Dawno, dawno temu – to banał, ale może trzeba o tym przypominać – gazety były redagowane także na obszarach, które nie miały niepodległości lub tej suwerenności, jako państwa, nie odzyskały. Więcej, z postępem techniki media były najlepszym, poza wojną, narzędziem na rzecz odzyskania bytu państwowego. Przykłady można mnożyć, ale wystarczy podać jeden – Polska. Nie będzie to jednak felieton o prasie sprzed 1918 roku…
Niestety, zamiast zagłębiać się w arcyciekawe meandry polskich gazet codziennych i periodyków z okresu odzyskiwania niepodległości Polski, trzeba dzisiaj się zastanowić, czy polskie media działają tak jak powinny funkcjonować w krajach suwerennych? Otóż, moim zdaniem, większość niestety nie działa w ten sposób. Zdecydowanie ponad 75 proc. portali, gazet, rozgłośni i telewizji to działające w Polsce hybrydy udające wolność słowa, tuszujące swoją wewnętrzną cenzurę i manipulujące odbiorcami. Manipulacja w tym przypadku to bardzo eleganckie określenie kłamstwa – kreowane na potrzeby propagandy politycznej poprawności.
Jest tak źle, że może być tylko lepiej?
Nie trzeba chyba przypominać, że większość mediów na świecie – także te w sercu Unii Europejskiej, w Polsce – promują idee liberalne, lewicowe i lewackie, jeśli to w ogóle są idee. Co gorsza, nie ma u nas od końca ubiegłego roku dotychczasowego pluralizmu medialnego. To znaczy, że w głównym nurcie mediów nie można już znaleźć takich rozwiązań jak w latach 2016 – 2023, gdzie konserwatywne były media publiczne i w mniejszym stopniu prywatne, bo rząd któremu podlegają media państwowe był konserwatywny. A dużych prywatnych mediach, sprzyjających opozycyjnym wobec rządu liberałom, lewicowcom i lewakom, dominowały poglądy zupełnie inne, często określane jako właśnie politycznie poprawne.
Bałagan? Nie. Należało tylko wprowadzić zupełnie nowe prawnie nowoczesne regulacje medialne, aby uprościć i uczynić przejrzystym wybór szefów mediów publicznych na styku Rady Mediów Narodowych i Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Te instytucje często były wobec siebie dziwne zależne, ale też zupełnie oddzielne. Polityka…
Błędy konserwatywne
Zjednoczona Prawica miała na reformę medialną dwie kadencje. Dzisiaj nie czas na nieustanne okładanie medialną pałką polityków konserwatywnych, choć to oni popełnili w tej materii sporo błędów. Tylko, że trzeba o tych błędach pamiętać, aby nie powtarzać ich w przyszłości a nie ciągle rozdrapywać rany. Przede wszystkim należy wbić do głów polityków nie tylko prawicy, że media publiczne, jeśli mają przetrwać, nie mogą być instrumentalnie wykorzystywane przez partie rządzące. I tu pojawia się pewna sprzeczność. Bowiem rzecz jednak w tym, że media publiczne są państwowe, rządowe, de facto zarządzane przez nominatów Rady Ministrów.
Trudno rozwiązać ten problem, ale naprawdę da się. Wiem coś o tym, bo pracowałem w telewizji publicznej w tamtym czasie. Przyznać jednak należy, że zmiany w mediach publicznych w latach 2016 – 2023 były najkorzystniejsze dla odbiorców od 1989 r. Poprawiono przekaz społeczny i wzmocniono stronę techniczną. Przyjęto do pracy wiele nowych osób, które nie chciały powielać „wzorców” swoich nowych koleżanek i kolegów zatrudnionych jeszcze w PRL. Pojawiło się wiele nowych programów, których już nie ma, ale wkrótce będą się o nie upominać odbiorcy. Także ci, którzy byli niechętni mediom publicznym za rządów konserwatystów. Co zatem się stało, że dzisiejsze tzw. środki masowego przekazu są narażona na całkowitą utratę niepodległości i zwijanie się jako instytucje państwowe?
Medialny zamach stanu 19/20 grudnia 2023 r.
Często słyszę uwagi, że nazywanie wydarzeń rozpoczętych przez rząd Donalda Tuska 19 grudnia 2023 roku medialnym zamachem stanu jest nadużyciem. Wielu dziennikarzy straciło pracę za taką, barwną, nacechowaną publicystyką, interpretację bezprawnego przejęcia przez rząd utworzony 13 grudnia mediów publicznych. Dlaczego? Bo to był medialny zamach stanu i rząd chce to zakrzyczeć bredniami o „zbrodniach PiS”. Bo ten proces zamachu stanu w mediach nadal pełza w postaci fikcyjnej likwidacji TVP, PR i PAP i powołania, także nielegalnie, marionetkowych członków władz tych instytucji.
