Zmory, babole i mistrzowie – ZBIGNIEW BRZEZIŃSKI o polszczyźnie dziennikarzy

Właściciele mediów oszczędzając na wszystkim, doszli do wniosku, że skoro klawiatura ma klawisz F7, to korektor nie jest nikomu do szczęścia potrzebny. Skutki widać gołym okiem.

 

Stare i nowe zmory

 

Filozof i dokumentalista Didier Eribon podczas wywiadu zapytał filologa Gerege’sa Dumezila o to, co dostrzega, gdy trzyma w dłoniach swoją nową książkę. Ten odpowiedział bez wahania: „błędy w druku[1]. Już ludzie średniowiecza byli przekonani, że na świecie wyjątkowo aktywny jest demon o imieniu Titivillus. Porywał on kopistom litery i w skórzanym worze zanosił do piekła. Dziś, w dobie edytorów tekstów, za literówki odpowiada jednak nie diabeł, a optymalizacja kosztów funkcjonowania redakcji. Ta sama zmora, która przerzedziła bardziej od zarazy szeregi dziennikarzy śledczych, uznała, że fotoreportera zastąpi telefon, a redakcja to koszt, a nie miejsce kreatywnej wymiany myśli i twórczego fermentu. Właściciele oszczędzając na wszystkim, doszli do wniosku, że skoro klawiatura ma klawisz F7, to korektor nie jest nikomu do szczęścia potrzebny. Skutki widać gołym okiem. W latach 2012 – 2020 wypełniały one wirtualne łamy strony: „Cała Polska czyta dziennikarzom[2].

 

Do starych zmor technologia dodał nowe. Łacińska maksyma: „verba volant, scripta manent” (słowa ulatują, pismo pozostaje), straciła moc w momencie, w którym zaczęliśmy zapisywać programy nadawane na żywo, żeby móc je później odtworzyć. Po mundialu 1986 r. nieistniejące od dawna „Razem” pół strony poświęciło błędom komentatorów. Dowiedzieliśmy się np., że po jednej stronie murawy stali „Brazylianie”, a po drugiej „Francuzczycy”. Potknięcia z Euro 2020, rozgrywanego w 2021 r., bez wątpienia będziemy sobie mogli odtworzyć w systemach VOD.

 

Język jest systemem znaków i nośnikiem kultury. Media odgrywają w jego rozwoju, a czasem podtrzymywaniu istotną rolę. Jakby wbrew rankingowi czytelnictwa, z którego wynika, że w 2020 roku tylko 42% Polaków przeczytało przynajmniej fragment książki, czytamy dziś więcej niż kiedykolwiek[3]. Inna sprawa, jaka jest jakość tych krótkich komunikatów w mediach społecznościowych, czy prywatnej korespondencji online. Przekleństwa pojawiły się nawet w reklamie, co jeszcze parę lat temu było nie do pomyślenia. Stand-up bez wulgaryzmów chyba w ogóle nie istnieje. Krótkie notki dziennikarskie powinny w tym wypadku być ostoją gramatyki, ortografii i stylu. O tym, w jakiej kondycji jest dziennikarska polszczyzna rozmawiamy z ekspertkami.

 

Ochrona języka a wpływ mediów społecznościowych

 

Magazyn „Cała Polska czyta dziennikarzom” określił swoją misję w następujący sposób: „wyłapujemy babole. Wszelakie – dziennikarskie, redakcyjne, graficzne – zewsząd związane z mediami”. Strona działała aktywnie w latach 2012-2020, obserwowało ją prawie sto tysięcy osób, którzy niestrudzenie dostarczali nowych treści. Czy z polszczyzną w mediach jest aż tak źle?

