Dajemy przestrzeń do debaty  – rozmowa z BOGUSŁAWEM CHRABOTĄ, redaktorem naczelnym „Rzeczpospolitej”

Jesteśmy raczej dziennikiem zachowawczym niż walczącym. Bliżej nam do realizowania zasady relato refero, niż do bycia gazetą tożsamościową. Czytelnicy to doceniają – mówi redaktor naczelny „Rzeczpospolitej” Bogusław Chrabota.

 

„Rzeczpospolita” świętuje stulecie urodzin. Czym, według jej redaktora naczelnego, różni się od innych polskich dzienników?

 

W realizowaniu naszej misji staramy się być wierni dziennikarstwu niezaangażowanemu. „Rzeczpospolita” jest gazetą konserwatywno-liberalną otwartą na dyskurs publiczny. Publikujemy na naszych łamach szerokie spektrum poważnych opinii od prawa do lewa. Nie zawsze są to wypowiedzi ludzi, którzy podzielają nasze poglądy, czasem są naszymi przeciwnikami, ale szanują nas. Dajemy większą przestrzeń do debaty publicznej niż jakakolwiek inna gazeta w Polsce. Jesteśmy raczej dziennikiem zachowawczym niż walczącym. Bliżej nam do realizowania zasady relato refero, niż do bycia gazetą tożsamościową. Czytelnicy to doceniają.

 

Dziennik, którym pan kieruje, różni się też wizualnie od innych gazet codziennych. Jest bardziej przejrzysty i czytelny.

 

„Rzeczpospolita” jest najlepiej ułożoną gazetą w sensie formatowym. W sposób klarowny definiujemy jedynkę, czyli stronę tytułową, dwójkę, na której są komentarze redakcyjne, oraz trójkę, gdzie są felietony. Pandemia trochę pokrzyżowała nam plany, ale generalnie staramy się nie mieszać tych trzech elementów. Układ sekcji również jest bardzo klarowny. Myślę, że sporo w tym mojego osobistego wkładu, ponieważ zajmowałem się formatowaniem programów w telewizji Polsat. To wiedza z pogranicza marketingu.

 

Duży nacisk „Rzeczpospolita” kładzie na gospodarkę.

 

Jesteśmy gazetą konsekwentnie zorientowaną na polską gospodarkę. To najważniejszy temat dla nas i zazwyczaj na jedynce jest jakiś twardy news ekonomiczny. Staramy się mówić o gospodarce uczciwie i bez ideologizowania. Dzięki temu nie mamy problemu z pozyskaniem wywiadu albo stanowiska od ludzi z obecnego rządu. Tam, gdzie rządzący zasługują, żeby ich pochwalić, robimy to, a tam gdzie należy się krytyka, nie szczędzimy jej. Jeżeli obecny rząd wspiera rynek jesteśmy za, a kiedy go niszczy, jesteśmy przeciwko. Robimy to w sposób otwarty, a to sprawia, że mieścimy się w najlepszej tradycji światowej prasy gospodarczej.

 

Wspomniał pan, że „Rzeczpospolita” jest gazetą zachowawczą. Trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem, w przeciwieństwie do „Gazety Wyborczej” nie drukujecie na łamach kwestionariuszy do zbierania podpisów poparcia dla polityków.

 

„Gazeta Wyborcza” jest dziennikiem walczącym, wywodzącym się z określonego środowiska. Ale bardzo szanuję ich za to, co robią. Jestem daleki od krytykowania konkurencji. Po drugiej stronie też obserwujemy zaangażowanie politycznie, można to dostrzec choćby w „Gazecie Polskiej”. Ale są to prywatne media, więc ich właściciele mają absolutne prawo do realizowania działań, które uznają za dobre dla tytułu i potrzebne z perspektywy odbiorcy. Czytelnik „Rzeczpospolitej” raczej nie ceni walczących mediów.

 

A za co czytelnik najbardziej ceni pański dziennik?

 

Sądzę, że za wyważenie dyskursu i obiektywizm.

 

Jakie największe wyzwania stoją przed „Rzeczpospolitą”? Sprzedaż papierowych wydań dzienników spada, rozwój internetu wymusza określone działania.

