CEZARY KRYSZTOPA: Pluszowe, acz dobrze płatne, męczeństwo

Rys. Cezary Krzysztopa

Znowu sezon na festiwale. Moje młodzieńcze, a później dorosłe, wybory muzyczne, punk, folk, szanty, mocno mnie z „muzyką estradową” poróżniły, nie wiem więc czy jestem tu odpowiednio „obiektywnym ekspertem”, ale i tak napiszę Wam to co mam napisać.

Pamiętam, kiedy jeszcze jako dziecko, oglądałem z rodzicami letnie festiwale w telewizji, ze szczególnym uwzględnieniem festiwalu w Opolu. Pamiętam atmosferę oczekiwania, jakiegoś święta. Muszę przyznać, że choć cieszyłem się radością rodziców, już wtedy te uczucia wydawały mi się dość obce i niezrozumiałe. Mijały lata, a ja odnosiłem nieodparte wrażenie, że ciągle ci sami ludzie śpiewają ciągle to samo.

W kółko

Później znów przez ileś lat ta sfera „życia kulturalnego” zupełnie dla mnie nie istniała, byłem zajęty czym innym. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po latach z jakichś migawek na ten temat, dowiedziałem się, że nadal ci sami ludzie śpiewają tam nadal to samo, no może dokooptowali sobie trochę znajomych, którzy powtarzają ich schemat.

Uwierzcie mi, uznałbym to po prostu za jakieś zbiorowe dziwactwo, którego nie muszę rozumieć, ale które ma prawo sobie istnieć, gdyby nie to, że wyczyny „gwiazd” przebijają się do ogólnej przestrzeni informacyjnej, z racji ich „politycznych” aspektów. A skoro tak się domagają mojej uwagi, to czuję się usprawiedliwiony w wyrażeniu powodującego cierpnięcie pleców potwornego zażenowania jakie we mnie wywołują.

Pluszowe męczeństwo

Oto jakieś mniej lub bardziej zmęczone życiem, niech im nawet będzie – „gwiazdy” – biorą najpierw kupę kasy od „reżimowej” TVP, żeby podczas występu wygłaszać jakieś enigmatyczne manifesty polityczne, które z jednej strony mają być na tyle bełkotliwe i niezrozumiałe, żeby „może znowu za rok zaprosili i dali zarobić”, ale jednocześnie stanowiły swego rodzaju alibi na użytek bardziej radykalnych i konsekwentnych „w walce z faszyzmem” kolegów. Takie pluszowe męczeństwo za dobre pieniądze.

Z drugiej strony muszę przyznać, że żałość ogarnia mnie również na myśl o TVP. Po co stacja to sobie robi? Kiedy któregoś roku „gwiazdy się na Opole poobrażały”, wystąpiła niepowtarzalna okazja do przewietrzenia tego towarzystwa, ale nie, trzeba było iść i ucałować pierścienie. Od tamtej pory co roku TVP organizuje festiwal, z eksponowanym lubością przez „wiodące media” elementem upokorzenia, tak jakby cierpiała na jakiś syndrom sztokholmski.