WALTER ALTERMANN: „Zaćma” – łaska dla krwawej Luny?

Krwawa Luna; Fot.: Wikipedia/ domena publiczna

W TVP Kultura obejrzałem film „Zaćma”. Autorem scenariusza i reżyserem jest Ryszard Bugajski. Film miał premierę w 2016 roku i uznany został za dzieło wybitne. Pozwolę sobie mieć odmienne zdanie.

Pan Bugajski kolejny raz wziął na warsztat ponure czasy stalinizmu w Polsce. Dwa z jego poprzednich  jego filmów, rozgrywały się w tamtych czasach i przyniosły mu sukces. Być liczył, że i tym razem będzie dobrze.

Scenariusz

Bohaterką filmu jest Julia Brystygierowa, przedwojenna jeszcze komunistka, po wojnie zasiadająca w najwyższych władzach ówczesnej Polski. Niechlubnie zasłynęła jako okrutna zbrodniarka Urzędu Bezpieczeństwa. Była katem dla ludzi opozycji, których maltretowała i skazywała na śmierć. Dosłownie, nie w przenośni. Była też dobrze wykształconą intelektualistką, a na stare lata została katoliczką.

Zbrodniarz na piedestale

I ta metamorfoza Brystygierowej tak zafascynowała p. Bugajskiego, że nie dostrzegł niebezpieczeństw uczynienia z niej głównej bohaterki filmu. Postać Brystygierowej i jej losy mają dowieść wyższości religii rzymsko-katolickiej nad komuną. Tym samym film jest – niezamierzenie – śmieszny. Bo trochę za łatwe to zadanie. Niezamierzona śmieszność zamiast zamierzonej tragedii… To już poważny zarzut.

Scenarzysta z tragedii narodu, jaką były zbrodnie UB, zrobił film o wyższości szukania pociechy w Bogu. Niby w porządku. Dostojewskiemu w „Zbrodni i karze” chodziło o to samo, ale Dostojewski ukazuje nam zbrodnię indywidualną, jego Raskolnikow nie jest agentem żadnych sił politycznych. Niby drobna różnica, ale jednak zasadnicza.

Jeżeli p. Bugajski chciał stworzyć opowieść o grzechu i odkupieniu, to poniósł sromotną porażkę. Z życia Brystygierowej i z filmu p. Bugajskiego wynika bowiem, że jest ona osobowością głęboko psychopatyczną, która żąda i oczekuje od świata zrozumienia i bezwarunkowego wybaczenia, lepiej powiedzieć zapomnienia. Nie dając jednak światu najmniejszego powodu do współczucia.

Nie każdy może oczekiwać łaski

W rygorach Kościoła rzymsko-katolickiego znajdziemy pięć warunków spowiedzi przed księdzem:

  1. Rachunek sumienia.
  2. Żal za grzechy.
  3. Mocne postanowienie poprawy.
  4. Wyznanie grzechów.
  5. Zadośćuczynienie Bogu i bliźnim.

Spowiedź to potoczna nazwa sakramentu pokuty i pojednania. Jego celem jest wyznanie grzechów kapłanowi oraz pojednanie z Bogiem i Kościołem.

Niestety Brystygierowa nie oczekuje łaski, odrzuca spowiedź przed księdzem i żąda spowiedzi przed samym Kardynałem. Jeżeli nie jest to objaw pychy, to co nim jeszcze może być? Bohaterka jest agresywna wobec księży i kardynała. Jest pewna siebie, żyje w przekonaniu, że jest kimś wyjątkowym i ważnym. Nie ma w niej nawet śladu skruchy grzesznika.

Wychodzi na to, że chce ona mechanicznie zrzucić z siebie poczucie winy. W całym filmie nie pada nawet jedno zdanie, że jest czemukolwiek winna. Ot, robiła to i tamto, co było oczywiście złe, ale teraz jest już w porządku.

Problemy oprawców, czy problemy ofiar

Gdyby p. Bugajski zasugerował, że robi film o niezmienności charakterów oprawców z lat 1945-56, odniósłby może sukces. Ale nie, on pokazuje Brystygierową, jaką była naprawdę, ale bez koniecznej refleksji scenarzysty i reżysera.

Ryszard Bugajski ścigał już komunę w kilku swych filmach i zawsze przy aplauzie sfer rządzących. „Zaćma” nie wyszła. To produkt miałki i niewiarygodny. Miejscami nawet śmieszny, gdy Brystygierowej drgają z sadystycznego upojenia wargi, na widok katowanego człowieka.

Pan Bugajski nie mógł się też zdecydować – czy bohaterka filmu była patologiczną sadystką, czy jedynie system z niej tak okrutną uczynił. Tu jednak wyjaśnijmy, że Brystygierowa nie była bierną ofiarą systemu, ona go istotnie współtworzyła.

Bardzo poważnym zarzutem wobec p. Bugajskiego jest fakt, że prześlizgnął się nad sprawą odpowiedzialności oprawców UB. I nie dociekał dlaczego właściwie nikt z nich nie poniósł odpowiedzialności. Oczywista odpowiedź jest taka, że system opierał się na przemocy i zbrodni, a przemoc z lat 1945-56 uznano w 1956 za „okres błędów i wypaczeń”. Być może na poważniejszą rozprawę ze zbrodniarzami z szeregów władzy nie zgodziłby się Związek Radziecki.

Ale ten aspekt w ogóle w filmie nie istnieje. A jest on podstawowy i zasadniczy. Nie ma bowiem wybaczenia bez zrozumienia istoty własnych zbrodni. I w tym poniekąd p. Bugajski zdaje się na poglądy swej bohaterki, a powinien mieć w tej sprawie zdanie własne.

Pan Bugajski, nie zauważył, że Brystygierowa nigdy nie została skazana za swoje zbrodnie. Chodziła dumna po Warszawie, brylowała w środowiskach artystycznych, tak jakby nic się nie stało. Była po 1956 ówczesna celebrytką, przesiadywała w dobrym towarzystwie w najlepszych kawiarniach.

O czym jest „Zaćma”?

Główne pytania do twórców filmu jest takie – o czym i o kim jest ten film? Z całą pewnością nie jest on o zbrodniach i ich bezkarności. Jest natomiast o jednej pani, ogromnie znerwicowanej, choć aroganckiej, która uważa, że jej przestępstwa to przeszłość, a teraz należy traktować ją jako osobę już normalną, choć cierpiąca. Przy czym z filmu nie wynika, że cierpi jako sprawczyni. Być może jest jedynie tak ogólnie znerwicowana.

Wręcz tragikomiczna jest sekwencja jej rozmów z Kardynałem, od którego Brystygierowa wymaga i żąda współczucia i duchowej pomocy.

Wydaje mi się, że p. Bugajski padł ofiarą swoich wcześniejszych filmów o czasach powojennej komuny. Uważam, że są duże obszary naszej historii, które należy ukazywać z szacunkiem dla ofiar, a nie grzebać się w marnej psychologii sprawców.

Dobrą strona tego nieudanego, wręcz niepotrzebnego filmu, jest aktorstwo. Szczególnie pani Maria Mamona stworzyła postać interesującą, dynamiczną i tajemniczą. Jaka szkoda jednak, że pokazała tak wielkie umiejętności w filmie bardzo słabym.