WALTER ALTERMANN: Warsaw Summit oraz Fit for fifty fajf, czyli szczyt szczytów albo udawanie narratora

Narracja znaczy tyle, co opowiadanie oraz działanie narratora, jego pozycja w dziele i przynależy do teorii literatury. Góra Synaj, El Greco, olej na płótnie, 1570-72, Muzeum Historyczne na Krecie - Heraklion, zdj.: Wikipedia

Ostatnio, w dyskusji polityków, w jednej ze stacji telewizyjnych, nagle, bez ostrzeżenia politycy i prowadzący dziennikarz zaczęli mówić w obcym języku. Zaczęli bowiem mówić, że Warsaw Summit to, Warsaw Summit owo… Sięgnąłem do źródeł i okazało się, że mówią o warszawskim spotkaniu trzynastu liderów europejskich partii prawicowych.

Nie mam nic przeciw jakimkolwiek spotkaniom, nawet w Warszawie, ale wypadałoby chyba temu spotkaniu nadać jednak polską nazwę. Polscy politycy, którzy opracowywali materiały z tej konferencji oraz dziennikarze relacjonujący konferencję powinni od razu przetłumaczyć nazwę wydarzenia. Czyli – można mówić Warsaw Summit, ale dodając od razu tłumaczenie na nasz język narodowy. Trzeba, to jest obowiązek polityków i dziennikarz tłumaczyć obce nazwy, definicje i zwroty językowe.

Tu dodam, że nazwa Warsaw Summit pojawiła się już w czasie trwania konferencji, potem w deklaracji końcowej oraz we wszystkich materiałach prasowych – bez tłumaczenia na polski. Panie i Panowie – Warsaw Summit nie jest nazwą własną, handlową i zastrzeżoną jak Coca Cola, Colgate czy Persil. Być może organizatorzy tego zdarzenia chcąc nadać jej wagę i powagę wymyślili nazwę angielską, być może chcieli być międzynarodowi, skoro zebrane towarzystwo też było międzynarodowe. Ale w każdym z krajów trzeba to tłumaczyć łącznie, np. Warsaw Summit czyli Warszawski szczyt.

Sprawa ma też aspekt komediowy, bo przecież przedstawiciele 13 europejskich partii wyraźnie opowiedzieli się za Unią Europejską jako tworem niezależnych państw narodowych, sprzeciwiając się Unii jako tworowi mającemu być organizacją ponad państwami członkowskimi. A wyszło śmiesznie, bo (przynajmniej w Polsce) nad wszystkim górował, panował i określał sytuację język angielski.

Katowanie Fit for fifty fajf

W innej niedzielnej audycji telewizyjnej można było usłyszeć i widzieć jak politycy opozycji bronili Fit for fifty fajf, a politycy rządowi bezlitośnie znęcali się nad rzeczonym Fit for fifty fajf. Mało tego, dziennikarka prowadząca program również operowała nazwą Fit for fifty fajf. I tak to trwało kilka długich minut. I nikomu nie przyszło do głowy, że przynajmniej kilka osób (w tym i ja) ni cholery nie wiedzą o co chodzi. A oni (uczestnicy dyskusji plus dziennikarka) walczyli między sobą na dobre. Musiałem sięgać do Internetu i okazało, że trochę wiem o tym  Fit for fifty fajf. Chodzi o pakiet „Gotowi na 55”, czyli o nowe przepisy ochrony klimatu.

Niby się ucieszyłem, że dotarłem do jądra sprawy. Ale tylko trochę. Bo niby dlaczego mam się domyślać o czym mówią politycy i dziennikarze w polskojęzycznych stacjach? Nie wymieniam stacji, bo one wszystkie są już polskojęzyczne. I tak się zastanawiam… Skoro w Parlamencie Europejskim wszystkie języki są sobie równe, to dlaczego w polskich stacjach telewizyjnych dominuje angielski?

I taka to była, w one lata, narracja w sprawie Warsaw Summit oraz Fit for fifty fajf.

Taka jest narracja w tej sprawie

Przy okazji – słowem, które ostatnio przebiło się i panuje jest teraz narracja. Samo słowo odnosiło się przez prawie 200 lat do opowiadania, do narratora, który przedstawia jakiś tok zdarzeń w noweli, opowiadaniu czy powieści. Narracja znaczy tyle, co opowiadanie oraz działanie narratora, jego pozycja w dziele i przynależy do teorii literatury.

Skąd u nas w ostatnich wzięło się tylu znawców teorii literatury? Tym bardziej, że z czytelnictwem nie jest za wesoło. A już teoria literatury nie jest dziedziną ani łatwą. Nie sądzę, żeby używający terminu narracja wiedzieli o niej więcej niż to, że jest.

Ciągle słyszę jak politycy i dziennikarze (choć nie wiadomo kto ten niecny proceder z narracją zaczął) mówią: Nie zgadzam się, pańska narracja jest mi dalece obca. Albo: Narracja pana ministra daleko odbiega od prawdy. Czy też: W pana narracji słyszę teorie lewicowe. Nawet premier mówi, że „Taka jest narracja w tej sprawie”.

Przecież żaden z polityków nie występuje w show w kategorii „Współczesna powieść grozy”. Oni po prostu przedstawiają problemy i mają propozycje ich rozwiązania. I dlatego powinni mówić prosto, normalnie, zrozumiale dla każdego. Powinni mówić tak: „Pana punkt widzenia tej sprawy jest mi dalece obcy; Fakty, które przedstawił pan minister są inne.; Pana interpretacja tego problemu jest błędna; Pana interpretacja jest nacechowana teoriami lewicowymi. A premier powinien powiedzieć: Tak widzę prawdziwy przebieg zdarzeń, tak rozumiem te wydarzenia, tak było naprawdę.

Narracja z lenistwa

Być może kiedyś niedawno rozbił się nad Polską jakiś balon nadmuchany narracją, idiosynkrazją, abominacją oraz setką innych trudnych słów. I nieświadomie wchłonęliśmy te dziwactwa. Teoria jest trudna do przyjęcia, ale pamiętam przecież jak kilka lat temu ważny polityk twierdził, że z zachodu Europy emitowane są na Polskę jakieś fale, które powodują poważne trudności z myśleniem. Jeżeli mógł polityk, to ja też (korzystając z dobrodziejstw demokracji) mogę mieć swoją teorię.

Naprawdę jednak podejrzewam, że narracja pojawiła się z lenistwa. Lenistwo jest nieodłączną  cechą człowieka. Przecież wypędzanemu z raju Adamowi Pan Bóg mówi: W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz. (Rdz 3,17–19).

Czyli wysiłek jest jednak nieprzyjemny. Oczywiście męczą się nieludzko sportowcy, ale za to im się płaci. Cała reszta ludzkości woli odpoczywać niż pocić się z wysiłku. Zatem lenistwo jest nam wpisane w geny. I to dlatego wolimy mówić krócej niż dłużej. Nie chcąc męczyć języka, szczęki i całego aparatu wymawianiowego dążymy do mówienia jak najkrócej. Niestety – jak już pisałem w poprzednich felietonach – język polski jest tworem opisowym i musimy używać dwóch, trzech słów, chcąc powiedzieć to samo co tylko jednym słowem powie Anglik.

Może zresztą nie chodzi tylko o lenistwo. Być może chodzi też o pychę, o wynoszenie się nad innych. A jest ona również grzechem naszym narodowym. U nas każdy chce być lepszy. Nie to, że w ogóle lepszy i doskonalszy, ale lepszy od innego.