Za późno – ANDRZEJ DRAMIŃSKI o chińskiej blokadzie informacyjnej

Czy właściwa informacja w odpowiednim czasie mogła zapobiec pandemii koronawirusa, która całkowicie zdezorganizowała nasze życie?

 

Wszystko jest informacją, co nadaje się do druku (All the news that’s fit to print). Ten swoisty drogowskaz znajduje się na pierwszej stronie także kwietniowych 2020 wydań „The New York Times”. Najkrócej mówiąc oznacza to, że  można  wydrukować  wszystko co  jest „właściwe” (appropriate), „odpowiada wymogom” (suitable) do przekazania danej informacji.

 

Wszystko zaczęło się  od  chińskiego Wuhan (ponad 11 milionów mieszkańców), stolicy prowincji Hubei. A w tej chwili mamy do czynienia z ogólnoświatową pandemią koronawirusa.  Czy zabrakło właściwej i przekazanej w odpowiednim momencie informacji? Czy można było tego wszystkiego uniknąć?  Jak podawało WHO wirus miał dotknąć niemalże wszystkie kraje świata? Bo tak się przecież stało.

 

Czy mogła pomóc fachowa wiedza? I właściwa, i w odpowiednim czasie przekazana informacja? To podstawa, właściwy fundament działalności dziennikarskiej?  Przecież jesteśmy na służbie społeczeństwa. Stąd też wynika i odpowiedzialność, jakże poważna,  środowiska dziennikarskiego.

 

Kiedy liczba zachorowań znacznie się zwiększała do  Chin zaproszono grupę naukowców.  Chodziło o profesjonalne rozpoznanie tego tak ważkiego tematu.  Ale Chińczycy wcale nie przekazywali informacji. Były jakieś  zabrania, konferencje.  Ale mówiono ogólnikowo. Nic z tego nie wyszło. Władze Wuhan utrzymywały na początku stycznia, że zarażenie następuje gdy był kontakt z zainfekowanymi zwierzętami. Ryby, nietoperze stanowią przysmaki kuchni chińskiej, czyli najlepiej ich nie spożywać. Władze lokalne zdecydowały się na zamknięcie targu rybnego w Wuhanie.

 

A może najbardziej winne są chińskie władze komunistyczne, największe ognisko czerwonej władzy na świecie? Stosujące przecież cenzurę, kłamliwą narrację, ukrywające prawdę. Do tej pory ofiarą było chińskie społeczeństwo.  A  obecnie ma być cały świat!

 

Dopiero 13 lutego 2020 r., gdy zagrożenie wirusem rosło i rosło w sposób geometryczny władze zmieniły przekaz. Czyli po prostu musiały (tak! właśnie m-u-s-i-a-ł-y) ujawnić prawdę. Sekretarz Komunistycznej Partii Chin w tymże Wuhanie Ma Guaqiang oświadczył, że władze powinny wcześniej i zdecydowanie skuteczniej zadziałać.

 

Fakty to potwierdzają. Nie zawiadomiono, nie przekazano uczciwych informacji w odpowiednim czasie. Przywódca Chin Xi Jinping zdecydowanie w pierwszych dniach stycznia 2020 r. doskonale wiedział o tym, co się dzieje w Wuhan. Gdyby wówczas  zostały ujawnione  właściwe informacje, wtedy mogłoby nie dojść do pandemii koronawirusa obejmującej bez mała całą kulę ziemską.  Stało się zupełnie inaczej. Władze wydały zezwolenie by celebrować chiński nowy rok, przypadający w lutym.  A  jak wiadomo  było to związane z  przemieszczaniem się olbrzymich mas Chińczyków. Mnóstwem rodzinnych podróży. Te noworoczne uroczystości chińskiego nowego roku mają  największe znaczenie. A ile osób się wtedy się ze sobą stykało, ile się zaraziło? To było prawie samobójcze obdzielanie się koronawirusem. No, ale jak komunistyczny dyktator  zarządził, to święta muszą być, ich celebracja także.  Bo pod  komunistycznym słońcem wszystko musi się toczyć swoim torem. „Wszystko normalnie” – chciałoby się powiedzieć. Mimo, że  urządzanie świąt w  sytuacji zagrożenia życia i to na taką skalę  jest kompletną głupotą. Nie mówiąc o odpowiedzialności.

 

A ostrzeżenia płynęły z wielu stron. W tym także z Chin. Znany jest przypadek dr Li Wenlianga.  A mianowicie już 30 grudnia 2019 r., czyli półtora miesiąca, zanim zdecydowały się na to władze, informował chińskich lekarzy za pośrednictwem komunikatora We-Chat, że  kilku pacjentów jest zainfekowanych. Jak twierdził  był to wirus podobny do znanego już poprzednio SARS.  A  jak była reakcja władz?  Do  domu przysłano policję. Zażądano, aby podpisał oświadczenie, że informacje, które stara się upowszechnić są…nieprawdziwe.

 

Mógł tego nie podpisać, bo przecież  doskonale wiedział o zagrożeniu dla Chin, ale i dla sąsiednich bliższych i dalszych społeczności.  Ale cały czas mówimy o komunistycznym społeczeństwie, komunistycznych zasadach, czerwonym zamordyźmie. Bo inaczej trudno to nazwać. I ten doktor to podpisał.  Może nie dlatego, że się bał.  Skutkiem mogły być sankcje komunistycznych władz.  Zagrożenie dotyczyło jego i 8 kolegów. Wieloletnie więzienie albo zesłanie na roboty przymusowe do obozu pracy. Czyli „zwykła”  praktyka  komunistycznego reżimu. I to nie tylko tego w Chinach, ale praktykowana wszędzie, gdzie  władza  komunistyczna terroryzuje  społeczeństwo. Tych 8 innych lekarzy także podpisało oświadczenie.

 

Dr Li Wenliang zmarł. Z jakiego powodu? W szpitali zaraził się koronawirusem. Po prostu w  chińskich szpitalach nie  zastosowano  jeszcze odpowiednich procedur ochronnych.

 

Komunistyczne władze nie przeprosiły. Hu Xijin, dziennikarz jednego z tabloidów „Global Times” napisał o  zmarłym lekarzu, iż „należy chronić osoby mające wrodzone poczucie dobra i zła i ujawniające opinii publicznej prawdę”.

 

No właśnie ujawnić opinii publicznej prawdę.

 

To jest oczywiste, że w Polsce wprowadzono pierwsze rozporządzenia dopiero 14 marca 2020 r. właśnie z powodu komunistycznych, chińskich kłamstw w pierwszym okresie najpierw epidemii, a  później pandemii.

 

Teraz czekamy na stopniowy, etapami powrót do normalności, do właściwego naszego życia. I pełne informacje o tym, co się dzieje w Polsce i na  świecie. Bo i u nas zdarzało się, że rzecznicy prasowi w szpitalach nie chcieli ujawniać wiadomości, czy i ilu lekarzy są nosicielami, a może nawet zachorowali na koronawirusa?

 

Sami padliśmy ofiarą informacji, wszystkiego, co się nadaje i co powinno zostać wydrukowane?

 

Andrzej  Dramiński