Czy Putin jest rzeźnikiem? Od czasu, gdy prezydent Biden nazwał prezydenta Rosji rzeźnikiem, wszyscy przyjęli to określenie jako celne. Potępienia Putina jest ze wszech miar słuszne, jednak samo „rzeźnik” budzi wątpliwości. Rzeźnik to przecież starożytny zawód, i z jego usług korzystamy wszyscy, poza nielicznymi wegetarianami i podobnymi im ludźmi, którzy uważają, że tofu, kiełki i dojrzałe warzywa zastąpią nam mięso. Tu uwaga – w naszej szerokości geograficznej słońce operuje zbyt słabo i płody ziemi nie wystarczą do zdrowej diety. Ale to kłopot wegetarian i ich kolegów.
Putin zatem, z całą pewnością rzeźnikiem nie jest. Może natomiast być oprawcą, zbrodniarzem, katem i zwyrodnialcem.
I jeszcze jedno – przy okazji. Spotykane w Polsce nazwisko „Małolepszy” – w średniowieczu oznaczało kata. Ludzie bali się choćby wymawiać słowo „kat”, więc znaleźli sposób, by obejść to straszne słowo. Nazywa się to sposobem omawianiowym.
Podobnie Żydzi w sposób dookolny nazywają Boga, nie wymawiając jego imienia ze strachu i czci. Jahwe znaczy „ten który jest”. Wszyscy wiedzą o kogo chodzi, ale imię nie padło.
Podobnie jest z niedźwiedziem. W średniowieczu był najwspanialszym i najpotężniejszym zwierzęciem Europy, jednocześnie budził podziw i strach. Nie wypowiadano jego imienia, żeby się nagle nie zjawił. Od starożytności był władcą nie tylko lasów i puszcz, ale i ludzkich umysłów. Na przełomie XI i XII wieku niedźwiedź traci jednak na znaczeniu i stopniowo oddaje pola lwu, który to zyskuje miano króla zwierząt i staje się symbolem władzy królewskiej.
Imienia niedźwiedzia zatem nie wymawiano, żeby nie ściągnąć go w pobliże osad. Dlatego mamy „niedźwiedź”, które wcześniej brzmiało „miedźwiedź”, a u Rosjan mamy „miedwiedia”. Mamy też misia, mrówczarza i kudłatego. U Słowian miedwied’ oznaczało jedzącego miód, miodojada. W Polsce i Rosji mamy też nazwiska pochodzące od niedźwiedzia – np. Niedźwiedzki i Miedwiediew.
Swoją drogą Miedwiediew też kanalia, choć ma nazwisko ładne.
Orestes – nie tylko brzmi, ale i znaczy
Kilka razy zdarzyło mi się w życiu na kilka chwil oniemieć i zastygnąć jak żona Lota, w ten biblijny słup soli. Jeden z takich przypadków dopadł mnie w salonie meblowym w połowie lat 90-tych. Przechadzając się między szafami, stołami i kredensami, natknąłem się na kanapę i dwa fotele. Niby normalne, ale zaskoczył mnie kartonik z napisem, który informował, że ten banalny zestaw to: „Wypoczynek Orestes”.
„Wypoczynek” to skrót od „zestawu wypoczynkowego”, który składa się z kanapy i dwóch foteli. Niekiedy zamiast foteli jest mała, dwuosobowa kanapa. I ten „wypoczynek” jest do przyjęcia, choć skrótowce mnie denerwują. Natomiast „Orestes” w nazwie był szokiem.
Kimże bowiem był Orestes? To jedna z najtragiczniejszych postaci antyku. Był synem Agamemnona – wodza spod Troi – i Klitajmestry. Ponieważ w mitologii greckiej nic nie dzieje się na skutek cech charakteru bohaterów a wszystkim kierują bogowie, zatem bezwzględni bogowie – najczęściej starożytni pisarze wskazują tu na Apolla – wyznaczyli Orestesowi okrutny los. Musiał pomścić ojca, zabijając matkę oraz jej kochanka, za to że Klitajmestra zabiła swego męża Agamemnona. Orestes był bohaterem wielu antycznych dzieł literackich, przede wszystkim tragedii. Jakby na domiar tragicznego losu Orestes był bratem Ifigenii i Elektry, którym bogowie zgotowali równie okrutne życie. Morderstwo matki ściągnęło na Orestesa Erynie, które doprowadziły go do obłędu.
Wymyślić Orestesa, jako patrona „wypoczynku”, to tak jakby ktoś nazwał swą firmę okulistyczną EDYP lub CYKLOP, albo gaśnicę pianową HEROSTRATES.
Sprawa ma głębszy sens, bo po co ktoś używa słów, pojęć, które są mu nieznane, dalekie i obce? A jeżeli już naszła go taka językowa chcica, jeżeli tak perfidnie pokierowali jego losem bogowie, że odjęli mu rozum… to dlaczego nie sięga do encyklopedii? I naprawdę taka sytuacja nie dotyczy jakiegoś błahego przypadku z kanapą. Nasi politycy – wszystkich kierunków – co i rusz używają słów o wątpliwym sensie.
