Rosjanin, adwokat dysydentów, podejrzewa, że w chwili próby jednak stchórzymy – wyczytałem w „Wyborczej”: „Gdyby okazało się, że Polacy idą heroicznie na barykady, byłbym pełen podziwu, ale coś każe mi podejrzewać, że nie zdecydowaliby się na to”. No cóż, na ochotniczy legion z Czerskiej bym nie liczył.
Zanim przekonamy się czy Polacy wyjdą na barykady, przekonamy się jak długo jeszcze pozwalać będą opluwać się i ograbiać. Pamiętam jak dyspozycyjny publicysta Czuchnowski zwymyślał publicznie ministra Macierewicza w jego konferencyjnej obecności. A ten – wydawałoby się bardzo dzielny mężczyzna – milczał!
Rozmaici, gdy teraz odwaga staniała – skaczą sobie dziarsko po brzuchach i brzuszkach rządzących i reprezentujących. Hulaj dusza! Nikt nas nie rusza! Najodważniejsi wrzeszczą w Sejmie zakrzykując drobnej postury kobietę, która przecież nikomu w twarz nie da. Za to w Senacie człowiek korupcjogenny trzyma się rękami i nogami immunitetu. I nie parzy go to!
W obronie tysięcy oszukanych i oszukiwanych nadal frankowiczów nie ruszy na Szwajcarów premier, eks-bankowiec, bo przecież zawodowy rodowód może się jeszcze przydać.
Chyba coś mocnego zamroczyło z wyglądu intelektualistę o krzepiącym serca nazwisku. Nie dość, że publicznie zrobił kamieni kupę to rzuca w nią by obryzgać innych. Niech weźmie pod pachę trylogię i poczyta. Może go oświeci i przywoła do porządku w Warszawie, gdzie awanturuje się o sprawy porządkowe. Z tym to do Trzaskowskiego.
W 1920 roku to chłopi polscy uratowali Ojczyznę, bo wyszli i stanęli milionem na wezwanie swojego przywódcy – Witosa. Zaniosłem kiedyś „tygryskowi” reportaż gazetowy właśnie w obronie okradanych rolników z powiatu płońskiego. Zero reakcji. Delikatny chłopczyk jest wysoki, ale to za mało. Portret trzykrotnego przedwojennego premiera wiszący w sekretariacie prezesa PSL mu nie pomoże. Zdumiewające, jak można mieć branżowo tak liczną armię potencjalnych wyborców i tak beznadziejne wyniki poparcia.
Ma pan rację panie moskiewski adwokacie, chyba „nie wyjdzie na barykady” lewicowy młodzian, choć żonę ma bombową pilotkę. Schowa się pod spódnicę ładnej i mądrzejszej od niego (o co nie trudno) małżonki.
Konfederaci to też delikatesy. Mówią mądrze, choć często psują prawicy to co dobre. Może i „wyjdą” w tych eleganckich lakierkach, którymi świeci elokwentny, wyglądający ciągle na młodego polityk. O ile nie pokłócą się ostatecznie inni. Treści słuszne, zachowanie egoistyczne. To już przygrywki pod wyborców. Kto zakosztuje posłowania zrobi wszystko, by się powtórzyło.
A dziennikarze? Ci przylepieni do partii – tej czy innej – w wypadku zwycięstwa przeciwników na pewien czas pójdą precz. Poczekają, aż ich zawołają znowu. Bo z gówniarzerii żurnalistycznej bata się nie ukręci. Zresztą zostawmy dziennikarzy, bo w końcu wielu z nich już lata pod kulami na barykadach.
Ciekawe natomiast co zrobią bogacze, szczególnie ci od podatkowych rajów. Mają gdzie i za co uciec. Chyba, że się ich przedtem skutecznie poprosi, by oddali choć połowę z tego, co układami i bezkarną bezczelnością ukradli i wywieźli. Nasz fiskus to niemota. Bierze tylko od uczciwych. Od pracodawców, którzy tworzą jednak miejsca pracy. Niech ich nagradza a nie szuka z lupą. Kto kradnie i oszukuje wiadomo. Nawet dziennikarze podpowiadają. Ale kilka tysiące urzędników przemierzających szerokie korytarze – zdaje się bardziej wygląda Balcerowicza niż Banasia.
Adwokat moskiewski informuje, że wygrał już jedną sprawę (a miał ich setki). Życzę by przynajmniej wygrał jeszcze jedną zanim zagości na Łubiance lub gdzieś dalej. Ale na prawdę jestem pełen podziwu dla tego niezwykle odważnego człowieka i cieszy, że „Wyborcza” wydrukowała ten wywiad.
A o Polaków proszę się nie martwić.