16 grudnia 1922 roku w gmachu Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie zamordowany został strzałami z pistoletu pierwszy Prezydent Odrodzonej Polski – profesor Gabriel Narutowicz. Mordercą był artysta malarz Eligiusz Niewiadomski.
W każdym polskim większym mieście mamy dziś ulice imienia zamordowanego prezydenta, ale czy zdajemy sobie sprawę z tego, co naprawdę stało się 122 lata temu? Czy wyciągnęliśmy, jako naród, właściwie wnioski na przyszłość? Obawiam się, że, niestety, nie.
Profesor Gabriel Narutowicz
Gabriel Narutowicz urodził się 17 marca lub 29 marca 1865 roku w Telszach na Żmudzi. Pochodził z rodziny ziemiańskiej. Ojciec, Jan Narutowicz – jako postępowy ziemianin – jeszcze przed ogłoszeniem manifestu powstańczego Rządu Narodowego, zniósł w swoich dobrach pańszczyznę. Za udział w powstaniu styczniowym został skazany na rok więzienia. Ojciec Jan wcześnie osierocił Gabriela, bo zmarł w rok po jego urodzeniu. Matką Gabriela Narutowicza była Wiktoria ze Szczepkowskich, trzecia żona Jana Narutowicza. To ona przejęła ciężar wychowania synów po śmierci męża. Jako kobieta wykształcona i zafascynowana filozofią oświecenia wywarła duży wpływ na poglądy młodego Gabriela. W 1873 r. postanowiła przenieść się do Lipawy, aby uchronić swych synów przed nauką w szkole rosyjskiej.
Osiągnięcia zawodowe Gabriela Narutowicza
Po ukończeniu gimnazjum w Lipawie Narutowicz podjął studia na Wydziale Matematyczno-Fizycznym Uniwersytetu w Petersburgu. Jednak nie ukończył ich z powodu choroby. Dużą część życia spędził w Szwajcarii, gdzie w latach 1886–1891 studiował na Politechnice w Zurychu.
W czasie studiów pomagał Polakom, ściganym przez carat; związany był też z emigracyjną partią „Proletariat”. Uniemożliwiło mu to powrót do kraju, gdyż władze rosyjskie wydały nakaz jego aresztowania. Przyjął obywatelstwo szwajcarskie (1895), a po ukończeniu studiów pierwszą posadę otrzymał w biurze budowy kolei żelaznej w Saint Gallen.
Był inżynierem i konstruktorem. W 1895 r. objął stanowisko szefa sekcji regulacji Renu. Jego prace były nagradzane na Wystawie Międzynarodowej w Paryżu (1896), zyskał też sławę jako pionier elektryfikacji Szwajcarii. Kierował budową wielu hydroelektrowni w całej Europie. Jego największym dziełem była elektrownia na rzece Aare w Mühlebergu pod Bernem.
W 1907 r. został profesorem w katedrze budownictwa wodnego na Politechnice w Zurychu. W latach 1913–1919 był tam dziekanem. Zatrudniony w biurze inżynierskim Narutowicza był inż. Kazimierz Ślączka, jego późniejszy doradca ds. przemysłu naftowego. Narutowicz był również członkiem szwajcarskiej Komisji Gospodarki Wodnej. W 1915 r. został przewodniczącym międzynarodowej komisji regulacji Renu.
Powrót do Polski
W czasie I wony światowej Narutowicz był aktywny w pracach Szwajcarskiego Komitetu Generalnego Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce. Należał też do stowarzyszenia La Pologne et la Guerere w Lozannie. Politycznie stopniowo zbliżał się do koncepcji realizowanych przez Józefa Piłsudskiego. We wrześniu 1919 roku, na zaproszenie polskiego rządu, przybył do kraju, gdzie aktywnie zaangażował się w odbudowę odrodzonego po rozbiorach państwa.
23 czerwca 1920 objął tekę ministra robót publicznych w rządzie Władysława Grabskiego i kierował tym ministerstwem do 26 czerwca 1922 roku, pełniąc tę funkcję także w pierwszym rządzie Wincentego Witosa, a także w pierwszym i drugim rządzie Antoniego Ponikowskiego. Jako minister robót publicznych wykorzystywał swoje bogate doświadczenia z pracy w Szwajcarii, m.in. badał bieg Wisły na odcinku od Warszawy do Modlina i podejmował prace w sprawie jej regulacji oraz nadzorował prace budowy hydroelektrowni w Porąbce na Sole.
