Zaskoczenia i rozczarowania – OLGA MICKIEWICZ-ADAMOWICZ o tym, czy są tematy, które zawsze kończą się zrobieniem dobrej audycji

Często zdarza się, że zaczynając pracę na jakimś reportażem wyobrażamy już sobie, jak będzie brzmiał. Nie chodzi tu o stawianie tezy, ale o oczekiwania dotyczące tego, jak będzie opowiadał nasz rozmówca, że porwie naszych słuchaczy wspaniałą, barwną historią, że zdradzi nam jakieś nieznane wcześniej szczegóły… A potem nadchodzi rzeczywistość, która już tak kolorowa nie jest.

 

Bohater nudzi albo się jąka. Nie pamięta szczegółów, albo nie chce ich podać. Opowiada same banały, a na koniec w dodatku żąda autoryzacji i czepia się każdego słowa.

 

Tak może być zawsze. Nie ma niestety tematów – pewniaków, do których realizacji możemy przystąpić pewni, że powstanie ciekawa audycja. Być może to właśnie czyni naszą pracę tak fascynującą? Bo z jednej strony, nawet nagrywając świadków najważniejszych historycznych wydarzeń możemy zrobić nudny reportaż (proszę mi wierzyć, słyszałam kiedyś opowieść Żydówki z łódzkiego getta, zmontowaną i przedstawioną tak, że o mało nie zasnęłam). A z drugiej – nawet z czegoś, co pozornie jest niczym, możemy skonstruować ciekawą, wartościową audycję. Jeżeli tylko wykażemy się mądrością, wrażliwością i wyobraźnią.

 

Pamiętam, że kiedy uczestniczyłam w różnych warsztatach, bardziej doświadczeni koledzy powtarzali, że reportaż jest gatunkiem autorskim. Od nas zależy, jak opowiemy daną historię. Zawsze mówili, że nawet jeśli dwie osoby nagrywają tę samą postać, ostatecznie na pewno pokażą ją inaczej. Na inne szczegóły zwrócą uwagę. Wybiorą inne fragmenty wypowiedzi, dobiorą inną muzykę i efekty.

 

Dlatego też od nas w dużej mierze zależy, czy swoją ewentualną porażkę zamienimy w sukces. A jednym z moich ulubionych przykładów na to jest reportaż Małgorzaty Żerwe „Georgia. Fragmenty pamięci”.

 

Georgia Peet urodziła się w Bułgarii w 1923 roku. Mieszka w Berlinie, ale dzieciństwo spędziła w Warszawie i nadal znakomicie mówi po polsku.  Była więźniarką Ravensbruck. Po wyzwoleniu została w Niemczech i należała do enerdowskiej elity kulturalnej. Wydaje się być świetną bohaterką reportażu, prawda? Jest tylko jedno „ale”. Kiedy autorka przychodzi do Georgii na umówione spotkanie, okazuje się, że staruszka już prawie nic nie pamięta. Nie kończy opowieści, tonie w dygresjach, gubi słowa, jąka się.

 

Małgorzata Żerwe próbuje składać z tych strzępów pamięci opowieść o Georgii. Nie da się jednak ukryć, że bohaterka reportażu mówi już bardzo źle. Niejedna osoba na pewno zrezygnowałaby w tej sytuacji z przygotowania audycji. Ale Małgorzata przekształca trudność w szansę nadania tej historii drugiego dna. Nie usuwa tego, co najczęściej uważa się za radiowe „brudy” – powtórzeń, zająknięć, prób przypomnienia sobie odpowiednich słów. To już nie tylko opowieść o barwnej artystce, to także skonstruowany z dużą delikatnością, wzruszający portret starzejącej się kobiety, która powoli traci najcenniejsze wspomnienia o sobie samej. Reportaż został nagrodzony w konkursie Melchiory w 2006 roku.

 

Czasem młodzi reporterzy wierzą, że podjęcie jakiegoś dramatycznego, wstrząsającego tematu zagwarantuje im sukces. W efekcie każdy adept reportażu zalicza na początku zrobienie audycji o nowotworze, Powstaniu Warszawskim i problemie bezdomności (tak, ja też od tego zaczynałam). Wydawać się może, że postawienie mikrofonu przed osobą, która przeżyła coś ważnego, oznacza jednocześnie zrobienie poruszającej audycji, że taki temat „sam się zrobi”. W rzeczywistości bardzo trudno jest, podejmując temat, który został już omówiony z tak wielu stron, powiedzieć jeszcze coś nowego, coś, co słuchaczowi zapadnie w pamięć. To między innymi dlatego za trudne uważamy tematy tzw. rocznicowe, czyli dotyczące najważniejszych wydarzeń historycznych, takich jak Powstanie Warszawskie czy Sierpień ’80. Na ich temat powstało już bardzo wiele audycji, książek i artykułów. Coraz trudniej znaleźć bohatera, który jeszcze nigdy nie był o nic pytany przez dziennikarzy czy historyków. W dodatku, jeśli temat dotyczy osób już nie żyjących – trzeba znaleźć sposób, żeby nie przedstawiać ich w sposób pomnikowy. Nadać im kolorytu i wywołać w słuchaczu emocje.