 

Wszyscy zdajemy sobie sprawę ze zmian, jakie w procesie komunikacji wprowadziły media elektroniczne. – odpowiada profesorka Marzena MarczewskaŻyjemy w wielkim pośpiechu, wszyscy się śpieszymy. Dziennikarze zaś bardziej niż inni ścigają się z czasem, muszą przecież podzielić się informacją najszybciej, jak tylko potrafią. Wyobraźmy sobie, jak błyskawicznie muszą pracować, by ciągle zaskakiwać odbiorców nowymi wiadomościami. Informacje są natychmiast publikowane online. Nikt nie zastanawia się nad pięknem słowa, najważniejsze jest, by zdążyć z podaniem informacji przed innymi. Przekaz musi być ekspresowy i w miarę prosty, stąd niebezpieczeństwo popełnienia błędów, niedbalstwo, niechlujstwo. Pojawiają się więc błędy różnego typu, w tym błędy ortograficzne i interpunkcyjne. Musimy również pamiętać, że w czasie ekspansji nowych mediów każdy może być dziennikarzem. Jakość polszczyzny publicznej również budzi coraz większe zastrzeżenia. Raport  na temat najczęściej popełnianych błędów w Internecie (przygotowany  przez serwis Polszczyzna.pl i stronę Poprawna polszczyzna) pokazał, że kopalnią błędów jest Facebook (aż 40,2% błędów), najmniej błędów odnotowano w newsach dziennikarskich (3,1%). Co z jednej strony sprawia, że warto zastanowić się nad silnym wpływem mediów społecznościowych na polszczyznę, z drugiej zaś – należy przyznać, że osoby publikujące w sieci mają jednak świadomość wagi poprawnego języka.

 

W czasach PRL Walery Pisarek wydał „Słownik języka niby-polskiego, czyli błędy językowe w prasie”[4]. Różne uchybienia w dziennikarskim rzemiośle nie są więc niczym nowym. Pisarek we wstępie zauważył, że to dzięki redakcjom w całym kraju posługujemy się tym samym językiem. Norman Davies w autobiografii „Sam o sobie” stwierdził, że w Wielkiej Brytanii przez długie lata dopuszczalny był na krajowych antenach tylko jeden akcent, co w jego ocenie mocno ograniczało kulturową różnorodność[5]. Czy dużo straciliśmy z bogactwa przedwojennej polszczyzny?

 

Język żyje i ciągle się rozwija – zauważa prof. Marzena Marczewska. – Zmienia się świat, zmieniają się warunki naszego życia, zmienia się także język. Można powiedzieć, że język jest czułym (bo uważnym) świadkiem tego, co się dzieje wokół nas. Dlatego obca jest mi perspektywa „utraty czegoś”, zakładania, że „straciliśmy jakieś bogactwo”. Nie lubię mówienia o tym, że coś (kiedyś) było lepsze lub gorsze. Było inne. Profesor Jerzy Bartmiński mówił, że są dwie postawy językoznawców wobec języka – jedni są jak ogrodnicy, którzy chcą wszystko kontrolować, a drudzy – jak botanicy – po prostu lubią obserwować rośliny w ogrodzie. I ta właśnie obserwacja jest fascynująca.

 

Język znakomicie oddaje naszą rzeczywistość. Obserwujemy skutki otwarcia się na świat po 1989 roku: wolność, napływ słownictwa anglo-amerykańskiego, wielość nadawców medialnych, agresja w języku publicznym, coraz mniejsza wrażliwość na słowo. Wolność wypowiedzi wiąże się również z  przyzwoleniem na większą swobodę, zwłaszcza w sieci: stąd więcej wulgaryzmów, kłamstw, obrażania innych. Mowie nienawiści, pogardy sprzyja także pozorna anonimowość, brak bezpośredniego kontaktu z odbiorcą i poczucie bezkarności. Ostatnio coraz częściej zastanawiamy się nad sensem odbieranych informacji, zalewani jesteśmy kłamstwami, fejkami. Stajemy się bezbronni wobec wszechobecnej manipulacji. I często nie uświadamiamy sobie potęgi języka. A to język kształtuje naszą świadomość, jest znakomitym kluczem do naszych umysłów. Chciałabym zwrócić uwagę na kampanię społeczną zainicjowaną przez Radę Języka Polskiego przy Prezydium PAN „Ty mówisz – ja czuję. Dobre słowo – lepszy świat”, która ma ludziom uświadomić, że nasz świat naprawdę zależy od używanych przez nas słów.