 

Rzeczywistość wymusiła zdywersyfikowanie źródeł przychodów. Papierowy nakład gazety i ukazujące się w nim reklamy nie są naszym jedynym i podstawowym źródłem przychodów. Są nimi inne elementy wspierające. W przypadku „Rzeczpospolitej” duża część budżetu jest pozyskiwana z tzw. brendingu.

 

Czyli?

 

Z certyfikowania wydarzeń publicznych, np. konferencji. Jesteśmy głównym partnerem medialnym kongresów. m.in. Forum Ekonomicznego w Krynicy. Postawiliśmy na takie rozwiązania, ponieważ dążymy do bycia hubem informacyjnym, który zarządza informacjami i dystrybuuje je wykorzystując różne kanały. Czas dominacji papierowych gazet już minął, jest to już tylko jeden z aspektów funkcjonowania dziennika. Opieranie się na papierowej wersji gazety jako na podstawowym rozwiązaniu jest fundamentalnym błędem. Chociaż nie sądzę, żeby gazety papierowe całkowicie zniknęły, ponieważ papier jest szalenie ważny i jego rola jeszcze przez długie lata będzie istotna.

 

Ale raczej ta rola będzie symboliczna.

 

Nie wiem. Lata temu sądziłem, że wiem wszystko na temat przyszłości mediów, natomiast dziś mogę stwierdzić, że nie wiem nic. Można zaobserwować pewne tendencje i trendy na rynku, ale wydawnictwa, które przedwcześnie zlikwidowały wydania papierowe, popełniły fundamentalny błąd. Niektórym udało się wrócić na rynek z wersją papierową, jak amerykańskiemu „Newsweekowi”. Ta sztuka nie udała się tym, którzy jako pierwsi odeszli od papieru, zakładając, że będą rozwijać się wyłącznie elektronicznie. Mam na myśli „Boston Globe”. Dokąd będzie można utrzymać wydania papierowe to „Rzeczpospolita” będzie ukazywać się również w tradycyjnej formie. Przykład „Pulsu Biznesu” pokazuje, że jest sens wydawać gazetę papierową nawet przy nakładzie poniżej 10 tysięcy egzemplarzy.

 

Czytelnicy weekendowego wydania „Rzeczpospolitej” –  „Plusa Minusa” wolą czytać go w wersji papierowej czy elektronicznej?

 

Zdecydowanie wolą lekturę w wersji papierowej. „Plus Minus” jest bardzo tradycyjnym medium i ma stabilną sprzedaż.

 

Porównywalnym produktem do niego jest „Tygodnik TVP”, który ukazuje się co piątek, ale tylko w internecie.

 

„Tygodnik TVP” nie ma prestiżu, który „Plus Minus” zdobył przez trzydzieści lat ukazywania się. Nasz dodatek to praca pokoleń, wykonywana m. in. przez Gustawa Herlinga-Grudzińskiego czy Macieja Rybińskiego. Czytelnik o tym pamięta. Życzę Dominikowi Zdortowi (szef „Tygodnika TVP” – przyp. red.) i jego ekipie wszystkiego najlepszego, ale czeka ich jeszcze sporo pracy. Pojawia się pytanie, czy w medium tak niestabilnym jak TVP praktyka budowania takiego tytułu się powiedzie. Szczerze w to wątpię.

 

Dlaczego?

 

Zbudowanie solidnego medium zajmuje lata.

 

Czy w obecnej „Rzeczpospolitej” widać jeszcze wpływ Dariusza Fikusa? Był redaktorem naczelnym dziennika w latach 1989-1996.

 

Oczywiście, ponieważ przeformatował gazetę rządową w niezależny dziennik. Prowadzący gazetę cały czas walczyli z jakąś formą uzależnienia od rządzących, którzy chcieli taktować pismo jako swój biuletyn.

 

Organ rządowy PRL – taka była „Rzeczpospolita” w styczniu 1982 r.

 

Na szczęście Fikusowi udało się manewrować i stworzył pismo z instynktem gospodarczym. Dla nas to wyznacznik, którego konsekwentnie się trzymamy. Oczywiście, czasy są już inne, a Fikusowi bliżej jest do Gutenberga, niż do współczesnego medium.

