Rosja prowadząc wojnę w Ukrainie przeinacza geografię, traci sumienie i honor.
W rozmowie z rosyjskimi mediami minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow powiedział, że zmieniły się geograficzne parametry wojny z Ukrainą. Według niego, w związku z dostawami broni z Zachodu do Kijowa, władze rosyjskie zdecydowały się na rozprzestrzenienie wojny nie tylko na terytorium obwodów donieckiego i ługańskiego. „Teraz geografia jest inna. To nie tylko DRL i ŁRL, to także obwód chersoński, obwód zaporoski i szereg innych terytoriów, a proces ten trwa i trwa konsekwentnie i wytrwale – powiedział Sergiej Ławrow. Według niego geografia „operacji specjalnej” rzekomo zmienia się w oparciu o „zagrożenia militarne z terytorium Ukrainy”. Stwierdzenie to jest całkowicie bezsensowne, rodzi bowiem pytania: co ze zbrodniczymi bombardowania Kijowa, Charkowa, Mikołajowa, Chersonia, Odessy, Lwowa, Sumy, Czernihowa i innych miast, co ze zbrodniami w Buczu, Gostomelu, Borodiance?
Tak jak Rosja bombardowała wcześniej całą Ukrainę, tak bombarduje ją i teraz. Słowa Siergieja Ławrowa na temat „geografii” nic więc nie znaczą, chciałoby pomyśleć, że szef rosyjskiego MSZ nie uczył się tego przedmiotu dobrze w szkole. Byłoby to może nawet śmieszne, gdyby nie fakt, że jego słowa są groźnie dla świata, ponieważ w swoim oświadczeniu Ławrow dodał, że jeśli Zachód dostarczy Ukrainie broń dalekiego zasięgu, to „granice posuną się jeszcze dalej”.
Tak więc w rzeczywistości szef kremlowskiej dyplomacji powiedział, że nie ma granic dla zbrodni wojennych Rosji, że bombardowania mogą rozpocząć się we wszystkich krajach Europy i na innych kontynentach. Oznacza to, że żaden kraj na świecie nie jest bezpieczny
„Rosja odrzuca dyplomację i skupia się na wojnie i terrorze. Rosjanie chcą krwi, a nie negocjacji. Wzywam wszystkich partnerów do wzmocnienia sankcji wobec Federacji Rosyjskiej i przyspieszenia dostaw broni na Ukrainę” – tak zareagował na słowa Ławrowa minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba.
Mychajło Podolak, doradca szefa kancelarii prezydenta Ukrainy, napisał zaś: „Oczywiście, w Moskiewskim Instytucie Stosunków Międzynarodowych słabo nauczano nie tylko geografii, ale i prawa międzynarodowego. W przeciwnym razie szef rosyjskiego MSZ mógłby wiedzieć, czym jest wojna, a czym ludobójstwo…”
Wiele wskazuje na to, że Rosja nie zna nie tylko geografii, ale nie ma także honoru w wojnie z Ukrainą. Na przykład zajęcie Krymu rozpoczęły rosyjskie siły specjalne bez znaków identyfikacyjnych.
Któregoś dnia rosyjscy okupanci porwali zaś kilku kierowników elektrowni atomowej w Zaporożu, stwarzając w ten sposób sytuację zagrożenia nuklearnego i narażając na niebezpieczeństwo praktycznie całą Europę. Ukraiński „Energoatom” uznał porwanie pracowników za próbę destabilizacji przez najeźdźców pracy zaporoskiej elektrowni atomowej, największej w Europie. Tylko podczas wojny Rosji z Ukrainą na pełną skalę, przedsiębiorstwo poniosło już straty w wysokości 36 miliardów hrywien.
Oficjalny przedstawiciel Departamentu Stanu USA, Ned Price, powiedział, że niszczenie ukraińskich pól wraz ze zbiorami jest jedną z „obrzydliwych taktyk” Rosji. „To była jedna z obrzydliwych taktyk, które Rosja zastosowała nie tylko przeciwko narodowi ukraińskiemu, ale także społeczności międzynarodowej od pierwszych dni tego konfliktu. Widzieliśmy, jak rosnące ceny żywności wpłynęły nie tylko na kraje regionu, ale także na kraje znajdujące się daleko poza nim. Jest to odczuwalne w Afryce, Azji Południowej i Ameryce Łacińskiej w prawie wszystkich regionach świata. To jest praktyka spalania, niszczenia pszenicy i innych zbóż. To jest praktyka atakowania spichlerzy. To jest praktyka prześladowania ukraińskich rolników. To straszna praktyka blokowania ukraińskich portów Morza Czarnego” – powiedział Ned Price.
Jednocześnie Władimir Putin stwierdził na konferencji prasowej, że dostawy gazu do Europy gazociągiem Nord Stream mogą zostać ograniczone już w lipcu. Według Putina przepustowość Nord Stream spadnie do 30 mln metrów sześciennych dziennie. To 20 proc. jego zdolności projektowej.
Prowadząc wojnę hybrydową przeciwko wszystkim krajom europejskim, Rosja przyjmuje prawa, które zabraniają dziennikarzom, pisarzom, publicystom pisania o wojnie rosyjskiej, a śpiewakom nawet śpiewania i głoszenia haseł o polityce, pod groźbą kary więzienia. Tak więc w Rosji organizatorzy koncertów zaczęli wprowadzać zakaz oświadczeń politycznych w umowach z artystami.
Jak pisze RBC, jeden z rozmówców przekazał redakcji kopię takiego dokumentu. Zawarto w nim stwierdzenie, że wykonawca „zobowiązuje się unikać wszelkich tematów politycznych podczas koncertu”. Nie ma prawa „rozpowszechniać wszelkimi środkami, w tym audiowizualnymi, informacji o przebiegu operacji specjalnej na Ukrainie”. Zabronione jest również wywieszanie flagi Ukrainy na scenie. Wysokość grzywny określona jest w umowie – pół miliona rubli. Według jednego z rozmówców, w niektórych przypadkach kara może wielokrotnie przekroczyć wpływy z koncertu.
Festiwal na cześć 60. urodzin Viktora Tsoi został odwołany. Powód? Do organizatorów przyszli „smutni panowie” i pokazali listę piosenek, których nie można zaśpiewać. Wśród nich są „Czekamy na zmiany”, „Paczka papierosów” i „Grupa krwi”. Oznacza to, że każde prawdziwe słowo w dowolnym miejscu – w prasie, telewizji, z podium, na wiecu, na koncercie – jest dziś w Rosji zabronione. A to oznacza, że rząd tego kraju próbuje zmienić nie tylko geografię, ale stracił także sumienie i honor…