No i mamy już za sobą bardzo długą majówkę. Ludzie odetchnęli od pracy, wypoczęli i cieszyli się piękną pogodą. To ludzie, natomiast politycy wykorzystali te kilka dni na intensywną walkę wyborczą, albowiem wybory do Europarlamentu zbliżają się chyżo. I tu mamy kłopot, bo z naszymi politykami było i śmiesznie, i strasznie zarazem.
Rzecz w tym, że ta majówka nie wzięła się znikąd. Mamy bowiem, już na samym początku każdego maja, trzy święta z rzęd: 1, 2 i 3 maja.
1 maja jest Świętem Pracy, czyli dniem, w którym pracobiorcy upominają się o swoje prawa: do godnego wynagrodzenia, ludzkich warunków pracy i praw obywatelskich. Z czasem pod to święto podpięły się rozmaite ruchy. Dzisiaj są nimi działacze LGBT+. Przypomnę, że 1 maja w swoim założeniu od zawsze mówił, że ktoś jest bogaty kosztem biednych, ktoś ma większe prawa społeczne kosztem tych, którym praw nie dawano.
2 maja jest świętem „pośrednim”, które wymyślono, żeby mogła zaistnieć tzw. długa majówka. Formalnie jest to święto flagi narodowej mające przypominać Polakom o wspólnych wartościach, wspólnej historii i oczywiście wspólnych obowiązkach. To święta jest niejako przygrywkę, supportem do właściwego święta, czyli 3 maja.
3 maja jest świętem jeszcze z XIX wieku, obchodzonym wtedy nielegalnie, bo dla zaborców było to święto niebezpieczne. Tak samo jak później dla rządzących krajem komunistów. Przypominało bowiem Polakom o ich własnej państwowości, o dniach chwały i wiekach siły ich państwa. Ten dzień utrwalił się w pamięci jako istotny moment, gdy Rzeczpospolita, w ostatnich latach swego istnienia, zdobyła się na uchwalenie konstytucji.
Czy wszyscy w Rzeczypospolitej byli zwolennikamu Konstytucji 3 maja?
Oczywiście przez dwa wieki troszkę przejaskrawiono w historii uchwalenie naszej wiekopomnej konstytucji. Po pierwsze, nie wszyscy byli za takimi rewolucyjnymi zmianami. Stronnictwo prorosyjskie (a było ono wcale liczne) zwracało uwagę, że Katarzyna Wielka jest gwarantem ustroju Polski i nie zgadza się na takie polskie fanaberie.
Po drugie, duża grupa naszych posłów była na stałym „jurgielcie” u Rosjan, czyli realizowała ich politykę za ruble. Byli też posłowie na „diecie” austriackiej, pruskiej i francuskiej.
Po trzecie była też spora grupa posłów, którzy sami z siebie nie chcieli wolności społecznej i ekonomicznej dla mieszczan.
Krótko mówiąc, reformatorzy, zwolennicy uchwalenia Konstytucji 3 maja, nie mieli w Sejmie większości. Wykorzystali więc okres Świąt Wielkanocy, gdy „konserwatyści” wyjechali do domów. Trzeba tu zauważyć, że wśród przeciwników Konstytucji było sporo prawosławnych, a że święta w prawosławiu są kilkanaście dni po rzymskokatolickich, więc ławy sejmowe opustoszały na dłużej…
Pod nieobecność posłów głównie ze wschodu konstytucja została uchwalona. Króla niesiono na rękach, euforia i głębokie wzruszenia. Całkiem słusznie. Jednak po świętach zwolennicy status quo wrócili do Warszawy i już po niespełna dwóch latach nastąpił II rozbiór Polski – czyli cesja terytorium Rzeczypospolitej Obojga Narodów dokonana w 1793 r. na rzecz Królestwa Prus i Imperium Rosyjskiego, bez udziału Monarchii Habsburgów.
Potem była Insurekcja Kościuszki i III rozbiór Polski, czyli ostateczny rozbiór całości terytorium Rzeczypospolitej Obojga Narodów dokonany w 1795 r. na rzecz Królestwa Prus, Monarchii Habsburgów i Imperium Rosyjskiego.
Nie jest więc tak słodko, że wystarczy uchwalić piękne ustawy, trzeba jeszcze mieć moc duchową i materialną, żeby je zrealizować. Zresztą, dzisiejszy Sejm też uważa, że wystarczą same piękne ustawy i uchwały.
3 maja podzielony
I tu kończę ze wstępem historycznym, przechodząc do święta 3 maja roku 2024 roku. Niestety, z obchodami tej rocznicy w roku bieżącym nie było najlepiej. W założeniu święto 3 maja miało łączyć Polaków. Przypominać im, że stać ich było na – choćby chwilowe – zwycięstwo rozumu i próbę ratowania ojczyzny przed rozbiorami. A jak było?
Ano zupełnie tak jak w roku 1791. Każda z partii naszych, powtarzam – każda, wykorzystała święto 3 maja do promowania własnych celów, własnych kandydatów do Parlamentu Europejskiego. I oczywiście bezlitosne tępienie przeciwników.
Żeby chociaż minutą ciszy uczczono w całym kraju pamięć poległych za wolność ojczyzny… Żeby choć na jeden dzień zawieszono partyjne walki, żeby na pół dnia zapanowała cisza i umilkł hałas polityczny… Ale gdzie tam. 3 maja 2024 roku był popisem agresywnego partyjniactwa, a o Najświętszej Rzeczypospolitej owszem wspominano, ale mimochodem, dyskretnie i pokątnie. Jakby sprawą życia i śmierci ojczyzny było to, czy do Europarlamentu wejdzie pan Czapkowski zamiast pana Kapeluśnika.