W TVP usłyszałem, że budowa „Wia Baltica” wchodzi w nową fazę. Otóż „via” wymawia się jak „wija”. A „via” oznacza w łacinie drogę.
Najbardziej znaną jest starożytna „via appia”, a właściwie Via Appia Antica, czyli Droga Appijska – najstarsza droga rzymska, przebiegająca przez Italię w południowej części Półwyspu Apenińskiego.
Via Baltica
Myślałem, że dziennikarka – zamieniając wija na wia – chce coś spolszczyć, ale nie. Bo już w następnym zdaniu powiedziała o trasie kolejowej „rajli”. Czyli mówi naraz trochę po polsku, trochę po angielsku – a w obu językach marnie. Ja wiem, że Droga Bałtycka jest nazywana Via Baltica, bo to program międzynarodowy, ale jak już musimy, to wymawiajmy dobrze. Łacinę trzeba znać, nawet jeżeli „nie brało się jej w szkole”.
Czołgi bojowe
9 stycznia 2023 portal Defence24 informuje, że Ukraina otrzyma „czołgi bojowe”. Stwierdzenie, że czołgi są bojowe nasuwa podejrzenie, że bywają też czołgi nie bojowe. To zaiste ciekawa konstatacja i przyznam, że pierwszy raz o takich czołgach słyszę. Być może autora tekstu zwiodło zdanie wcześniejsze, że Ukraina otrzymała już „transportery bojowe”. Bo jest faktem, że nie każdy opancerzony samochód wyposażony jest w ciężkie karabiny maszynowe lub działa.
Niemniej – na podstawie przypadku z „czołgami bojowymi” – odnoszę wrażenie, że nie rzetelna informacja przyświeca autorom wielu tekstów o wojnie i broni, lecz zwyczajna chęć szybkiego zarobku. I to bez momentu refleksji, bez zwykłego nawet zastanowienia się nad tym co się napisało, a nawet bez przeczytania własnego tekstu przed wrzuceniem go na stronę internetową.
Dawniej poważne redakcje zatrudniały korektorów, którzy sprawdzali każdy tekst pod względem merytorycznym, składniowym i ortograficznym. Niestety w niewielu już redakcjach są jeszcze korektorzy. Ten potrzebny zawód umarł, bo właściciele portali i gazet nie chcą dzielić się zyskami. Ale prawdziwymi ofiarami takiego rozumienia rzetelności dziennikarskiej jesteśmy my – czytelnicy.
Slang polityczny – realność
Ostatnio młody polityk powiedział w telewizji – nazwiska jegomościa nie zdążyłem zauważyć, bo szybko przemknął przez ekran telewizora – „Gdybyśmy mieli realnie oceniać szansę wspólnej listy opozycji w wyborach do Sejmu, to ta realność jest niska”.
Zafrasowałem się. Owszem, realność jest rzeczownikiem odprzymiotnikowym i była znana wcześniej, ale znaczyła tyle co ziemia z zabudowaniami, kamienice, wille, ale zawsze mające jakiegoś właściciela. Niby komunikat dotarł, bo taka jest podstawowa funkcja komunikacji językowej, ale w jakże marnej formie… Naprawdę słuchać hadko.
Handlarz czy sprzedawca?
Na kanale Discovery jest cykliczny program o handlarzach antyków i staroci. W sumie jest to bardzo interesujące. Zauważyłem jednak, że twórcy programu jak ognia unikają pojęcia „handlarz” i zastępują je bardziej łagodnym określeniem „sprzedawca”. Na prawdę jednak program przedstawia pracę handlarzy, bo kupują i odnawiają antyki, a potem je z zyskiem sprzedają. Mamy więc klasyczne działanie handlarzy. I nic w tym określenie złego, bo ich działalność jest potrzebna, jeśli swoją prace wykonują sumiennie i nie oszukują ani sprzedających ani kupujących.
A jednak twórcy programu wolą mówić o sprzedawcach. I nie zauważają, że sprzedaż jest finałem kupowania, a wcześniej restaurowania zabytków. I zamiast przywrócić słowom ich pierwotny, pozytywny sens i odbudować dobrą markę pojęcia „handlarz” to twórcy wolą bredzić o jakichś „sprzedawcach”. Ja wiem, że za tzw. komuny handlarz równał się w języku ówczesnej propagandy niejako paserowi, tak jak ogrodnik był badylarzem. Ale po trzydziestu, z okładem, latach warto wracać do pierwotnego znaczenia słów stłamszonych i zohydzonych przez żurnalistów minionej epoki.
W sumie mamy chyba powrót do PRL-u. Pamiętają Państwo czym była piekarnia w tamtych latach? Była Domem Chleba. W Łodzi doszło nawet do tego, że siedzibę amatorskiego teatru nazwano – Domem Teatru. Wtedy to zniknęły też szyldy z napisem „Szewc”, a w zamian mieliśmy Kliniki Obuwia. Rzeźnika zastąpiono szyldem – Mięso. Choć poza rzeźnikami mięsa w tych sklepach właściwie nie było. Dojdziemy jeszcze do tego, że znowu będziemy mieli – Artykuły Spożywcze, co było zresztą tłumaczeniem niemieckich – w NRD – Lebensmittel, czyli środki do życia.
Na marginesie handlarzy… Gdyby komuś przyszło do głowy „handlarza” zastąpić „handlowcem”, to wyjaśniam, że handlowiec to – co prawda – też handlarz, ale na dużą skalę, na przykład hurtową lub półhurtową. Handlowiec operuje tonami, setkami ton, a handlarz ma najczęściej mały sklep, małe przedsiębiorstwo – tak do 15 pracowników..
Są w polszczyźnie ładne stare słowa, które warto ocalić, przywracając im pierwotne znaczenia.
Kto czym kiwa?
Sprawozdawca sportowy: „Zawodnik kiwa głową na boki”. Tymczasem u nas można kiwać głową – ruch z góry na dół. Kręcić głową – ruch z lewej ku prawej stronie i odwrotnie. Ale kiwać na boki? Coś się nasz sprawozdawca na śmierć się zakiwał z tym językiem, jak na boisku niejeden polski naśladowca Pelego.
Świnina
W programie Canal+ Kuchnia można ostatnio było usłyszeć: „Używamy świniny z wolnego wybiegu”. Mój ty Boże jedyny, kto to to tłumaczył na polski? Może jakiś Anglik po rocznym kursie polskiego? Mamy w języku polskim wieprzowinę i wołowinę. Nie mamy krowiny. Mamy baraninę i jagnięcinę, ale nie mamy owczyny. To trzeba wiedzieć.
Zaskoczył się
Strona WP, Sportowe Fakty, pan Mariusz Domański tak pisze o turnieju skoków narciarskich: „Karpow dość mocno się zaskoczył tym jak w prasie austriackiej potraktowano polskiego skoczka”.
Duży błąd. Można bowiem jedynie być zaskoczonym, czyli wobec zaskoczenia jesteśmy zawsze bierni. Samemu natomiast zaskoczyć się niepodobna. Chyba, że jesteśmy narciarskim skoczkiem, i skaczemy, lecimy, lecimy…, ale nagle silny poryw wiatru zawiewa nas z powrotem na miejsce startu. jak to – mniej więcej tak właśnie – przedstawił swe zaskoczenie wielki nasz sportowiec, olimpijczyk Stanisław Gąsienica-Sieczka.