 

– Tak zwana optymalizacja kosztów funkcjonowania redakcji dotknęła działy językowe i korektę. Systemy komputerowe nie są doskonałe. Potrafią też płatać figle. Nie tylko zresztą te wynikające z autokorekty, ale również liczby widocznych znaków w poszczególnych polach. Na przykład w jednym z dzienników regionalnych pojawił się komunikat o spotkaniu dyplomatki ze studentami. Tytuł, widoczny na stronie głównej brzmiał: „Ambasador opowiedziała o stosunkach (…)”. Dopiero po kliknięciu rozwija się cały: „Ambasador opowiedziała o stosunkach międzynarodowych”. Co można poradzić dziennikarzom, którzy zostali osamotnieni przy klawiaturach?

 

Mamy wiele dobrych słowników, także internetowych. – podpowiada prof. Marczewska. – Można z nich korzystać, gdy pojawiają się wątpliwości. Przy wielu polonistykach funkcjonują także poradnie internetowe, tam też znajdziemy szybką pomoc. Zawsze też trzeba myśleć o tym, co się pisze. I szanować odbiorcę. Często autorzy stosują różne zabiegi, by przyciągnąć uwagę czytelnika, a więc niektóre sformułowania, mimo że wydają nam się błędne, mogą być używane świadomie. Powinniśmy jednak zawsze przykładać wagę poprawności i jasności przekazu. Zwłaszcza teraz, w czasie gdy zalewają nas alternatywne fakty i postprawda.

 

Warto też przypomnieć, że polszczyzna podlega ochronie prawnej, a „do ochrony języka polskiego są obowiązane wszystkie organy władzy publicznej, wszystkie instytucje i organizacje uczestniczące w życiu publicznym”. Rada Języka Polskiego co dwa lata składa sprawozdania ze stanu ochrony języka polskiego (ostatnie sprawozdanie było poświęcone językowi informacji politycznej, a obserwacji poddano paski pojawiające się w „Wiadomościach”). Dlaczego to tak ważne? Ochrona polega na „dbaniu o poprawne używanie języka i doskonaleniu sprawności językowej jego użytkowników oraz na stwarzaniu warunków do właściwego rozwoju języka jako narzędzia międzyludzkiej komunikacji”. Dbając więc o jakość języka, którym się posługujemy, dbamy o dobrą komunikację z innymi ludźmi, a więc i o swoje dobre samopoczucie, o właściwe funkcjonowanie we wspólnocie językowej, o tożsamość. Wszyscy przecież mieszkamy w języku.

 

Rola młodomowy

 

W 2013 roku w „Zeszytach Prasoznawczych” ukazał się artykuł Anny Wileczek, zatytułowany: „Medialność młodomowy”[6]. Pytam panią profesor, czy nastąpiła na tym polu jakaś zmiana, czy też język, jakim posługują się młodzi ludzie, wciąż jest atrakcyjnym źródłem nowych zwrotów dla dziennikarzy? A jeśli: tak, to dlaczego tak się dzieje?

 

W rzeczy samej mowa nastolatków jest przedmiotem licznych stylizacji także dziennikarskich. Jest to ciągle aktualny trend, zwłaszcza że nastąpiła  znaczne specjalizacja tzw. stylu dziennikarsko-publicystycznego. Raz, że młodomowa jest ciągle przedmiotem zainteresowania dziennikarzy (kilka tysięcy enuncjacji medialnych po kolejnym plebiscycie Młodzieżowe Słowo Roku, zob. tez magazyn Słówka w „Gazecie Wyborczej”, gdzie „zatrudniono” nativa (piętnastolatkę!). Moda ta wiąże się z traktowaniem mowy młodych jako „rezerwuaru” świeżych form (kreatywność językowa, konkret, potoczność, emocjonalność, zaangażowanie), ale też aktywizacji idei, które wiążą się z młodością i jej prawami: autentycznością, spontanicznością, luzem, nonszalancją… Kolejna rzecz to kwestia funkcjonowania w „Kulturze beki” -współczesnego permanentnego karnawału. Tu „powaga” jest passe, a wartość ma to co lekkie, śmieszne, trywialne, ironiczne lub sarkastyczne… – objaśnia prof. Wileczek.