28 czerwca 1922 r. został ministrem spraw zagranicznych w rządzie Artura Śliwińskiego i tę funkcję pełnił również w późniejszym rządzie Ignacego Nowaka. W dniach 14–16 września brał udział w oficjalnej wizycie naczelnika państwa w siedzibie królewskiej Sinaia w Rumunii. W październiku, jako minister spraw zagranicznych, reprezentował Polskę na konferencji w Tallinie. Walnie przyczynił się do wzmocnienia sojuszu z Rumunią, zawartego 3 marca 1921 roku.
Dlaczego wrócił
Rozpisałem się o osiągnięciach zawodowych i politycznych Gabriela Narutowicza, chciałem bowiem uwypuklić jego talenty, ogromną pracowitość oraz zawodową pozycję w Europie. Naprawdę niewielu z Polaków w tamtych czasach doszło do tak wysokich zawodowych pozycji.
Narutowicz mógł spokojnie kontynuować swoje prace naukowe w Szwajcarii, realizować swoje wynalazki i nowatorskie rozwiązania techniczne w całej Europie. I żyć przy tym niezwykle dostatnio. Dlaczego więc wrócił?
Prawdopodobnie dlatego, że był Polakiem i czuł się potrzebny odradzającej się ojczyźnie. Nie był zawodowym politykiem, nie zależało mu na popularności, nie liczył na zaszczyty, ani na pieniądze. Bo to wszystko już miał.
Krótko mówiąc, w niczym nie przypominał większości naszych współczesnych polityków, bo ci są ciągle na dorobku – tak mentalnym, jak materialnym.
Wybory
Wysunięcie kandydatury Narutowicza na prezydenta było dla niego dużym zaskoczeniem. Wahał się, wątpił czy podoła. Kandydowanie odradzał mu Józef Piłsudski. Początkowo Narutowicz zamierzał odmówić, jednak ostatecznie przyjął propozycję złożoną mu przez działaczy PSL Wyzwolenie.
Pierwsza tura głosowania nie przyniosła rozstrzygnięcia. W kolejnej turze odpadł socjalistyczny kandydat Ignacy Daszyński, ale następne głosowania również nie przyniosły rozwiązania. Jako kolejni odpadali: kandydat połączonych klubów mniejszości narodowych: Jean Baudoin de Courtenay (znakomity językoznawca) i wreszcie Stanisław Wojciechowski (obstawiany jako pewny konkurent endeckiego kandydata). W ostatniej turze, która musiała przynieść rozstrzygnięcie, głosowano zatem nad dwiema kandydaturami: Maurycego hr. Zamoyskiego i Gabriela Narutowicza.
Kandydatura Maurycego hr. Zamoyskiego była trudna do poparcia przez posłów „Piasta”, politycznie zbliżonych do endecji, gdyż był on największym posiadaczem ziemskim, a oba stronnictwa chłopskie („Piast” i „Wyzwolenie”) były zwolennikami radykalnej reformy rolnej.
Tu trzeba zauważyć, że wieś polska łaknęła ziemi, a większość chłopstwa (głównie w dawnej Galicji) głodowała na niespełna morgowych spłachetkach ziemi. Zapowiadana przez kolejne rządy reforma rolna, która miał owym chłopom dać trochę więcej ziemi, w niczym nie przypominała reformy rolnej po roku 1945. Owszem miano odbierać cześć ziemi wielkim gospodarstwom (głównie Ordynacji Zamoyskich), ale za wykupem. Część wartości ziemi miało pokrywać państwo, a część chłopi, ci obdarowani ziemią.
O wyborze Gabriela Narutowicza przesądziły głosy lewicy, mniejszości narodowych oraz PSL „Piast”, które wbrew oczekiwaniom w ostatniej turze głosowania poparło Narutowicza, zamiast Zamoyskiego. W ostatniej turze głosowania posłowie endeccy usiłowali sprowokować awanturę, aby zerwać posiedzenie; występowali także z groźbami pod adresem posłów mniejszości narodowych, zwłaszcza Żydów. W wyniku rozstrzygającego głosowania Gabriel Narutowicz otrzymał 289 głosów, a hr. Zamoyski – 227 (29 głosów było nieważnych). Tym samym Narutowicz został pierwszym prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej.
Reakcje po wyborze prezydenta
Natychmiast po wyborze Narutowicza warszawska młodzież związana z Narodową Demokracją zorganizowała demonstrację, w której pod hasłami „Precz z Narutowiczem”, „Precz z wybrańcem Żydów” i nawoływała do oprotestowania wyborów.