No, ale jak ktoś chce być lepszy, to w końcu zawsze dopadną go Erynie… I ja takich delikwentów nie żałuję, bo jakaś kara za zbrodnie językowe być musi.
Widzowie, oglądający spektakularne widowiska
Ostatnio coraz częściej możemy usłyszeć od sprawozdawców sportowych, że jakieś zagranie na boisku, jakaś akcja były spektakularne. „Spektakularny” uśmiercił już: wyjątkowy, widowiskowy, zachwycający, niebywały, rzadko spotykany… A przecież „spektakularny” pochodzi od od „spektatora” czyli widza, obserwatora. I dlatego nie można mówić, że widowisko było spektakularne, bo to tak jakby mówić, że masło było maślane.
Co prawda Encyklopedia PWN notuje, że spektakularny to: „sprawiający duże wrażenie lub zwracający na siebie uwagę”. Ale tu mam jedno wyjaśnienie. Encyklopedie są poniekąd jak notariusz, który zapisuje wolę klientów. A tymi klientami jesteśmy my wszyscy, więc dbajmy o nasz wspólny majątek, jakim jest język.
Faul w obrębie
„Faulu nie było. Wszystko w obrębie przepisów walki o piłkę” – mówi w telewizji sprawozdawca meczu piłki nożnej.
Niby zrozumiale, ale nie do końca. Obręb jest pojęciem z dziedziny geodezji, wyznaczania granic działki, określenia obszaru jakiegoś terenu. Mamy – na przykład – obręb działki budowlanej. W piłce nożnej mamy też obręb pola karnego, ale nie mamy obrębu przepisów. Niestety jest to częste, że przenosimy zakresy słów na inne tereny, na inne zakresy i dziedziny życia. Mówimy więc o obrębie prawa, przestrzeni informacyjnej, przestrzeni porozumienia politycznego, przestrzeni edukacyjnej a nawet mentalnej. Niby strata jest niewielka, ale lepiej byłoby, gdyby sprawozdawca powiedział prosto i zrozumiale: „Faulu nie było. Wszystko odbyło się zgodnie z przepisami”.
Jednak podejrzewam, że do uzyskania awansu ze stanowiska „sprawozdawca” na stanowisko „komentator” wymagane jest mówienie o obrębie przepisów. Być może sprawa awansu nie jest ujęta w kodeksie pracy, ale cicha, niepisana umowa może o tym mówić.
Osławiona brygada
Dziennikarz mówiący o ukraińskiej 128 Zakarpackiej Samodzielnej Brygadzie Górsko-Szturmowej, chcąc jej oddać, że jest świetna i ma duże sukcesy w walce z Rosjanami, powiedział, że jest to „osławiona brygada”.
Fatalny pomysł, pana redaktora. Osławiony w naszym języku znaczy, że ktoś, lub coś ma złą sławę, że jest okryty hańbą. Zamiar był szczytny, ale wyszło tragicznie. Brzmi to podobnie do „sławny”, ale znaczy coś zupełnie przeciwnego.
Kiedyś dobierano dziennikarzy z rozsądkiem i wnikliwie się kandydatowi do zawodu przypatrywano. Teraz dziennikarzy potrzeba kilkadziesiąt razy więcej niż przed II wojną światową i w czasach PRL. No i zapanowała moda na ludzi młodych, dynamicznych i szybkich. A niestety cechą młodości z pewnością nie jest rozwaga i młodzi mówią wszystko, zanim pomyśli głowa. Przepraszam za trawestację Słowackiego, ale tak mi jakoś, „na szybko” samo weszło z klawiatury.
Raptem
„I to jest raptem 15-te zwycięstwo Igi” – powiedział znany sprawozdawca meczu tenisowego Igi Świątek. Zaskoczyło mnie to, bo sprawozdawca tenisa jest sprawozdawcą już w drugim pokoleniu. Myślałem, że po ojcu odziedziczył nie tylko talent, ale też znajomość rodzimego języka. Myliłem się. Zapewne sprawozdawca chciał powiedzieć, że Iga osiągnęła już 15-te z kolei zwycięstwo. Ale powiedział „raptem”.
Wyjaśnijmy więc, że „raptem” oznacza „jedynie, zaledwie, ledwo co”. I z pewnością jest to określenie negatywne, złośliwe.
Możemy powiedzieć, o człowieku niewysokim: „Kawał faceta, raptem metr sześćdziesiąt w kapeluszu”. Możemy też stwierdzić, jak w starej żydowskiej anegdocie, Swat przedstawia młodemu człowiekowi kandydatkę na żonę. Jednak kandydat na męża ma zastrzeżenia, że proponowana kandydatka spała z połową miasta. Swat odpowiada: „Wielkie mi miasto, raptem 10 tysięcy ludzi”.