 

Zgubne wpływy

 

Nie tylko młodomowa oddziałuje na polszczyznę dziennikarzy. Zgubny wpływ wywierają żargony, np. urzędniczy lub reklamy. Przykładem może być zwrot: „nabór wniosków”. Równie dobrze można by pisać o „zaciągu wniosków”. Słowo nabór, dotyczy tylko ludzi. Ciekawostką języka administracji jest też to, że za głównego czytelnika nie traktuje się w korespondencji adresata, lecz organ odwoławczy… Za sprawą reklamy słowo „posiadać” stało się omalże synonimem: mieć. Czy nasze samochody „posiadają klimatyzację”? Mało prawdopodobne, chyba, że postęp zapewnił już światu mechanicznych posiadaczy.

 

Literówki, presja, brak korekty… Na szczęście dziennikarze mają też poczucie humoru i dystans do siebie. Bohdan Gumowski w książce „Subtelność brzemienia” zamieścił rozdział, zatytułowany cytatem z Gogola: „Z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie?”. Wyczytać w nim można, m.in. że: „trwają walki w dekolcie Mekongu[7]. Ciekawych materiałów dostarcza też poradnik językowy Polskiego Radia „Od słowa do słowa”. W 2013 w rubryce humor z anteny, pojawił się wątek piłkarski: „gol po akcji, którą można oglądać wielokrotnie i wielokrotnie palce lizać”. W 2015 wzrost cen podsumowano zaś słowami: „spożywka odbiła”[8]. Dziennikarze sprawdzają się jednak w roli obrońców języka. O to, jak radzą sobie w programie Mistrz Mowy Polskiej[9] pytamy koordynującą działania w Kielcach Marzenę Sobalę.

 

Kieleckie Centrum Kultury i Prezydent Miasta Kielce są honorowymi gospodarzami tegorocznej XXI Gali Mistrzów Mowy Polskiej. Przywilejem organizatorów, jest możliwość nominowania do tytułu Mistrza Mowy Polskiej mieszkańców z województwa świętokrzyskiego. Wśród 14 osób zakwalifikowanych do Programu, było czterech dziennikarzy radiowych i dwie dziennikarki, obecnie pracujące w innych zawodach. Wszyscy wypadli doskonale. Wykazali się nie tylko poprawnością językową, ale szacunkiem do słowa, umiejętnym wykorzystywaniem go do przekazania treści. W swoich pięciominutowych prezentacjach pokazywali bogactwo języka polskiego stosując zamiennie słowa opisujące sytuacje o których mówili. Posługiwali się językiem z pasją, z poszanowaniem reguł gramatycznych, świadomi że język rozwija się ciągle, wraz z nowymi technologiami, nowymi sposobami komunikowania.

 

– Jakie wątki poruszyli w swoich wystąpieniach?

 

Magdalena Fudala w swojej prezentacji omawiała formanty feminatywne, potocznie zwane żeńskimi końcówkami podkreślając, że swobodnie i bez przymusu powinniśmy zacząć ich używać. Logicznie i ze swadą podawała przykłady zdarzających się nierzadko nieporozumień, wynikających z uporczywego stosowania form męskich  przypadkach, gdy istnieją ich żeńskie odmiany. W sposób zabawny, choć poważny podeszła do tematu relacji między płcią a językiem.

