wykonawców remontów? Bo wszyscy urzędnicy prasują koszule, spódnice i garnitury na otwarcie. Dlaczego tak jest? Wyjaśnienia, że tak jest taniej nie przyjmuję. Raczej stawiałbym na wrodzoną niektórym bylejakość.
A ileż to inwestycji drogowych trzeba poprawiać, bo przystanek autobusowy jest za wysoko? A ileż to ulic zaraz po remoncie zapada się? Przywykliśmy do tego, do tej naszej bylejakości. I już w ogóle nas ona nie uwiera.
Czego strzegą straże miejskie
W pewnym mieście wojewódzkim „panował” do niedawna prezydent, który chciał mieć własną, miejską orkiestrę, żeby mu grała przed i po jego publicznych wystąpieniach. Ten pomysł w stylu Ludwika XIV upadł jednak, bo prezydent zakładał sobie, że w orkiestrze będą grali za darmo studenci wyższej szkoły muzycznej – w ramach obowiązkowych ćwiczeń. Studenci pomysł wyśmiali, a na opłacenie muzyków pieniędzy nie było.
Tenże prezydent był bardzo wrażliwy na formę. Na przykład beształ Strażników Miejskich, gdy nie oddawali mu honorów na korytarzach Urzędu Miasta. Prezydent był przekonany, że gdy wychodzi z gabinetu i idzie do łazienki, to co najmniej dwóch strażników powinno stawać w postawie zasadniczej i bić mu w dach.
Piszę o tym, bo od lat zastanawiam się jakie tak naprawdę mają obowiązki liczne w Polsce straże miejskie. Gdy powstawały mówiło się, że będą one pilnowały porządku i czystości w miastach. A skończyło się na tym, że głównie widać tę mundurową formację, gdy jej członkowie noszą wieńce przed prezydentami miast, w czasie państwowych uroczystości. I oczywiście jak sypią mandaty za parkowanie samochodem w złych miejscach.
I tak to z nami jest – wolimy pompy, uroczystości w stylu podniosłym, a do walki z niechlujstwem i bylejakością serca nie mamy. Pańscy z ducha jesteśmy i przyziemne zajęcia nas brzydzą.