CEZARY KRYSZTOPA: Zaginieni putinożercy

Rysuje Cezary Krysztopa

Pamiętacie niedawne przecież słowa Bartłomieja Sienkiewicza, byłego ministra rządu Donalda Tuska, swego czasu rosyjskiego „człowieka w Warszawie”, o Marine Le Pen? – Ruska dziwka w Paryżu. Albo słowa innego byłego ministra rządu Tuska, który sam zresztą swego czasu widział Rosję w NATO – płatna agentka Putina. Tuż przed wyborami we Francji panowie byli tak bardzo radykalni w ocenach.

Nie chodzi mi tu bynajmniej o udawanie, że Marine Le Pen nie jest prorosyjska. Jest. Tak jak cała francuska klasa polityczna i zdecydowana większość Francji na przestrzeni wieków. I sprawa tzw. „moskiewskiej pożyczki”, również na niej ciąży. Ale to nie za prezydentury Marine Le Pen Francja sprzedawała broń Moskwie. To nie Marine Le Pen odgrywa żenujący spektakl telefonów do kremlowskiego satrapy.

Putintern

Daleki jestem od stwierdzenia, że Rosja przegrywa wojnę na Ukrainie, ale bez wątpienia niemożność realizacji imperialnych planów, jak również ewidentne pogorszenie geopolitycznej i gospodarczej sytuacji Rosji w wyniku zaciekłej obrony Ukraińców i jej konsekwencji, są już jej porażkami. A jeśli dodać do tego niewystarczające postępy ofensywy na wschodzie i południu Ukrainy, a wręcz ukraińską kontrofensywę, nic dziwnego, że w ocenie eksperta Tysol.pl ds. wschodnich, którego zdanie nadzwyczaj sobie cenię, Grzegorza Kuczyńskiego, czas nie gra na korzyść Rosji i być może to Rosja coraz bardziej, potrzebuje dziś zawieszenia broni.

No, ale Rosji z taką inicjatywą wyjść nie wypada, Rosja ma być o to zawieszenie proszona. I tutaj pojawia się wsparcie czegoś, co Kuczyński nazywa „Putinternem”. A to Emmanuel Macron załamie ręce nad tym, że „nie wolno Rosji upokarzać”, a to Olaf Scholz w gorliwym telefonie do Władimira Putina poruszy kwestię „konieczności jak najszybszego zawieszenia broni”. Oczywiście obaj kierują „motywacjami humanitarnymi”, przecież nikt w to nie wątpi, nawet kiedy Wołodymyr Zełenski ujawnia żądania Francji, która naciska na Ukrainę, żeby ta uległa rosyjskim żądaniom, żeby „Putin mógł zachować twarz”.

Co się stało z Macronem i putinożercami?

I tu rodzi mi się w głowie pytanie: Co się stało temu obrońcy atlantyckich wartości Emmanuelowi Macronowi? Jak to się stało, że z „opozycji wobec proputinowskiej Le Pen” przeszedł na pozycję putinowskiego konsjerża? A może zawsze taki był? W końcu przed wyborami miał dzwonić do Putina tak często, że temu nie zawsze chciało się odbierać.

Kto ma rozum, wie, że to pytania retoryczne. Znacznie ciekawsza jest odpowiedź na pytanie co się stało z naszymi putinożercami? Gdzie się podziali Sienkiewicz, Sikorski i inni? W końcu wygłaszając tuż przed wyborami we Francji swoje płomienne opinie, nawet jeśli „nieco” mylili się co do Macrona, to na pewno kierowali się w swoich brawurowych sądach twardymi zasadami i obiektywnym systemem atlantyckich wartości.

To gdzie się dziś podziewają? Gdzie ich jakże istotny w przestrzeni publicznej głos? Nie widzą „pułapki”, o której pisze Kuczyński, którą mają zastawiać na Ukrainę „liderzy zachodniej Europy”? Zasady im się zepsuły? A może pojechali na urlop, albo są na L4?

Ktoś coś słyszał? Może trzeba zadzwonić po pomoc?