Napastliwą kampanię prasową przeciwko prezydentowi rozpętały endeckie gazety: „Gazeta Warszawska” oraz „Gazeta Poranna 2 Grosze”, zarzucając mu przynależność do masonerii, ateizm, a głównie zdobycie urzędu dzięki głosom mniejszości narodowych, co miało rzekomo ubliżać „prawdziwym Polakom”.
Demonstrantów poparł sympatyzujący z endecją generał Józef Haller, którego prawica podczas manifestacji witała okrzykami „Niech żyje Haller, prezydent Polski”. Wznoszono również okrzyki na cześć Benito Mussoliniego, przywódcy zamachu stanu we Włoszech.
Ówczesna prawica i konserwatyści nie przyjęli do wiadomości, że przegrali. I ta cecha naszej sceny politycznej jest stała i trwała. Bo także dzisiaj przegrane partie nie mogą pogodzić się z porażką i szukają winnych w mediach, w spisku szeroko rozumianego świata, w głupocie wyborców, bądź ogłupieniu ich przez obce media, w dezinformacji medialnej. Wszyscy są winni – tylko nie sami przegrani. Genetycznie nie jesteśmy skorzy do „stawania w prawdzie”.
W grudniu 1922 roku dochodziły jeszcze argumenty, że Narutowicz został wybrany „głosami obcych”. Za obcych zaś prawica uważała wszystkie mniejszości narodowe oraz „antypolską z natury” lewicę. I nijak nie docierało do niej (prawicy), że Żydzi, Niemcy, Czesi, Ukraińcy i Białorusini żyjący wówczas Polsce, mają takie same prawa obywatelskie jak Polacy z rodowodem i patentem na polskość. Poruszano także fakt, że Narutowicz mówił z silnym akcentem niemieckim, bo przecież większą część swego dorosłego życia spędził w Szwajcarii.
Tu dotykamy ciekawego zresztą problemu, czy Polakiem jest każdy obywatel zamieszkujący terytorium RP, czy też jedynie obywatel narodowości rdzennie polskiej?
Powiedzieć, że po wyborze Narutowicza przez cały kraj przeszła ogromna fala wściekłej nienawiści, to powiedzieć za mało. Niestety, daliśmy (jako naród) słabe świadectwo demokracji. Może nie cały naród, ale przecież spora jego część.
Zaprzysiężenie
Zaprzysiężenie Gabriela Narutowicza odbyło się 11 grudnia 1922. W dniu zaprzysiężenia demonstranci wyruszyli w rejon ulicy Wiejskiej, z zamiarem niedopuszczenia do Sejmu tych posłów, którzy opowiedzieli się za Narutowiczem. Na placu Trzech Krzyży doszło do starć pomiędzy przeciwnikami i zwolennikami Narutowicza (robotników z PPS z nacjonalistyczną młodzieżą), w wyniku których rannych zostało kilkanaście osób.
Wbrew protokołowi premier Julian Nowak odmówił towarzyszenia Narutowiczowi w jego powozie w drodze na zaprzysiężenie prezydenta elekta do Sejmu, zastąpił go szef protokołu Stefan Przezdziecki. Wzdłuż trasy przejazdu powozu Narutowicza w asyście dwóch plutonów kawalerii z Łazienek do Sejmu zgromadzili się przeciwnicy jego wyboru, rzucający w prezydenta elekta śnieżkami i gałęziami. „Witali” go wrogimi okrzykami, gwizdami i przekleństwami. Powozowi udało się przedostać przez barykadę wzniesioną z ławek parkowych na rogu Al. Ujazdowskich i ul. Pięknej. W tym czasie jeden z demonstrantów usiłował zadać Narutowiczowi cios kijem z żelazną gałką. Policja nie interweniowała.
W Zgromadzeniu Narodowym, które odebrało od niego przysięgę, wzięli udział tylko jego zwolennicy. Co było już nie tylko afrontem, ale jasnym znakiem powrotu do naszej staropolskiej anarchii. Wg. kilku źródeł historycznych i/lub filmu „Zamach stanu – Śmierć Prezydenta” (1977) w reżyserii Jerzego Kawalerowicza podczas zaprzysiężenia Narutowicza pojawił się jeden z posłów prawicy lub związany z prawicą.
Następne dni
W pierwszych dniach po zaprzysiężeniu Prezydent Gabriel Narutowicz spotkał się z przedstawicielami chadecji i kardynałem Aleksandrem Kakowskim. Liczył się z niemożliwością powołania w Sejmie rządu większościowego, dlatego podjął próby stworzenia rządu pozaparlamentarnego. Jego ukłonem w stronę prawicy było też zaproponowanie teki ministra spraw zagranicznych swojemu kontrkandydatowi Maurycemu Zamoyskiemu.
