WOŁODYMYR SYDORENKO: Źródłem „rusofobii” jest sama Rosja

Fot. Pixabay

Sama Rosja doprowadziła do tego, że wiele osób traktuje ją z pogardą, jako kraj, który oszukuje własnych obywateli, a prowadząc imperialistyczną politykę chce oszukać cały świat.

Rosja zarzuca światu „rusofobię”, czyli to, że nie lubi Rosji bez wyraźnego powodu i boi się wszystkiego, co rosyjskie. Czy tak jest? Rosyjscy propagandyści nazywają politykę USA, NATO, krajów Unii Europejskiej i różnych organizacji międzynarodowych, takich jak Międzynarodowy Trybunał Karny czy Europejski Trybunał Praw Człowieka, jako źródło „rusofobii”. Czy tak jest? I ogólnie, czym jest „rusofobia” jako zjawisko?

Można powiedzieć, że „rusofobia” to jedno z największych oszustw XXI wieku, którego źródłem jest sama Rosja, a takie zjawisko istnieje tylko w wyobraźni rosyjskich propagandzistów. Dlaczego?

Rosyjscy politycy, a także nowa koncepcja polityki zagranicznej Rosji, podpisana niedawno przez prezydenta Władimira Putina, głoszą, że zarówno w 2014, jak i w 2022 roku to nie „Rosja zaatakowała Ukrainę”, ale „polityka USA sprowokowała Rosję do obrony” i zmusiła do odpowiedzi. Nowy dokument przedstawia świat jako dwubiegunowy, w którym piękna, pokojowa i szlachetna Rosja przeciwstawia się wszelkiemu złu na całym świecie, a uosobieniem tego zła są USA, Polska i praktycznie cała Europa.

W rzeczywistości rosyjscy politycy nie stworzyli niczego nowego. Po prostu odwrócili dobrze znaną koncepcję George’a Busha „osi zła”, wzdłuż której Rosja prowadzi konserwatywne siły światowe w opozycji do demokracji i sił postępu. Rosyjski uczony Andrij Sacharow, w swoim słynnym dziele „Refleksje o postępie, pokojowym współistnieniu i wolności intelektualnej”, również pisał o tym, że Rosja jako mocarstwo światowe spowalnia światowy ruch ku postępowi. Ale jak zawsze Rosja obwinia innych za zbrodnie, które sama popełnia. W ciągu dwudziestu lat po Bushu, jak zauważa ukraińska gazeta „Dzerkało Tyżnia”, oś zła stała się jeszcze „większa, śmielsza i bardziej zła”. A wiodącą rolę w niej odgrywa obecnie nuklearna Rosja, która myśli, że sprzeciwia się całemu światu.

Aby zdemaskować rosyjskie kłamstwa, wystarczy odpowiedzieć na pytanie: kto jest agresorem? Rosja jako pierwsza grozi innym krajom – toczy wojnę z sąsiednią Ukrainą, zaprzeczając nawet istnieniu narodu ukraińskiego, jego suwerenności i prawu do samostanowienia, grozi całej Europie bronią nuklearną, chce rozmieścić taktyczną broń nuklearną na Białorusi, straszy Finlandię, która niedawno została członkiem NATO. To Rosja bez powodu aresztuje zagranicznych korespondentów, takich jak Amerykanin Evan Hershkovich, fałszuje sprawy przeciwko Tatarom krymskim, sieje tony kłamliwej propagandy przeciwko Polsce, Niemcom, całej Unii Europejskiej, łamie prawo międzynarodowe, nie liczy się z zasadami członkostwa w organizacjach międzynarodowych, co de facto blokuje ich pracę.

Oczywiście takie zachowanie Rosji budzi sprzeciw i krytykę w normalnych krajach demokratycznych. A wtedy Rosja krzyczy: „rusofobia, nikt nas nie lubi”.

I tu pojawia się ważne pytanie: za co wszyscy powinniśmy lubić Rosję? Za pokojową politykę, której ten kraj nie ma? Za przyjazne i partnerskie podejście do sąsiadów, którego nie ma? Za groźby dla całego świata? Za łamanie prawa międzynarodowego i praw człowieka?

Jak możemy lubić Rosję, skoro nie ma ku temu powodów, a wręcz przeciwnie, trzeba domagać się zmian i respektowania przez ten kraj fundamentalnych norm współżycia międzynarodowego. I świat tak robi, a Rosja krzyczy:  „to jest rusofobia!”.

W ostatnich latach, mimo całego zła jakie wyrządził, Władimir Putin zrobił też kilka rzeczy, które przyniosły korzyści światu.

Po pierwsze, sam obalił twierdzenie własnej propagandy, że NATO jest rzekomo agresywnym blokiem militarnym. Rozpoczynając straszliwą pod względem liczby zbrodni, niesprowokowaną wojnę w Ukrainie, Putin pokazał, że to Rosja jest agresorem, a NATO blokiem, który broni pokoju i suwerenności państw. Sprzeciwiał się rozszerzaniu NATO na wschód i zbliżaniu granic NATO do granic Rosji, a swoim postępowaniem doprowadził do czegoś zupełnie odwrotnego – sojusz przyjmuje nowych członków i  jego granica z Rosją zwiększa się.

Po drugie, odmawiając Ukrainie prawa do suwerennego państwa, Władimir Putin zainspirował wiele badań historycznych, które wykazały, że Ukraina, Polska, Mołdawia, Gruzja i wiele krajów azjatyckich, takich jak Kazachstan, są historycznie zarówno starszymi, jak i bardziej cywilizowanymi krajami od Moskwy oraz mają pełne prawo do suwerenności bez udziału Rosji.

Po trzecie, rozpoczynając wojnę na Ukrainie, Władimir Putin pomógł wielu ludziom na świecie zrozumieć przewagę demokratycznego systemu rządów nad autokracją i dyktaturą, jaką jest Rosja. Sprowokowawszy miliony uchodźców z Ukrainy i Gruzji szukających schronienia przed jego wojną w krajach europejskich, a także setki tysięcy uchodźców z samej Rosji uciekających przed mobilizacją, zmusił ich do zobaczenia na własne oczy zalet życia w krajach europejskich i zalet demokracji. To zrodziło miliony zwolenników demokracji, Unii Europejskiej, przekonanych o zaletach NATO oraz europejskich i światowych organizacji międzynarodowych. Jednocześnie milionom ludzi otworzyły się oczy i zobaczyli zacofanie i niecywilizację Rosji. Sama Rosja doprowadziła do tego, że wiele osób traktuje ją z pogardą, jako kraj, który oszukuje własnych obywateli i prowadząc imperialistyczną politykę chce oszukać cały świat. I niech rosyjscy politycy krzyczą – „rusofobia”, a ludzie na świecie i tak już rozumieją, że rusofobiczna jest sama Rosja, która zaprzecza wszelkim wartościom i sama winna jest swoich kłopotów, zacofania i letargu…