Czującym się kiepsko dobrze życzy WALTER ALTERMANN: Zdrówka, czyli w szponach mafii

Peter Paul Rubens- Meduza; 1618; Olej na płótnie; Kunsthistoruches Museum, w Wiedniu. Źródło fot.: Domena publiczna

Są mocne dowody, że zdrowie jest poważnym problemem – tak indywidualnym, jak społecznym. Skoro już ojciec naszej literatury, Jan Kochanowski, pisał z troską o zdrowiu:

           

                        Ślachetne zdrowie,

                        Nikt się nie dowie,

                        Jako smakujesz,

                        Aż się zepsujesz.

 

Problem jest odwieczny. A w miarę postępu cywilizacji stał się również społecznym.

 

Od kiedy sięgam pamięcią, Polacy zawsze narzekali na społeczna służbę zdrowia. Po roku 1990 kolejne rządy zapowiadały gruntowne reformy tej służby. Niektóre z rządów zaczynały nawet jakieś ruchy „w tym temacie”, inne kończyły na zapowiedziach – może nawet na szczęście, dla nas pacjentów. Dziś jednak zostawiamy w spokoju państwowe struktury makro i zajmiemy się mało znanymi, ale wielce znaczącymi aspektami naszego zdrowia prywatnego.

Po pierwsze. Gdy nie wiadomo o co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze. I nie jest tak, że na rynku usług zdrowotnych, medycznych żadnych pieniędzy nie ma. Pieniądze są i zawsze się znajdą, bo wszyscy traktujemy naszą kondycję, zdrowie i sprawność fizyczną jako sprawy najważniejsze.

Po drugie, o tym, że jesteśmy gotowi wydawać spore pieniądze na zdrowie wiemy nie tylko my. Źle dla nas, że świetnie zdają sobie z tego sprawę producenci leków, paraleków, suplementów diety, środków poprawiających urodę oraz lekarze od urody. A w sukurs producentom medykamentów i lekarzom przychodzą kolejne dwie nasze, zwykłych ludzi niewiedze pozwalając coraz lepiej żyć koncernom od lekarstw.

 

Niewiedza pierwsza – każdy kiedyś umrze

 

Najbardziej zadziwiające jest to, że do ludzi nie dociera smutny finał, że każdy z nas kiedyś umrze. To znaczy – wszyscy wiedzą jaki będzie koniec, ale żyją tak jakby mieli żyć wiecznie. Ciągle udają młodych, bez zmarszczek, sprawnych, bez bolączek wieku dojrzałego i starczego. I dlatego każdą naturalną śmierć przyjmują jak zaskakujący tragiczny wypadek.

Mój znajomy miał matkę, która dożyła pięknego wieku 95 lat. Niestety z osiągnięciem 90-ciu lat zaczęła tracić pamięć. Znajomy jako dobry syn, opiekował się dobrze matka do końca.

Pewnego dnia 90-letnia matka staruszka mówi do syna:

– A może poszlibyśmy odwiedzić Stasię?

– Mamo, przecież Stasia już od trzech lat nie żyje. Byliśmy przecież na jej pogrzebie.

– Ale ona przecież była ode mnie młodsza o całe dwa lata… – mówi zafrasowana matka.

– No tak, ale umarła.

– Wypadek jakiś był, tak? – pyta matka – Ludzie teraz tacy nieostrożni są, nie przechodzą na zielonym, a ci kierowcy jeszcze gorsi.

 

Niewiedza druga – uroda przemija

 

Ludzie nie przyjmują również do wiadomości, że z wiekiem młodzieńcza uroda znika. Nie znaczy to, że ludzie po 60-tym roku życia robią się brzydcy. Nie, oni się po prostu starzeją. I to starzenie się każdego z nas, jest dla wielu rzeczą straszną, z którą nie chcą się pogodzić. Denerwują się, popadają w zamyślenie, a niekiedy nawet w depresję.

Znałem pewną aktorkę, która po skończeniu 60-ego roku życia postanowiła nigdy więcej nie pokazać się na scenie. Nie wychodziła nawet do sklepów, przestała spotykać się ze znajomymi. Tak się sobie nie podobała. Trzeba tu wyjaśnić, że była piękną kobietą, amantką i jako pani 60-letnia nadal mogła cieszyć oko. Bo jej uroda nie przeminęła, ona się po prostu zmieniła wraz z wiekiem.

 

Dyktatura i terror młodości

 

Takie są skutki kulturowej dyktatury młodości. W telewizjach tylko to piękne, co młode. Owszem, pojawiają się – głównie w reklamach – również ludzie starsi, ale zawsze wtedy, gdy trzeba reklamować ubezpieczenia na wypadek śmierci lub pojawia się w ofercie cudowny żel na stawy i środki do czyszczenia protez zębowych.

Mój lekarz pierwszego kontaktu twierdził, że człowiek obliczony jest przez stwórcę na 50 lat życia. A reszta – mówił, uśmiechając się złośliwie – reszta, to takie tam przeciąganie liny z losem. W ogóle miał niezwykle prawidłowy stosunek do pacjentów. Kiedy mówiłem mu, że tu mnie boli, tam strzyka… Kiwał głową i mówił – A wie pan jakie ja mam problemy ze zdrowiem?

