Zginął, bo był dziennikarzem – ALEKSANDRA TABACZYŃSKA o Jarosławie Ziętarze

Wkrótce, 1 września, minie 29 lat od zniknięcia Jarosława Ziętary. Ten 24-letni dziennikarz padł ofiarą porywaczy i zginął, według świadka Macieja B. pseudonim „Baryła”,  po trzech dniach. To bardzo dużo czasu, żeby uratować młodego dziennikarza i jestem pewna, że chłopak na to bardzo, bardzo liczył. Komu i po co był potrzebny ten czas? Kto pozwolił na tę straszliwą zbrodnię? Aż siedem osób związanych ze sprawą Ziętary poniosło gwałtowną śmierć w zagadkowych okolicznościach.

 

We wtorek, 1 września 1992 roku przed godziną 9. Jarosław Ziętara wyszedł do pracy w „Gazecie Poznańskiej”. Nigdy nie dotarł do redakcji i nikt go już nigdy nie widział.

 

Według bliskich Jarka, a także prokuratury 24-letni dziennikarz został zamordowany. Przed Sądem Okręgowym w Poznaniu toczą się dwa procesy w tej sprawie. Jednym z oskarżonych jest Aleksander Gawronik, któremu prokuratura zarzuca podżeganie do zabójstwa. W drugim procesie oskarża się byłych ochroniarzy Elektromisu, o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza. Mirosław R., pseudonim „Ryba” i Dariusz L., pseudonim Lala, udając policjantów, mieli zwabić Ziętarę do samochodu przypominającego radiowóz, a potem przekazać reportera osobom, które go zamordowały. Cała trójka: Aleksander Gawronik, „Ryba” i „Lala” nie przyznają się do winy. Oba procesy, od 2019 roku, obserwuje Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.

 

Pięć lat temu na murze kamienicy przy ul. Kolejowej 49, gdzie mieszkał Ziętara odsłonięto tablicę ku jego pamięci. Umieszczony na niej napis głosi: „zginął dlatego, że był dziennikarzem”. Każdego roku, w dzień uprowadzenia, czyli 1 września, pod dom przychodzą bliscy oraz znajomi Jarka, składają kwiaty i zapalają znicze. Tak będzie również i w tym roku. Tablica powstała z inicjatywy Komitetu Społecznego im. Jarosława Ziętary, który do dziś walczy o wyjaśnienie okoliczności śmierci reportera.

 

Jarosław Ziętara urodził się 16 września 1968 roku w Bydgoszczy. W latach 1987 -1992 studiował w Instytucie Nauk Politycznych i Dziennikarstwa na poznańskim Uniwersytecie Adama Mickiewicza. Studia zakończył 26 czerwca 1992 r. z wynikiem bardzo dobrym. W okresie od października 1988 do czerwca 1992 r. działał w Uniwersyteckim Centrum Radiowym, gdzie w 1990 r. został redaktorem naczelnym. W styczniu 1992 r. rozpoczął pracę na pełen etat w „Gazecie Poznańskiej”. Kilka miesięcy później, 1 września rano, wyszedł do pracy. Dystans niecałych dwóch kilometrów miał pokonać pieszo. W tym miejscu warto uzupełnić, że pierwotnie tego dnia, Ziętara miał zaplanowany wyjazd w teren, który rano anulowano. Kierowcę redakcyjnego powiadomiono o zmianie planów, w dzień wyjazdu o 8.00 i nie otrzymał innych zadań przez cały dzień pozostając do dyspozycji redakcji. Sprawa odwołania wyjazdu, wciąż budzi emocje. Część dziennikarzy, ówczesnych kolegów Ziętary uważa, że ktoś z redakcji „Gazety Poznańskiej” mógł współpracować z porywaczami. Innymi słowy celowo odwołać samochód, by Jarek musiał pieszo dotrzeć do redakcji. Dzięki temu przestępcy podający się za policjantów mogli na niego zaczekać i go uprowadzić. Z zeznań świadków, które do tej pory wybrzmiały na sali sądowej wynika, że poznański dziennikarz został porwany, następnie był torturowany i ostatecznie zamordowany, a jego zwłoki rozpuszczono w kwasie.

