WOJCIECH POKORA: Alternatywa dla Facebooka i Twittera nie istnieje

Przestrzeń medialna dla prawicowych serwisów internetowych gwałtownie się kurczy. Po faktycznym wycięciu aplikacji Parler, technologiczni giganci usiekli serwis Gub. Oba z nich w ostatnich tygodniach polecali sobie polscy narodowcy. Teraz zostali z niczym – bo nawet uruchomiony kilka lat temu Polfejs przeszedł gruntowną zmianę. – pisze na money.pl Konrad Bagiński.

 

Polfejs powstał w 2017 roku w odpowiedzi na cenzurę Facebooka, na którym prawicowi użytkownicy nie mogli swobodnie się wypowiadać. Tak przynajmniej było w założeniu. Jednak tak sprofilowany projekt się nie utrzymał i zniknął z rynku w ciągu roku. Nowe życie dostał na fali wydarzeń w USA, gdy najpopularniejsze portale społecznościowe na świecie – Facebook i Twitter zaczęły przeżywać kryzys wizerunkowy w związku z blokadami konta prezydenta Donalda Trumpa. Duża część użytkowników uznała, że nie chcą korzystać z serwisów, które wprowadzają cenzurę i zaczęli szukać alternatywy. Przez chwilę była nią aplikacja Parler, ale nie na długo. Szybko poinformowano, że stała się ona platformą do planowania i wymiany wiedzy w związku z atakiem na Kapitol, co stało się argumentem, by światowi giganci Google i Apple usunęli ją ze swych sklepów a Amazon od swych sieciowych usług. Tłumaczono to ty, że wymienione firmy nie chcą być narzędziem do przemocy i łamania prawa.

 

Nie rozsądzam w tym felietonie kwestii łamania prawa czy nawoływania do przemocy za pomocą Facebooka czy Twittera przy okazji innych, niż atak na Kapitol wydarzeń w całym świecie, a szczególnie w Polsce, bo to temat na całkowicie inny tekst o podwójnych standardach, chcę się skupić jedynie na kwestii pewnej niszy, która pojawiła się w Internecie. Okazuje się bowiem, że nie wyobrażamy już sobie życia bez dostępu do mediów społecznościowych i komunikatorów. Jeśli więc te, do których przywykliśmy, przestają spełniać nasze oczekiwania, zaczynają się poszukiwania alternatywy. A tej, wydaje się nie widać. Przynajmniej bezpiecznej.

 

Pierwszym kierunkiem, który wielu osobom przyszedł na myśl w chwili, gdy zawiedli się na zachodnich standardach był Wschód. A ten oferuje swoje, sprawdzone w krajach dawnego ZSRR rozwiązania. Jednym z nich jest należący do Pawła Durowa Telegram, który w pierwszych tygodniach stycznia uzyskał ponoć 25 mln nowych użytkowników. Prokremlowski Sputnik reklamuje swoim czytelnikom inną możliwość komunikacji – wolnislowianie.pl, który „ma łączyć wolnych i niezależnych Słowian”. Przypominam nieśmiało, że najsłynniejszym dziś wyznawcą idei panslawizmu jest główny rosyjski ideolog Aleksander Dugin, co powinno studzić zapał tych, którzy w wolnychslowianach.pl dostrzegli szansę na niczym nieskrępowaną wolność w Internecie. Ta wolność będzie miała mimo wszystko posmak Kremla i zapewne jego kontrolę. Zwrócił na to uwagę w niedawnym wpisie publicysta Onetu i były dyplomata Witold Jurasz, przypominając, że Telegram mimo wszystko, to spółka rosyjska, niezależenie od tego, że należy do spółki zarejestrowanej w Londynie a operującej z Dubaju. Jurasz konkluduje w swoim stylu:

 

Dla jasności – jak się ma coś wrażliwego do przekazania to się należy trzymać z dala od komputera. Ale jak już nie ma innego wyjścia to lepiej chyba, żeby dużo o Państwu wiedziało CIA, a nie spółka z Dubaju.

 

Tych, którzy wyobrażają sobie, że wszystko co piszą w komunikatorach zostaje tylko miedzy nimi a rozmówcą, przytoczone powyżej słowa mogą szokować. Uspokoję, w większości przypadków tak jest. To co piszemy zapewne nigdy nie ujrzy światła dziennego, chyba że jesteśmy politykami, dyplomatami, dziennikarzami… Tak, wówczas lepiej trzymać się z dala od elektroniki, gdy chcemy przekazać coś wrażliwego.

 

Czy zatem Polfejs ma szansę stać się ostoją wolności „prawicowców”? Wątpię. Zresztą sami twórcy, nauczeni doświadczeniem od prawicy już się dystansują zapewniając, że co prawda projekt tworzą wciąż te same osoby, ale zdecydowanie nie jesteśmy jakimś „prawicowym” czy też „lewicowym” portalem. Z poprzednim były same problemy, mowa nienawiści, obrażanie, kontrowersyjne treści. Teraz jesteśmy po prostu medium społecznościowym, neutralnym, dla każdego. Nie ma teraz żadnych problemów z użytkownikami, wcześniej się zdarzały (wypowiedź Bartosza Bakuły z Polonia Web Services dla money.pl). Mało tego, na Polfejsie także obowiązuje regulamin, którego należy przestrzegać. Zapewne łamiący go nie uchowają się na portalu zbyt długo. I wydaje się to logiczne, bo komu zależy na ograniczaniu się w biznesie do jednej strony sporu politycznego czy do członków określonej bańki informacyjnej? Jak zauważają eksperci, polityka to niewielka część tortu mediów społecznościowych. Większości użytkowników służą one do autokreacji i rozrywki.

 

Polityka to jedynie ułamek wszystkich treści zamieszczanych w sieci. Wystarczy popatrzeć, na jakim poziomie w mediach społecznościowych są gwiazdy sportu czy Kim Kardashian. Ona przykrywa czapką Donalda Trumpa i wszystkich republikanów razem wziętych – zauważa w rozmowie z money.pl Jakub Bierzyński, prezes domu mediowego OMD.

 

Warto więc wziąć pod uwagę, że za działaniami Facebooka czy Twittera mogą, podkreślam mogą, kryć się jedynie względy komercyjne i wizerunkowe, mające przełożyć się na kolejne miliardy przychodu, a kampania kreująca oba podmioty na totalitarystów stosujących cenzurę wobec prawicy, to element polaryzacji społeczeństwa przez korzystającą z każdego osłabienia demokracji Rosję. Dlatego ruch z blokowaniem kont Trumpa pojawił się dopiero po przegranych przez niego wyborach, gdy wiadomo, że to nie on będzie rozdawał karty w polityce i … biznesie przez kolejne lata. Gdyby to była tylko i wyłącznie cenzura polityczna, pojawiłaby się zapewne wcześniej. Sądzę, że to działania obliczone na efekt biznesowy.

 

Jeśli już mam wierzyć w jakąś teorię spiskową to wolę w tę, która poparta jest doświadczeniem. A doświadczenie pokazuje, że blokowanie kont użytkowników nie zawsze jest niewłaściwą polityką portali społecznościowych (weźmy tu np. antyszczepionkowców i rosyjskie ośrodki propagandowe i dezinformacyjne, których konta są systematycznie blokowane zarówno na Facebooku jak i Twitterze), a kampania przekierowania ruchu użytkowników na mniej rozpoznane i gorzej zabezpieczone portale, także rosyjskie, może służyć tylko jednemu graczowi, bardzo skutecznie prowadzącemu wojnę hybrydową z wykorzystaniem cyberprzestrzeni.

 

Wojciech Pokora