Fakt, że mamy do czynienia z dyktaturą, a nawet terrorem młodości, ma przede wszystkim ogromny wpływ na zyski koncernów farmaceutycznych oraz przemysłu pielęgnacji urody.

Na pytanie jaka gałąź światowego przemysłu przynosi teraz największe zyski, większość z ludzi powie, że nafta. „Nafta rządzi światem” – to było hasło światowej lewicy w okresie międzywojennym i jeszcze trochę po wojnie. Ale teraz już tak nie jest. Największe zyski osiągają producenci leków i środków pielęgnacji urody. I zrobią wszystko, żeby te zyski stale zwiększać. Bo nie jest prawdą, że istnieje jakaś granica, przed którą bogaty zatrzymuje się i mówi:

– Chyba już mi wystarczy, jakoś z biedą na bentleya i jachcik wystarczy.

 

Coraz więcej chorób, coraz więcej lekarstw

 

Jeszcze w czasach mojej młodości aspiryna leczyła wszystkie skutki przeziębień. Dzisiaj mamy lekarstwa na katar zwykły, przewlekły, bardzo przewlekły, chroniczny, napadowy, zaskakujący i męczący. Oferują nam lekarstwa uśmierzające ból konkretnych organów, wszystkich kończyn razem i każdej z osobna. Z roku na rok rośnie liczba zdiagnozowanych jednostek chorobowych. Bo każda nowa musi mieć nowe lekarstwo.

Ale co tam lekarstwa… Proszę wejść do jakiejkolwiek apteki i rozejrzeć się. Przecież w każdej z aptek 80 procent miejsc na półkach i w regałach zajmują środki pielęgnacji.  Skutkiem czego, jeżeli lekarz przepisał nam jakieś „poważne” lekarstwo, to nieodmiennie słyszymy: Proszę przyjść jutro, sprowadzimy to dla pana.

Rozumiem to tak, że aptekarz nie ma już miejsca na lekarstwa, bo musi trzymać na półkach całe „linie” środków na zmarszczki. A są osobne dla każdej z kilkunastu rodzajów skór, dla różnych przedziałów wieku, na każdą z czterech pór roku, do życia w mieszkaniach suchych i wilgotnych…

Pojawiła się nawet „medycyna urody” jako osobna specjalność. Powstają salony piękności, rehabilitacji, medycyny naturalnej, tybetańskiej, azteckiej, mongolskiej, chińskiej, japońskiej i malajskiej. Nie spotkałem jeszcze salonów aborygeńskich i buszmeńskiej, ale to kwestia czasu.

Państwowa służba zdrowia twierdzi, że „przeprowadza rehabilitację w ograniczony zakresie”, bo fizjoterapeutów nie ma. Nie ma w służbie zdrowia, ale w prywatnych gabinetach i klinikach czekają.

Coraz częściej widzimy w telewizji panie, które cudownie odmłodniały. A starsze aktorki, nie chcące grać babć, pojawiają się w drugim wcieleniu jako o wiele młodsze. Młodsze od siebie samych sprzed 20 lat. Wybitna aktorka Ewa Wiśniewska powiedziała, że jej młodsze koleżanki zamiast ust mają teraz parówki. No cóż, botox może i pomaga na skórę, ale na mózg nie bardzo. A „władcy świata”? Gdy widzę ponaciąganych Berlusconiego i Putina budzi się we mnie litość. Inny problem, czy taki Putin nakazał teraz wszystkie swoje starsze zdjęcia i filmy retuszować?

 

Domagam się światowego śledztwa

 

Długo zastanawiałem się, kto wprowadził obowiązkową modę na młodość. Rozpatrywałem różne warianty i zawsze wychodziło mi, że stoją za tym producenci leków i środków upiększających. Bo tylko oni mają w tym interes. A przecież starorzymska zasada „cui bono” podpowiada nam, że zbrodni dopuszcza się ten, kto ma w tym interes.

Producenci leków i środków do poprawy urody twierdzą, że owszem, że sama produkcja nie kosztuje wiele, ale już badania leków są niebywale drogie. Dziwne, że jakoś nikt z mediów nie wspomina, że jakieś 7 lat temu w USA wybuchła niebywała afera, gdy którejś z rządowych agencji zechciało się sprawdzić dużego producenta, czy rzeczywiście prowadzi on badania, przed wprowadzeniem leków na rynek. Okazało się, że żadnych badań nie ma. Nałożono na chciwca karę kilkunastu milionów dolarów i już. Mówię „i już” bo jakoś nie przeprowadzono kontroli w innych krajach…

U nas również nikt się tym przypadkiem nie zajął. Może nie było akurat gotowych do pracy lekarzy, biochemików i prostych laborantów, bo wszyscy wyjechali na wycieczki zagraniczne, fundowane przez producentów i hurtowników leków – lekarzom właśnie.

Podsunąłbym naszym władzom śledczym zajęcie się sprawą rynku leków. Bo jeżeli na tym rynku nie działa mafia, to ją nazwać? A może są tam zmowy cenowe? Może jakieś układy producentów, hurtowników i aptekarzy? A za carskich czasów za zmowę szło się na Sybir. I to akurat – przypadkiem – było w tej Rosji dobre.

Ja bym się – proszę Państwa – nie śmiał, z tego co napisałem. Bo sprawa jest ważna i warto poniuchać. Ale radziłbym niuchającym, by nie korzystali z żadnych nowości medycznych na polepszanie węchu…