 

W roku 1999 Jarosław Ziętara został sądownie uznany za zmarłego. Jego symboliczny grób znajduje się w Bydgoszczy. Rodzice Jarka, pomimo ogromnego zaangażowania przede wszystkim jego ojca Edmunda Ziętary, zmarli, nie doczekawszy się informacji o synu. Wysiłki dojścia do prawdy kontynuuje brat Jarka, Jacek Ziętara, który jest oskarżycielem posiłkowym w obu toczących się w Poznaniu procesach. Jacek Ziętara jest praktycznie na wszystkich rozprawach, co z pewnością nie jest łatwe, zwłaszcza gdy prowadzi się normalne życie zawodowe. Bywa, że rozprawy odbywają się  2 a nawet 3 razy w miesiącu, oczywiście w dni robocze. 29 lat życia w cieniu straszliwej zbrodni, która spotkała tę rodzinę jest jednym z bardzo ważnych wymiarów śmierci dziennikarza, nie wspominając już o wysłuchiwaniu drastycznych opisów wstrząsających losów brata, a czasem nieprawdy, niedomówień czy nawet pomówień na jego temat.

 

W 2019 roku Małopolski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Krakowie umorzył wątek sprawy Ziętary dotyczący sprawców zabójstwa dziennikarza. Powodem jest śmierć osób wskazywanych przez świadków jako uczestnicy i realizatorzy zbrodni.

 

W maju 2021 roku do sądu z własnej woli zgłosił się Zdzisław K. Wcześniej skontaktował się z redakcją „Głosu Wielkopolskiego”. Do tej pory, 28 lat, milczał, ale zmienił zdanie i postanowił powiedzieć przed sądem co wie o tej sprawie, a jego zeznania miały w założeniu wzmocnić akt oskarżenia. To znaczy potwierdzić stanowisko prokuratury, że Jarosław Ziętara interesował się przekrętami Elektromisu, jego właścicielem oraz że Mariusz Ś. znał się z oskarżonym Aleksandrem Gawronikiem. Kłopot w tym, że świadek wielokrotnie w przeszłości leczył się psychiatrycznie. Zdiagnozowano u niego psychozę schizoafektywną. Dokumenty wskazujące na kłopoty ze zdrowiem pozwoliły mu uniknąć w latach 80. służby wojskowej, a potem pomogły w uniknięciu więzienia. Przyznał, że celowo kładł się do szpitala psychiatrycznego. Krzysztof M. Kaźmierczak, który od 1992 roku zajmuje się sprawą porwania i  zabójstwa dziennikarza, jest autorem książki na ten temat oraz współzałożycielem Komitetu Społecznego im. Jarosława Ziętary, odnośnie tego świadka zamieścił na stronie internetowej jarek.sledzczy.pl następującą informację:

 

(…) Zeznań (nawet jeśli są prawdziwe) człowieka, który miał orzeczoną niepoczytalność żaden sąd nie uzna za wiarygodne. A jeśli zostałby on przesłuchany mimo niepoczytalności, to w przyszłości może to być podstawą do kwestionowania wyroku i prawidłowości przebiegu procesu oskarżonych w sprawie Ziętary.

 

Dodam przy tym, że z tekstu opublikowanego w „Głosie Wielkopolskim” (i przytaczanego w innych mediach w omówieniach) wynika, że K. nie ma żadnych dowodów i mówi generalnie to, co już wiadomo z trwających procesów. Istotne wątpliwości co do jego chęci złożenia zeznań budzi sprawa zatargu z twórcą Elektromisu (jego dobrym kolegą) i kontakt z adwokatem oskarżonych o udział w zbrodni. Tak więc radzę podchodzić do tej sprawy ze sporym dystansem. (…)

 

Ponadto tezy głoszone przez Zdzisława K. rozmiękczają i podważają dotychczasowy materiał dowodowy i zeznania innych, wiarygodniejszych świadków. Choćby to, że według K, chodziło o papierosy z kierowanej przez niego firmy Strefa Wolnocłowa wyklucza udział w sprawie Aleksandra G., który z tą transakcją z papierosami nie miał nic wspólnego, nie miałby więc powodów podżegać do zabójstwa dziennikarza, a o to jest oskarżony.

 

Trudno dziś przesądzić czy sprawy sądowe wyjaśnią wszystkie niewiadome tej zbrodni. Nie wiadomo też czy udowodnią winę oskarżonym, czy też może w sposób wiarygodny oczyszczą ich z zarzutów. Czy bliscy dowiedzą się gdzie znajdują się szczątki zamordowanego dziennikarza i będą mogli po tylu latach go pochować. I dla mnie osobiście bardzo ważne pytanie: Czy Jarka można było uratować z rąk oprawców? W latach 1991-1992 Ziętarę próbowano zwerbować do pracy w Urzędzie Ochrony Państwa, a kiedy odmówił – oferowano mu współpracę. Niedługo przed uprowadzeniem opisał przekręty w bazach państwowych przedsiębiorstw transportowych. Sprawa przyniosła mu rozgłos, a  jego tekst przedrukowała „Rzeczpospolita”.