Czymże jest siłowe przejęcie mediów jak nie zamachem stanu? To jasne, że zwycięska ekipa parlamentarna może decydować o mediach państwowych – publicznych, ale zmiana ich zarządów to nie zmiana koszuli, kurtki lub samochodu. Pozostańmy przy porównaniu motoryzacyjnym – pojazd elektryczny, czyli zawodny, modny w UE liberalny i lewacki napęd mediów publicznych powinien być wprowadzony zgodnie z prawem i obyczajem. A przecież było to bezprawie przypominające w grudniu ub. roku napad na bank. Napad zbirów, którzy chcieli jak najszybciej się wzbogacić. Polityka to nie praca przy układaniu kwietnych dywanów, ale – na Boga – to też nie wbijanie noża w plecy. Nie było odpowiedniego prawa, trzeba było je uchwalić. Rząd 13 grudnia pod wodzą premiera Tuska miał i ma (nie wiadomo jak długo jeszcze) większość parlamentarną i nie umiał tego zrobić? Nie umiał, czyli to nie jest dobra polityczna koalicja.
I ostatnie argumenty na bandytyzm, nie tylko polityczny, obecnie rządzącej ekipy. Medialny zamach stanu to fakt, bowiem jego cechą zawsze jest wyłączanie nadajników, tak aby dezinformować społeczeństwo, wprowadzać je w błąd albo świadomie podburzać do rozruchów. Najlepiej w Święta Bożego Narodzenia. To nie scenariusz puczu politycznego i medialnego w krajach afrykańskich, południowoamerykańskich, czy azjatyckich. To był scenariusz medialnego zamachu w Polsce.
Uderzono nie tylko w media publiczne zwalniając i zastraszając setki dziennikarzy. Złamano też wszelkie zasady stosując nielegalne metody wobec innych środków przekazu. Represje rządu Tuska dotyczą od prawie roku konserwatywnych mediów. Władze urządziły nagonkę m.in. na: TV Republika, media Gazety Polskiej, Tygodnik Solidarność, Tysol pl., telewizję wPolsce24 i inne media Fratrii oraz Do Rzeczy i Orle Pióro, TV Trwam, czy Radio Maryja lub Radio Wnet – przepraszam, że nie wymieniam wszystkich, ale byłaby to bardzo długa lista.
Utrata niepodległości medialnej
Pomijając żenujący fakt, że prawie prezydent wszystkiego i Warszawy, czyli Rafał Trzaskowski i rząd jego partii PO, szykanują organizatorów i uczestników Marszu Niepodległością, to coraz więcej mediów działających w Polsce traci suwerenność. Dlaczego zestawiam te fakty obok siebie? Bo najpierw odbiera się ludziom wolność zgromadzeń, wolność sława a potem wmawia się im, że mogą z tych wolności korzystać, ale tylko w mediach, które popiera rząd, czyli według prawa, jak je rozumie formacja premiera Tuska.
Nie chcę stygmatyzować Polaków wybierających na przykład TVN, TVP zamiast TV Republika i telewizji wPolsce 24 czy TV Trwam. Nie ma sensu. Należy tylko, o czym ten rząd nie chce pamiętać, dać wszystkim równy dostęp do wszystkich mediów, nie prześladować tych, których dziennikarze mają inne niż rząd poglądy społeczne. I błagam, nie zawracajcie mi proszę uwagi, że dziennikarstwo to „bezwzględny obiektywizm”. Tysiąc raz powtarzałem i powtórzę tysiąc pierwszy raz: nie ma obiektywizmu dziennikarskiego, jest tylko rzetelność. Nie tylko medialna. Poza tym, należy wystrzegać się jak ognia komentarza w programach stricte informacyjnych. No chyba, że serwis podzielono na część z wiadomościami i panel publicystyczny. Poza tym, jeśli się nie łamie prawa, można promować linię redakcji. Jakie regulacje zabezpieczą takie rozwiązania, które na początku lat 90. Były, w większości mediów, obowiązujące bez zapisów prawa? Nie wiem, ale od tego są politycy wszystkich partii. W końcu za to im płacimy. A te zasady dotyczą wszystkich wydawców i tych liberalnych z domieszką lewacką i tych konserwatywnych.
Niepodległość medialna, tak jak ją tutaj nazwałem, to w gruncie rzeczy bardzo prosta droga do demokracji. Niestety demokracja jest w agonii, takoż i niepodległość w mediach całego świata. Bo jest różnica, czy medium nadaje na koniec programu Odę do radości czy Mazurka Dąbrowskiego.