14 grudnia przybył uroczyście do Belwederu, gdzie odbył się akt przekazania mu władzy przez Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego. Naczelnik wygłosił wtedy następujące oświadczenie (pisownia oryginalna):
„Naczelnik Państwa przywitał Prezydenta Rzeczypospolitej, zaznaczając, że przyjmuje go w szarej kurtce legionowej, w której przed czterema laty wszedł do Belwederu i w której pragnie go opuścić. Następnie Naczelnik Państwa oświadczył, że oprócz protokołu urzędowego, wymaganego przez ustawę, żądać będzie sporządzenia protokołu dodatkowego, zawierającego stwierdzenie jego kasy osobistej, stanu kasy i rachunkowości funduszów dyspozycyjnych i inwentarz ruchomości, stanowiących własność skarbu państwa.”
Po podpisaniu protokołu o przejęciu władzy i odebraniu przez prezydenta defilady oddziałów wojskowych na dziedzińcu belwederskim, Józef Piłsudski zaprosił go na śniadanie, podczas którego wygłosił toast (zamieszczony w Monitorze Polskim z 15 grudnia 1922 r.)
„Panie Prezydencie Rzeczypospolitej! Czuję się niezwykle szczęśliwym, że pierwszy w Polsce mam wysoki zaszczyt podejmowania w moim jeszcze domu i w otoczeniu mojej rodziny pierwszego obywatela Rzeczypospolitej Polskiej. Panie Prezydencie, jako jedyny oficer polski służby czynnej, który dotąd nigdy przed nikim nie stawał na baczność, staję oto na baczność przed Polską, którą Ty reprezentujesz, wznosząc toast: Pierwszy Prezydent Rzeczypospolitej niech żyje!.”
Zabójstwo
Narutowicz, mimo ustania protestów 12 grudnia 1922 roku, wciąż otrzymywał listy z pogróżkami. Eskalacja agresji wymierzonej przeciwko prezydentowi sięgnęła zenitu 16 grudnia, kiedy podczas wizyty w gmachu Zachęty Narutowicz został zastrzelony przez powiązanego z endecją malarza Eligiusza Niewiadomskiego.
Śmierć pierwszego prezydenta II Rzeczypospolitej wywołała wzburzenie, a „Kurier Polski” pisał, iż „płomień do pochodni (Niewiadomskiego) wyszedł z tej atmosfery nienawiści i gwałtu, którą wytworzyły złe duchy Polski w dniach ostatnich.”
Uroczystość pogrzebowa Narutowicza odbyła się 19 grudnia 1922 roku. Niewiadomskiemu wytoczono proces o zamach na godność prezydenta Polski, zakończony wydaniem nań wyroku śmierci. Wyrok wykonany został 31 stycznia 1923 roku.
Urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Gabriel Narutowicz pełnił przez pięć dni.
O tym należy pamiętać
Opowiadanie o tym, że Prezydenta Gabriela Narutowicza zabił jakiś szaleniec jest bałamuctwem. Niewiadomski był oficerem wywiadu w czasie wojny polsko-rosyjskiej, był aktywny politycznie i swych poglądów się nie wyrzekł. Na procesie twierdził, że zrobił to dla dobra „świętej Polski”.
Oczywiście Eligiusz Niewiadomski był człowiekiem szalonym, skłonnym do przesady w swych ocenach politycznych, o czym zaświadczają współcześni. Ale właśnie z takimi ludźmi, z odruchami szaleńców muszą się liczyć politycy. Także dzisiaj.
Dzisiejsze media pełne są niezrównoważonych wypowiedzi posłów i senatorów. Ja wiem, że dla polityków świat jest grą a nawet teatrum. Ale muszą oni wiedzieć, że są też w dzisiejszej Polsce osobnicy prości, a za to pamiętliwi i mściwi. I do takiego elektoratu nie wolno nikomu apelować, nie wolno tych ludzi podburzać. Bo z podburzania słabych umysłów łatwo może się zrodzić szaleństwo czynów.
Co z tym pojednaniem
Dzisiaj wiekszość kandydatów na urząd Prezydenta RP głosi, że ich celem jest pojednanie podzielonego narodu. Zgadzam się z tą koniecznością. Tyle tylko, że żaden z kandydatów, ani nikt z ich sztabów nie zająknął się słowem, jak zamierza do pojednania narodowego doprowadzić. Gorzej, bo po deklaracjach o zgodzie, wszyscy kandydaci dalej kopią w najlepsze swych przeciwników. Może chodzi im o zgodę wymuszoną siłą, niemal wyduszoną z leżących na ziemi, z ledwie co zipiących już przeciwników?