 

Gdyby pan miał wymienić dziesięć historycznych postaci związanych z „Rzeczpospolitą”, kogo by pan wskazał?

 

Na pewno założyciela gazety Ignacego Jana Paderewskiego. Także Stanisława Strońskiego wieloletniego redaktora naczelnego do momentu sprzedaży pisma Wojciechowi Korfantemu. Ważnym publicystą w czasach międzywojennych był Kornel Makuszyński, podobnie jak felietonista Adolf Nowaczyński.

 

Niezwykle ostre pióro. Do wymienionego przez pana grona dodałbym postać Tadeusza Dołęgi Mostowicza.

 

Właśnie! Zapomniałem o nim, kiedy wymieniałem wcześniejsze nazwiska.

 

A z postaci „Rzeczpospolitej” w czasach PRL na kogo by pan zwrócił uwagę? W pierwszym numerze z lipca 1944 r., który ukazał się w Chełmie wydrukowano manifest PKWN.

 

Czas po II wojnie światowej, kiedy „Rzeczpospolita” była gazetą komunistyczną mnie nie interesuje, więc nie mam nic na ten temat do powiedzenia. Nie czytałem wówczas ani nie interesowałem się „Rzeczpospolitą”. Czy tam wówczas byli ważni ludzie? Pewnie dla swojej epoki i dla ówczesnej władzy byli ważni. Jednak to nie były moje rejony działania. W latach 80. działałem w podziemiu i pisałem do gazet ukazujących się w drugim obiegu, do prasy emigracyjnej i do „Tygodnika Powszechnego”. Mój tekst ukazał się też w „Znaku”. Wszystkie artykuły publikowałem pod nazwiskiem, a nie wszyscy wtedy decydowali się na taki krok. W bardzo młodym wieku miałem na koncie sporą ilość publikacji ukazujących się w podziemiu. W oficjalnych mediach pojawiłem się po 1989 r.

 

Dobrze, poproszę więc o nazwiska postaci, które odcisnęły niezmywalne piętno na „Rzeczpospolitej” po 1989 r.

 

Będzie to wspomniany już Dariusz Fikus, a także Maciej Łukaszewicz i Piotr Aleksandrowicz. Trzej wielcy ludzie w historii tej gazety. Do grona ważnych postaci zaliczyłbym felietonistę Macieja Rybińskiego, redaktora naczelnego Pawła Lisickiego, z którym nie zawsze nam było po drodze, ale to człowiek, który wiele zrobił dla pisma. Nazwisk osób zasłużonych dla naszej gazety  jest wiele. Z osób, które obecnie są w „Rzeczpospolitej”, nie mogę nie wspomnieć o dziennikarzach sportowych Mirosławie Żukowskim i Stefanie Szczepłku, o specjaliście od  dziennikarstwa międzynarodowego Jurku Haszczyńskim, no i oczywiście o filarze sekretariatu redakcji Tomaszu Sobieckim. Na tych nazwiskach poprzestanę, ale w „Rzeczpospolitej” pracują jeszcze dziesiątki kolegów, którzy są bardzo ważnymi postaciami naszej gazety.

 

Rozmawiał TOP

 


 

Bogusław Chrabota

Rocznik 1964. Absolwent prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, doktorant w Instytucie Nauk Politycznych UJ. W latach 90. stypendysta Departamentu Stanu Stanów Zjednoczonych, National Forum Foundation oraz amerykańskich uniwersytetów Hartford, UMASS, Boston College i Columbia. W latach 80. publikował m.in. w „Brulionie”, „Tumulcie”, „Promienistych”, „Tygodniku Powszechnym”, „Znaku”. W latach 90. pisał do „Czasu Krakowskiego”, „Press”, „Ozonu”, „Newsweeka”, „Wprost”. Po 1989 r. został dziennikarzem Ośrodka TVP w Krakowie. Pełnił funkcję zastępcy redaktora naczelnego Telewizyjnej Agencji Informacyjnej (1992-1993). W 1993 r. został dyrektorem programowym Polsatu. Od stycznia 2013 r. jest redaktorem naczelnym „Rzeczpospolitej”.