 

Tym, co gwarantuje sukces, niezależnie od podjętego tematu, jest autorskie podejście, pod warunkiem oczywiście, że wiemy, co chcemy poprzez tę audycję powiedzieć i że jest to istotne.

 

Pamiętam rumuński reportaż zatytułowany „Kaseta”, autorstwa Marii Balabas. Maria jest dziennikarką prowadzącą poranny program w rumuńskim radiu. Pewnego dnia przydarza jej się niesamowita okazja – może nagrać wywiad z jednym ze swoich ulubionych muzyków. Czeka na to wydarzenie, pełna nadziei i bardzo podekscytowana. Okazuje się jednak, że idol jest znudzony i zblazowany. Nie chce mu się odpowiadać ciągle na te same pytania, więc niemalże zmusza Marię, żeby opowiedziała mu o sobie. Maria opowiada, a jednocześnie zaczyna snuć opowieść o Rumunii czasów jej dzieciństwa, miłości do muzyki, kasecie ulubionego muzyka, która dość przypadkowo trafia w jej ręce, emigracji… Z nieudanego wywiadu udało jej się stworzyć głęboką i wciągającą opowieść.

 

Warto posłuchać także niedawno zrealizowanego reportażu Katarzyny Michalak z Radia Lublin „Śpiewajcie wolność”. 19 listopada 1985 roku na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim wystąpiła słynna amerykańska piosenkarka folkowa, obrończyni praw człowieka – Joan Baez. Wydarzenie odbyło się spontanicznie. Joan Baez, wspominając później to, co się stało na KUL-u mówiła, że „był to najszybciej zorganizowany koncert w jej karierze”.

 

Dziennikarka Radia Lublin przypadkowo dowiedziała się o tym fakcie. Jej reportaż jest z jednej strony śledztwem, bo Katarzyna Michalak stara się odkryć kulisy tego mało znanego i słabo udokumentowanego wydarzenia. Z drugiej strony – to opowieść o nastrojach społecznych w trudnym dla Polski czasie – cztery lata po wprowadzeniu stanu wojennego i cztery lata przed odzyskaniem wolności. Ale też o nadziei, solidarności i umiłowaniu wolności. Reportaż będzie w tym roku reprezentował Polskę podczas konkursu Prix Europa.

 

Wiedza o tym, jak opowiadać historie, przydała mi się całkiem niedawno. W ramach wakacyjnego cyklu „Domowe archiwum dźwiękowe” poprosiłam słuchaczy radiowej Trójki o przysyłanie własnych nagrań i związanych z nimi opowieści. Na samym początku akcji odezwał się do mnie znajomy reżyser dźwięku. Okazało się, że w archiwum Teatru Polskiego Radia jest taśma z głosem dziecka. Chłopiec płacze, krzyczy, ale też śmieje się, bawi i śpiewa piosenki. Chociaż taśma była kilkukrotnie wykorzystywana w różnych słuchowiskach, nie wiadomo, kto na niej jest. Znajomy reżyser zgodził się, żebyśmy poszukali płaczącego chłopca. Okazało się, że dziś to pięćdziesięcioletni mężczyzna, ceniony informatyk mieszkający w Niemczech. Za pomocą zaledwie kilku krótkich nagrań udało mi się opowiedzieć jego historię, która jest jednocześnie opowieścią o emigracji i odwadze dokonywania trudnych wyborów. Same nagrania były krótkie i dość błahe. Tym, co nadało im znaczenia, był montaż, realizacja (dobranie muzyki i efektów), narracja i postawienie bohaterowi kilku pytań. Udało mi się je postawić wyłącznie dlatego, że gruntownie przemyślałam tę audycję i miałam na nią pomysł.

 

Nie oznacza to oczywiście, że nie zdarzają mi się zaskoczenia. Czasem dostaję od bliższych i dalszych znajomych bądź od słuchaczy propozycje zrobienia jakiegoś reportażu. Często wspominam, jak którejś nocy, siedząc na nocnym dyżurze w radiu i gadając z nudów o różnych rzeczach z realizatorem dźwięku, usłyszałam od niego historię wojennej radiostacji Łódź Podwodna na warszawskich Bielanach. Kolega naciskał, żebym zrobiła o tym reportaż. „Co za nuda” – pomyślałam, ale z grzeczności obiecałam, że przyjrzę się tematowi. W efekcie powstał reportaż „Bóg, Honor, Ojczyzna i ja” – jedna z najważniejszych dla mnie audycji, która nagrodzona została między innymi Stypendium im. Jacka Stwory i nagrodą SDP im. Adolfa Bocheńskiego.

 

I na odwrót. Pamiętam, że pojechałam kiedyś na nagrania, spotkać się z osobą, która miała nietypowe hobby. Człowiek ten zgodził się zabrać mnie ze sobą na prawdziwą wyprawę i dzięki niemu przeżyłam jedną z najciekawszych przygód w życiu. A potem usiedliśmy nagrać rozmowę i… czar prysł. Stres bohatera, a może po prostu nieumiejętność opowiadania o tym, co się właśnie wydarzyło, spowodowały, że reportaż był do niczego.

 

Właśnie dlatego nasza praca jest tak ciekawa. Bo pozwala nabrać dystansu wobec tego, co patetyczne, pomnikowe, poważne. I jednocześnie dostrzec głębię w drobiazgach.

 

Olga Mickiewicz-Adamowicz