Moja matka mawiała, że przeprasza lepiej wychowany. Przeprasza, wyznając swe winy. A tu, jak dotąd nikt do żadnych win własnych nie przyznał się i nie ma zamiaru. Szlacheckie przywary są w nas żywe, nawet wśród potomków pańszczyźnianych chłopów, a to: zapalczywość, samowola, pogarda dla sądów, skłonność do przesady, brak powściągliwości i rozwagi politycznej.
Jesteśmy jak ów krawiec, któremy klient przyniósł marny materiał na garnitur – „Słabo to widzę”. Ja to nasze narodowe pojednanie też słabo widzę.
Walter Altermann
*** *** ***
Polemika
Rzadko pozwalam sobie na polemikę z Autorami na naszych wirtualnych łamach, a już najrzadziej na komentarz wobec naszego zbiorowego sumienia, zacnego Waltera Alteremna. Mam nadzieję, że tym razem, wybaczy mi inne zdanie.
Sprawa morderstwa politycznynego prof. Gabriela Narutowicza, wybranego na stanowisko prezydenta pod koniec 1922 roku i jego zabójstwa przez nacjonalistycznego fanatyka nie jest wcale prosta. Do dziś historia miesza się tutaj z polityką. I obecnie i wówczas, w te tragiczne dni grudniowe, polityka – bezwzględna, brudna i nastawiona na „zysk” społeczny w postaci późniejszych głosów „przemówiła” ostro. I skończyła się morderstwem, zamachem stanu, zabiciem pierwszego polskiego prezydenta.
Fakt sprawczości bezpośredniej, czyli ręka nacjonalistycznego zabójcy Niewiadomskiego, nie ulega wątpliwościom ani prawnym ani historycznym ani politycznym przesłankom, którymi kierował się szaleniec. Czy jednak do morderstwa Narutowicza zachęcała prawica? Tak jak to wtedy, sto lat temu i dziś często mówią liberałowie i lewicowcy.
Nie, to nie jest prawda. Ani lewica ani centrum ani prawica, zarówno w 1922 roku, jak i teraz nie były i nie są jednorodne. Szybkie zwroty i dynamika polityczna samego aktu wyboru pierwszego prezydenta RP świadczą o tym, że ani w centrum ani na lewicy (prawdziwej lewicy) nie było jednomyślności wobec kandydatury Narutowicza. A w końcu był to wówczas obóz zwycięski.
Rzecz w tym, że centrum i lewica były sto lat temu, tak ja zresztą dziś, tak przestraszone protestami prawicy i nacjonalistów, że po prostu nie odpowiedziały z odpowiednią siłą – polityczną – na gwałtowne manifestacje wrogie prezydntowi. Źle to świadczyło o sile obozu, który doprowadził do władzy wybitnego Polka, patrioty profesora Gabriela Narutowicza, pierwszego Prezydenta RP.
Źle też świadczy porównywanie przez centrum i lewicę mordu politycznego sprzed stu lat do obecnej sytuacji w Polsce. Po 1989 roku najbardziej podobnym, tragicznym wydarzeniem tego rodzaju był zamach dawnego członka PO łódzkie biuro Prawa i Sprawiedliwości i śmierć działacza PiS Marka Rosiaka (ranny został też inny pracownik biura).
Proszę porównać echa zbrodni sprzed 100 lat z tą z 2010 roku. Roku tragicznej katasrofy w Smoleńsku, gdzie zginął Prezydent RP Lech Kaczyński, Jego żona Maria, ostatni Prezydent RP na uchodźctwie Ryszar Kaczorowski – bezpośredni następca Gabriela Narutowicza oraz 93 inne osoby reprezentujące elitę państwa polskiego.
Katastrofa w Smoleńsku coraz śmielej i coraz częściaj nazywana jest zamachem, bo kontekst polityczny i międzynarodowy, nie tylko teoretyczna wola sprawcza Rosji, jest od 14 lat tematem debat publicznych. I tak jak inspiracji a nawet sprawstwa zamachu na Prezydenta RP Gabriela Narutowicza nie udowodniono prawicy, tak zamachu na samolot z Prezydentntem RP Lechem Kaczyńskim – z uwagi na brak zdecydowanych, a być może skrywanych dotąd dowodów – nie udowodniono przedstawicielom polskic liberałów czy lewicowców. Bo z Rosją i jej roli w katastrofie – zamachu może być już wkrótce różnie.
Hubert Bekrycht