 

Krzysztof Irski , wskazywał na niedbałość językową współczesnego dziennikarstwa, traktując swoje wystąpienie częściowo jako apel do dziennikarzy, nie dbających już o formę, rozmazujących  przekazywane treści i stosujących  język naszpikowany błędami, skrótami i naleciałościami. Usłyszeć na antenie, czy przeczytać w gazecie : w „cudzysłowiu”  czy  „cofać się wstecz”- to niestety norma.

 

Kolejny dziennikarz radiowy Bartłomiej Zapała, zastanawiał się, czy w Unii Europejskiej, grozi nam utrata językowej tożsamości. Przedstawił zgrabną publicystykę, zwarty tekst z teza, którą rozwijał logicznie, stosując przykłady, statystyki , a wszystko to wypowiedziane było poprawnym, zrozumiałym językiem, z pasją obserwatora zmieniającego się świata.

 

Karolina Kępczyk pracująca obecnie w kulturze, zastanawiała się czym dla nas wszystkich jest kultura. Mówiąc pewnym tonem, z entuzjazmem, wykorzystując przy tym swoją mocną głosu, wciągnęła słuchających w swoje rozważania.

 

Paweł Solarz mówił o swojej miłości do zawodu, o swoich pasjach które wykorzystuje w pracy w radiu. Z kontrolowaną swobodą opowiadał o własnych doświadczeniach,  promieniując entuzjazmem, zmieniając ton głosu, przekazywał uniwersalne prawdy o dziennikarstwie. Trzeba być rzetelnym, oddanym i kochać to co się robi, to było przesłanie dla wszystkich dziennikarzy, wynikające  z jego prezentacji.

 

Piotr Zawadzki zaprezentował skecz, znany z pierwszego etapu. Poprowadził z aktorską swobodą i dziennikarskim doświadczeniem dwie scenki, mające przekonać słuchających,  że za nieposzanowanie gramatycznych i stylistycznych zasad języka polskiego i ubogie słownictwo, może grozić nawet najwyższa kara. Wykorzystał doskonale swoją wiedzę na temat wystąpień publicznych i wykorzystał w swojej prezentacji umiejętność modulowania, łagodność i barwę głosu.

 

Irlandzka rada na koniec

 

Uczestnicy irlandzkich kursów dziennikarskich są szykowani do działania w osamotnieniu. Otrzymują też praktyczne rady, które mają pomóc wyłapać błędy literowe, których autor po prostu we własnym tekście nie widzi. Sięgając po rezultaty badań na temat funkcjonowania mózgu, zalecają: „zaskocz się! Zmień kolor tła, rozmiar i styl czcionki, marginesy. Tak, żeby umysł myślał, że ma do czynienia z czymś nieznanym”. Nic jednak drugiej pary kompetentnych oczu nie zastąpi. Nikt też nie zdejmie z dziennikarzy ciężaru ochrony języka.

 

Zbigniew Brzeziński

 

[1] Na tropie Indoeuropejczyków. Mity i epopeje. Z Georges’ esm Dumezilem rozmawia Didier Eribon, PWN, Warszawa 1996 r.

[2] https://www.facebook.com/dziennikarzom – dostęp 13.06.2021 r.

[3] https://www.bn.org.pl/raporty-bn/stan-czytelnictwa-w-polsce/stan-czytelnictwa-w-polsce-w-2020-r. – dostęp 13.06.2021 r.

[4] W. Pisarek, Słownik języka niby-polskiego, czyli błędy językowe w prasie, Ossolineum, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1978 r.

[5] N. Davies, Sam o sobie, Znak, Kraków 2019 r., s. 116-118.

[6] A. Wileczek, Medialność młodomowy, „Zeszyty Prasoznawcze”, t. 56, 2013 r.

[7] B. Gumowski, Subtelność brzmienia, czyli dzieje Radia Kielce i Aktualności Dnia, Kielce 2016 r.

[8] „Od słowa do słowa”, poradnik językowy Polskiego Radia, Warszawa 2013 (nr 16) i 2015 (nr 46).

[9] https://www.mistrzmowy.pl/ – dostęp 13.06.2021 r.